piątek, 31 października 2014

“Miasto kłamstw. Cała prawda o Teheranie” Ramita Navai

foto: archiwum własne
Brytyjska dziennikarka irańskiego pochodzenia napisała reportaż , który czyta się jak znakomitą powieść. Autorka opisuje w nim historię ośmiu wyrazistych postaci, które spotkała podczas swoich wędrówek po Wali Asr, głównej arterii miasta kłamstw. Jest ona zarazem osią tych opowieści. Poznajemy Dariusza, członka MEK (Modżahedin-e- Chalgh, Bojownicy Ludowi), zdradzaną małżonkę- Somaję, Amira- syna zamordowanych przez reżim wrogów politycznych, Biżana- gangstera i handlarza narkotyków, byłego członka japońskiej Yakuzy, Lejlę- prostytutkę, Morteza- żołnierza Basidż (paramilitarnej straży obywatelskiej) będącego jednocześnie homoseksualistą (co z definicji powinno się wykluczać), Asghara, który większość życia poświęcił hazardowi i rozrywkom przy czym ściśle przestrzegał dżawanmardi (kodeksu honorowego) oraz Faridę, dawną członkinię towarzyskiej śmietanki z najwyższego szczebla, obecnie podupadłą “lwicę salonową”. I jest to mieszanka wybuchowa. W każdej opowieści roi się od obyczajów, nakazów i zakazów związanych z wiarą, a w opozycji do nich mamy konflikty wewnętrzne i wyzwania, przed którymi stają bohaterowie. Muszą lawirować, muszą kłamać, często poświęcać własne szczęście, aby ocalić życie. Ramita Navai nie stara się ich oceniać ani nie usprawiedliwia, mówi jak jest, aby przeżyć w Teheranie trzeba umieć się dostosowywać, reagować błyskawicznie na zmieniające się okoliczności. Bardzo ciekawie opisany jest dysonans między południową, biedną częścią miasta a bogatą północną, w której więcej uchodzi płazem. Nieraz uśmiechałam się czytając o nienawiści do Zachodu, tępieniu amerykańskich wzorców, a dwa akapity dalej jakaś postać poruszała się po mieście porsche, dodgem, mustangiem, cadillakiem etc. Widać, że pomimo opisywanej hipokryzji niektórych Irańczyków, dylematów związanych z wiarą, przerysowania kilku bohaterów autorka stara się przekazać szczery obraz miasta, które zna ze swojej młodości i nadal darzy wielkim sentymentem. Navai pisze tak, że niemal czujemy się jakbyśmy sami podążali szeroką Wali Asr, obserwowali uliczny zgiełk i wdychali kłęby spalin. Dawno nie czytałam tak dobrego reportażu, wspaniały, niezwykle żywy i plastyczny portret Teheranu. Polecam.

niedziela, 26 października 2014

“Opowieści z Narnii. Książę Kaspian” C.S. Lewis


Kolejna odsłona cyklu, który pojawił się już na blogu. Jedna z moich ulubionych książek z dzieciństwa. Czwórka rodzeństwa- Zuzanna, Piotr, Edmund i Łucja za sprawą czarów z ponurego peronu brytyjskiej stacji kolejowej przenoszą się do magicznej krainy- Narnii. Okazuje się, że rok, który upłynął od ich nieobecności według ich ludzkich wyliczeń, dla Narnijczyków oznacza całe stulecia. Dzieci przybywają na wyspę i początkowo nie mogą odnaleźć się w zastanej rzeczywistości, gdyż z upływem czasu zmianie uległ nawet krajobraz. Próżno w tej opustoszałej krainie szukać śladów jej dawnej świetności. Po jakimś czasie trafiają do ruin zamczyska, okazuje się, że to ich dawna siedziba, Ker- Paravel, odnajdują swe atrybuty władzy, wszystkie poza magicznym rogiem, który ma nieść pomoc potrzebującym. Równolegle do wątku rodzeństwa prowadzona jest historia Kaspiana, potomka podstępnie zamordowanego króla Telmarów, który dorasta pod okiem swego wuja, groźnego Miraza. Uzurpator przejmuje rządy w kraju i z wytęsknieniem oczekuje narodzin potomka. Gdy wreszcie spełniają się jego nadzieje Kaspian jest zmuszony ratować się ucieczką. Jedyną osobą w królestwie, która mu w tym pomaga jest stary nauczyciel, który podobnie, jak wcześniej niania, opowiada mu barwne historie dotyczące dziejów starej Narnii. Książę w lasach natyka się na prawowitych mieszkańców królestwa- mówiące zwierzęta, centaurów, karłów, faunów, olbrzymów. Jedynie drzewa pozostają niewzruszone, jakby utraciły swe magiczne właściwości. W tym samym czasie gdy Kaspian i Narnijczycy stają do nierównej walki z Mirazem dzieci próbują przedostać się do Kopca Aslana i udzielić im pomocy. Mamy tu barwne opisy bitew, pojedynków, taktyki wojennej, nawiązania do mitologii greckiej- Bachanalia, oczywiście do Biblii również- zarówno Telmarowie, jak i dawni królowie Narnii są Synami Adama i Córami Ewy. Tradycyjnie już lew Aslan ratuje mieszkańców magicznej krainy wzywając na pomoc duchy drzew, bitwa zostaje wygrana, nastaje pokój, a prawowitym królem Narnii zostaje Książę Kaspian. Rodzeństwo za sprawą tajemnego przejścia wraca do Anglii, dla Piotra i Zuzanny jest to koniec przygód, oni już nigdy nie postawią stopy w magicznej krainie, co możemy tłumaczyć symbolicznym przejściem w dorosłość. I na zakończenie dodam, że znalazłam w tej części cyklu bardzo ciekawy cytat o buku: "Spojrzała na drzewo buku, pod którym stała. Ach, ono byłoby najwspanialsze! Byłoby pełną wdzięku i godności gładkolicą boginką, panią lasu."
foto: archiwum własne

czwartek, 23 października 2014

“Skradziona” Clara Sánchez

foto: archiwum własne
Hiszpańska pisarka napisała książkę inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. W latach siedemdziesiątych, za rządów generała Franco, porywano dzieci tuż po narodzinach i sprzedawano. Proceder ten ciągnął się również, co jest zaskakujące, po obaleniu reżimu. W zależności od źródeł dowiadujemy się, że sprawa dotyczy 60 000 lub nawet 300 000 rodzin. W ten haniebny proceder zamieszani byli lekarze, położne, ludzie Kościoła, pośrednicy, urzędnicy państwowi. Afera medialna wybuchła 27 stycznia 2011 roku, kiedy to stowarzyszenie skupiające osoby, będące ofiarami takich porwań zdecydowało się złożyć skargę do Prokuratury Generalnej. Do pozwu dołączały kolejne osoby. Sprawa zelektryzowała opinię publiczną, w marcu 2011 roku trafiła do hiszpańskiego Parlamentu. Wszystkie te wydarzenia w ciekawy sposób opisuje artykuł pod tytułem “Tysiące ukradzionych dzieci”, napisany przez Macieja Stasińskiego, który ukazał się 12 kwietnia 2011 roku w “Wysokich obcasach”.

Jeśli chodzi o powieść Clary Sánchez mam mieszane uczucia. Pisarka opisuje historię z perspektywy dwóch rozdzielonych sióstr- Veroniki i Laury. To właśnie Laura tuż po narodzinach została odebrana matce i sprzedana bogatej hiszpańskiej rodzinie. Betty nigdy nie pogodziła się ze stratą dziecka i poświęciła życie na poszukiwania, później swoją obsesję przekazała córce- Veronice. Stopniowo odkrywamy tę historię, wszystkie powiązania. Dowiadujemy się, że tak naprawdę nikomu w otoczeniu sióstr nie można ufać. I chociaż główny wątek jest bardzo ciekawy, a dylematy Laury, której dotychczasowe życie ulega rozpadowi po spotkaniu z Veronicą są przedstawione znakomicie, to w książce mamy niepotrzebne powtórzenia i dłużyzny oraz dziwaczne wątki poboczne- nastoletnie miłości obu sióstr, które autorka mogła sobie darować.

Zastanawia mnie też czarno- białe przedstawienie historii. Delikatna Betty, jej mąż, niezbyt zamożni versus demoniczna, bogata babka Laury- Lilly i jej skrajnie nieodpowiedzialna córka Greta. Szlachetność i dobro kontra zło wcielone, a przecież zarówno tym, którzy dziecko utracili, jak i tym, którzy je kupili wmawiano brednie, żeby transakcja mogła dojść do skutku. Rodziców informowano, że dziecko zmarło przy porodzie, a parom, które pragnęły je “adoptować” serwowano historię o biednej rodzinie, której nie stać na utrzymanie niemowlęcia i pragnącej w tej sposób zapewnić mu lepszy byt.

Język tej powieści również mnie zdziwił, momentami piękne literackie opisy, metafory aż tu nagle jak atramentowy kleks lub kwiatek do kożucha wepchnięty jakiś kolokwializm. Generalnie książka jest ciekawa, temat bulwersujący, ale peanów na jej cześć napisać nie potrafię. Czyta się dosyć szybko. Polecam zainteresowanym. Przy tej okazji warto przypomnieć książkę "Mam na imię Victoria. Zaginione dzieci Argentyny" autorstwa Victorii Dondy. Jest to relacja z pierwszej ręki dotycząca wydarzeń, które miały miejsce w Argentynie. W latach 70., 80. wrogów reżimu skazywano na śmierć i zabierano im dzieci. Zmieniano ich tożsamość i oddawano do adopcji rodzinom "dobrze widzianym politycznie". Victoria jest właśnie takim odebranym biologicznym rodzicom dzieckiem, o czym dowiedziała się po latach życia w kłamstwie. Ten reportaż zdecydowanie polecam.

sobota, 18 października 2014

“Niechciani” Yrsa Sigurdardóttir

foto: archiwum własne
“Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie?” te słowa Adama Mickiewicza, pochodzące z II części “Dziadów” dobrze ilustrują to, co czułam czytając powieść islandzkiej pisarki. To było moje pierwsze spotkanie z Yrsą Sigurdardóttir i momentami rzeczywiście się bałam. Pewnej nocy byłam bliska zawału, jak tuż po zgaszeniu światła w sypialni usłyszałam rumor. Okazało się, że wielka góra prania, którą przygotowałam sobie do prasowania na następny dzień zsunęła się na podłogę. Czytam opowieść o duchach, a zaraz potem coś takiego. Przypadek? Historia opisana w książce rozgrywa się na dwóch planach czasowych- współcześnie i w latach 1973-74. Ódinn dostaje za zadanie przygotowanie raportu na temat położonego na odludziu domu wychowawczego dla chłopców. Właśnie tam, w Krókur, w latach siedemdziesiątych działy się dziwne rzeczy...Wychowawcy- zdziwaczałe małżeństwo, podejrzanie mocno uduchowione, a jednak pozbawione empatii niejedno ma na sumieniu. Czy są w jakiś sposób odpowiedzialni za śmierć dwójki swoich podopiecznych czy był to nieszczęśliwy wypadek? Główny bohater próbuje dociec prawdy, jednocześnie musi uporać się z upiorami z własnego życia. Pół roku przed podjęciem przez niego śledztwa w tajemniczych okolicznościach zginęła jego była żona, musi sam stawić czoła wychowywaniu nastoletniej córki- Rún. Zastanawia mnie czy to przypadek czy autorka celowo wybrała takie imię? Jedno ze znaczeń islandzkiego słowa rún to sekret, tajemnica. Rzeczywiście dziewczynka jest przepełniona mroczną aurą, introwertyczna, nie szuka kontaktu z rówieśnikami, jakby miała coś do ukrycia...Podczas dochodzenia Ódinn odkrywa prawdę nie tylko na temat wydarzeń w Krókur, wychodzą na światło dzienne również rodzinne, skrzętnie skrywane tajemnice. Jest to powieść solidnie napisana, konstrukcja twarda i wytrzymała jak beton, wyraziste postaci, wciągająca fabuła, ciekawe zakończenie. I ten niepokój, który towarzyszy otwieraniu kolejnych kart. Klimatem przypominała mi hiszpańskie horrory, które w ostatnich latach zyskały na popularności i dlatego też jestem skłonna zarzucić jej pewną wtórność. “Kręgosłup diabła”, “Sierociniec”- fabuła skupia się wokół sierocińców, przeznaczonych dla chłopców, w których wcześniej doszło do tragedii, ktoś zginął, trwa żmudne odkrywanie prawdy, z towarzyszeniem nadprzyrodzonych mocy, w przerażającej atmosferze. Znajome? Dodajmy jeszcze krytykowaną przez wielu “Ciemność”, gdzie cała rodzina powoli ulega destrukcji, a ma to związek z historiami z przeszłości, napięcie w tej historii przypomina sinusoidę, u Yrsy Sigurdardóttir jest podobnie. Niemniej jednak jest to książka bardzo dobra, wciągająca i godna polecenia.

czwartek, 16 października 2014

“Śpij!” Annelies Verbeke

foto: archiwum własne
Debiutancka powieść flamandzkiej pisarki opowiada o problemie często przez nas bagatelizowanym. Maja, główna bohaterka, nie może spać. Nie jest to jednak kilkugodzinny niedomiar snu, który zdarzyć się może każdemu z nas. W końcu kto nie zarywał nocy przed ważnym egzaminem lub prezentacją albo rozmową kwalifikacyjną? Dziewczyna nijak nie pozwala się objąć Morfeuszowi, trwa to dni, miesiące, nie pomaga nic: leki, terapia, czytanie książek, wizyty u psychiatry. Maja nie śpi, w głowie kłębią się jej myśli i lęki, nie potrafi spokojnie leżeć w łóżku i czekać, aż powieki ciężko opadną odmawiając jej posłuszeńtwa. Czuwa. Jeździ nocą na rowerze, budzi domofonem przypadkowych ludzi. Udaje jej się spotkać, kogoś takiego jak ona sama- nieśpiącego Benoita. Oboje odczuwają ulgę. Zaczynają razem dzielić nocne życie. Wędrówki po pubach, wspólny taniec, spacery, rozmowy. Na tym poprzestanę, żeby nie ujawniać zbytnio treści powieści, a uwierzcie mi dzieje się tu wiele. Pozostaje pytanie czy bezsenność jest jedynym tematem poruszanym przez autorkę? Moim zdaniem nie. Zarówno Mai, jak i Benoitowi pomimo kilku związków w przeszłości dotkliwie doskwiera samotność. Czują się inni i dlatego nie mogą stworzyć satysfakcjonującej relacji z tymi, którzy sypiają bez przeszkód. Ponadto, co wyraźnie da się zauważyć w przypadku Benoita, nie do końca oderwani są od przeszłości, od swojego dzieciństwa i związanych z nim lęków. Zwłaszcza mężczyzna robi wrażenie jakby nadal połączony był sznurem pępowinowym z nieżyjącą matką. W opozycji do wrażliwej, delikatnej, niezdecydowanej Mai Verbeke przedstawia jej siostrę – Sofię. Kobietę silną, niezależną, matkę dwójki dzieci, żonę, która przyłapawszy męża na zdradzie nie waha się odpłacić mu tym samym by następnie ze stoickim spokojem spakować walizki i odejść. Z drugiej strony należałoby zapytać czy całkowite zerwanie z przeszłością jest możliwe? Odpowiedź dają nam słowa autorki: “Uwolnienie od przeszłości tworzy iluzję przyszłości opartą o chęć uniesienia się w powietrze. W związku z tym w chwilach niestrzeżonych nasza przeszłość może nam spaść na głowę. Nic nie przemija całkowicie.” Książka jest przepełniona nostalgią, smutkiem, tęsknotą za miłością, co nie oznacza, że humorystycznych akcentów nie ma. Podobnie, jak Maja uśmiałam się czytając ogłoszenie “Jeśli praca w administracji jest twoim marzeniem”, myśli powędrowały mi do moich własnych doświadczeń, kiedy to próbowałam w trzech urzędach znaleźć zatrudnienie, bezskutecznie jak się okazało. Bardzo mi się podobały słowa, włożone w usta jednej z pacjentek szpitala psychiatrycznego: “Zanim się urodzisz, jesteś zerem, jak umrzesz, znowu będziesz zerem”. W tym przypadku nie mamy do czynienia z określeniem pejoratywnym. Po prostu przychodzimy z nicości i w niwecz, proch obracamy się po śmierci. Tylko od nas zależy czy pomiędzy tymi dwoma zerami zdołamy się jakoś zapisać w historii, wystawić sobie pomnik jak mawiał Horacy. Polecam tę krótką lekturę, na mnie zrobiła duże wrażenie.

środa, 15 października 2014

Moja mafia

foto: archiwum własne
Tym razem słów kilka o mafii, konkretnie o pozycjach z mojej biblioteczki dotykających tego tematu. Historie wiążące się z przestępczością zorganizowaną fascynują mnie od lat. Pamiętam jak z wypiekami na twarzy oglądałam mój ukochany film “Ojciec chrzestny” (do tej pory widziałam go już 50 razy i chyba nigdy mi się nie znudzi; scenariusz jako, że napisany przez samego Puzo jest wierny książce). Honor, rodzina na pierwszym miejscu, omerta, vendetta- to były wartości stawiane przez bohaterów na piedestale. Później długo jeszcze w literaturze można było zaobserwować taki trend - ukazywania sycylijskich (przede wszystkim, ale nie tylko) klanów właśnie od tej strony- szlachetnych, zabierających bogatym, oddających biednym. Moim zdaniem w zasadzie dopiero za sprawą “Gomorry” Roberto Saviano taki wychwalający obraz mafii zaczął się gwałtownie odwracać w powszechnej świadomości (choć starsi ode mnie, którzy pamiętają zastrzelonego przed własnym domem Giancarla Sianiego, pewnie się ze mną nie zgodzą). Rozpoczęto pokazywanie z pełną premedytacją czym jest przestępczość zorganizowana poprzez opisywanie ze szczegółami handlu bronią, narkotykami, wymuszeń, zastraszeń, korupcji, brutalnych zabójstw, wojen między klanami. Przedstawiano niebezpieczeństwa związane z ekspansją mafii. Dziennikarze tacy jak Saviano czy Tizian z narażeniem życia próbują wyeksponować najgorsze cechy klanów, brutalność, ale też łatwość z jaką przestępczość szerzy się pod płaszczykiem legalnych interesów i pod okiem władz. To właśnie książka “Mafia spółka jawna” Giovanniego Tiziana, którą opisywałam na stronie Buk nocą, opowiada o ekspansji mafii z południa Włoch na północ, a także poza granice kraju, mówi o organizacjach działających w “białych rękawiczkach”, niczego się nie lękających, coraz bezczelniej sięgających po władzę. W podobnym tonie o imperium neapolitańskiej kamorry wypowiada się Roberto Saviano i to zarówno we wspomnianej powieści “Gomorra”, jak i w zbiorze opowiadań “Piękno i piekło” (tutaj mam na myśli głównie “List do ludzi z moich stron”, “Mimo wszystko prawda istnieje”, “Kiedy trzęsie się ziemia, beton zabija”, “Tatanka”, “Człowiek, który był Donniem Brasco”, “Wspaniały towar”, “Budować, zdobywać”, “Zaraza i złoto”). Opisując książki potępiające mafijną działalność nie sposób nie wspomnieć dzieła noblisty Gabriela Garcíi Márqueza “Raport z pewnego porwania”. To chyba jedyna jego książka, która nie wpisuje się w nurt realizmu magicznego, zupełnie niepodobna do pozostałej jego twórczości, a zarazem niesamowicie wciągająca, trzymająca w napięciu prawdziwa historia porwań dokonywanych przez ludzi Pablo Escobara w latach '90 w Kolumbii. Kogo porwano nie zdradzę, warto przeczytać ten reportaż by na własnej skórze poczuć strach, niepewność, lęk przed śmiercią uprowadzonych kobiet. Jeśli jesteśmy już przy kartelu narkotykowym z Medellin i osobie Pablo Escobara warto wspomnieć książkę “Księgowy mafii” Roberto Escobara i Davida Fishera, choć trudno uznać wspomnienia brata za obiektywny przekaz odnośnie do osoby największego mafijnego bossa naszych czasów. Escobar od zawsze wzbudzał kontrowersje, bezwzględny dla wrogów z Cali, znienawidzony przez jednych, przez innych kochany. Brudnymi pieniędzmi pochodzącymi z handlu narkotykami dzielił się z biednymi budując dla nich szkoły, szpitale, całe osiedla. Ukrywał się wiele lat przed wymiarem sprawiedliwości, wręczał milionowe łapówki wysoko postawionym urzędnikom i politykom. Podejrzewano, że przez długi czas DEA przymykała oko na jego działalność, aż do czasu zmiany koniunktury, kiedy to postanowiono go odstrzelić przy próbie ucieczki. Kolejny “ukłon w stronę przestępczości zorganizowanej” możemy odnaleźć w powieści Arturo Pereza- Reverte “Królowa południa”. Jest to historia Teresy Mendozy, Meksykanki z Culiacán w stanie Sinaloa (kartel Sinaloa jest jednym z najpotężniejszych karteli narkotykowych na świecie), która po wielu perypetiach, w tym kilku zamachach na swoje życie, a także pobycie w więzieniu staje na czele organizacji przestępczej. Ze zwykłej, nieco ordynarnej dziewczyny mafiosa zmienia się w tytułową Królową Południa- jedną z największych organizatorek transportu kokainy na Morzu Śródziemnym. Z ciekawostek- smaczku powieści dodaje biseksualna orientacja głównej bohaterki. Na koniec, gdybyście chcieli dowiedzieć się dokładnie, jak zostać “Przemytnikiem doskonałym” polecam książkę Luca Rastello, którą również opisywałam na stronie Buk nocą.

wtorek, 14 października 2014

“Korea Północna. Tajna misja w kraju wielkiego blefu.” John Sweeney

foto: archiwum własne

Jest to wciągająca, bardzo ciekawie napisana subiektywna i nacechowana emocjonalnie relacja brytyjskiego dziennikarza z pobytu w Korei Północnej, piekle na ziemi. John Sweeney udał się tam wraz ze studentami London School of Economics, podawał się za profesora tej uczelni, w podróży towarzyszyła mu żona- Tomiko. Książka rozszerza i pogłębia informacje, których dostarczył film “Korea Północna z ukrycia” wyemitowany przez BBC Panorama 15 kwietnia 2013 roku (można go obejrzeć na kanale YouTube). Nagranie tego materiału, kosztowało autora pracę, choć oficjalnie przeszedł na emeryturę. John Sweeney opisuje z niemałą dozą humoru zastaną w Korei Północnej rzeczywistość- uniwersytety bez studentów, szpitale bez pacjentów, farmy bez zwierząt, fabryki, w których niczego się nie produkuje, miasta-widma, w których ciężko spotkać zwyczajnych mieszkańców. Wycieczce stale towarzyszą opiekunowie przydzieleni przez reżim. Dokądkolwiek się nie udają zawsze czekają tam na nich portrety Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila, peany na ich cześć i bicie pokłonów. Nie dość, że opisywany kraj jest całkowicie odizolowany i oderwany od rzeczywistości, to jeszcze sami wielcy przywódcy, zarówno Ci, którzy już nie żyją, jak i Kim Dzong Un są również odseparowani od swoich obywateli. Żyją w bańce, niczym Bogowie na Olimpie, opływają w luksusy, spożywają wymyślne dania i ekskluzywne trunki. Reszta mieszkańców przymiera głodem. Rzeczywistość jest przerażająca- brudno, szaro, ciemno (dostawy prądu są regularnie przerywane), zimno, wszechogarniająca bieda, betonowe mury i drut kolczasty, jałowa ziemia, nie nadająca się pod uprawy i nieustanna groźba wybuchu wojny, jak żyć w ciągłym poczuciu zagrożenia? John Sweeney nie ogranicza się jednak wyłącznie do opisu wycieczki i kulisów powstawania filmu, pisze również o przestępczej działalności rządu północnokoreańskiego- fałszowaniu amerykańskich dolarów, porywaniu obywateli innych krajów, szkoleniach prowadzonych dla terrorystów z IRA, Tamilskich Tygrysów, Hezbollahu, talibów, transporcie broni chemicznej do Syrii a także o obozach koncentracyjnych przeznaczonych dla wrogów politycznych reżimu (Gwanliso) oraz innych przestępców (Gyohwaso). Autor wspomina wstrząsający reportaż Barbary Demick “Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej”, w którym dziennikarka opisuje głód, chaos, terror po śmierci Kim Ir Sena na podstawie swoich rozmów prowadzonych na przestrzeni siedmiu lat z uciekinierami z Północy. Inna wspominana przez Johna Sweeney, bardzo ciekawa, niedawno wydana w Polsce historia to “Łzy mojej duszy” Kim Hyon Hui (opisywałam ją na blogu). Jest to relacja terrorystki odpowiedzialnej za katastrofę lotu 858 linii Korean Airlines, w której zginęło 115 niewinnych osób. Nie mogło zabraknąć także odwołań do Georga Orwella (“Rok 1984”, “Folwark zwierzęcy”), Franza Kafki, Mario Vargasa Llosy czy Kang Chol Hwana (“Usta pełne kamieni”). Książka ta, a także dokument BBC Panorama “Korea Północna z ukrycia” są bogatym i godnym polecenia źródłem informacji na temat jednego z najbardziej tajemniczych totalitarnych reżimów naszych czasów. Jedyna rzecz, która mnie zastanowiła to nie do końca konsekwentne podawanie tytułów prac innych autorów. Książki Barbary Demick i Kim Hyon Hui - polskie tytuły nie zostały podane, w pierwszym przypadku tłumaczka podała swój “autorski”tytuł oraz Kang Chol Hwana- tu polski tytuł się pojawił. I jeszcze kwestia zaprawy- kojarzyła mi się raczej z murarstwem, względnie ciężkim treningiem, ale nigdy z kimchi...

piątek, 10 października 2014

“This Is How You Lose Her” Junot Díaz

foto: archiwum własne
Kolejny, bardzo dobry zbiór opowiadań pióra amerykańskiego pisarza, pochodzącego z Dominikany. Dotychczas w Polsce ukazały się dwie książki Junota Díaza- “Topiel” (debiut literacki- pierwszy zbiór opowiadań) i “Krótki i niezwykły żywot Oskara Wao”, za tę drugą autor otrzymał w 2008 roku Nagrodę Pulitzera. “This Is How You Lose Her” to dziewięć historii, które spinają klamrą osoba Yuniora oraz jego brata- Rafy i środowisko dominikańskich imigrantów, w którym się toczą. Najprościej można powiedzieć, że chodzi o różne oblicza miłości (albo raczej jej braku, ciągłego poszukiwania)- braterskiej, matczynej, ojcowskiej, damsko- męskiej. Dużo tu sytuacji traumatycznych- choroba nowotworowa Rafy, która kończy się śmiercią, rozstania, zdrady, przemoc w rodzinie. Autor porusza również problem rasizmu. Wszystko to dodatkowo okraszone specyficznym, przesyconym wulgaryzmami językiem (w większości jest to dominikańska odmiana hiszpańskiego slangu ulicznego), aby zmaksymalizować poczucie beznadziei, które towarzyszy w zasadzie wszystkim bohaterom i uwiarygodnić ich portrety. Opowiadania nie są ułożone chronologicznie, nie poznajemy też pełni losów bohaterów, jedynie wycinki, kadry z ich życia. Junior, Rafa mieszkają w biednych dzielnicach, gdzie dostęp do bieżącej wody i ogrzewania jest luksusem, nie dla wszystkich dostępnym. Ich ojciec ciężko pracuje, a po godzinach zdradza matkę. Ta zaś, najpierw zajmuje się wyłącznie domem ze względu na barierę językową, później również zaczyna zarabiać na utrzymanie, dzięki pracy w fabryce. Bracia, to skóra zdjęta z ojca, gdy tylko podrosną i zaczną budować związki będą również zdradzać swoje dziewczyny, narzeczone, partnerki. Yunior próbuje w pewnym momencie wyrwać się z tego zaklętego kręgu, ale bezskutecznie. Kocha, zdradza, żałuje, popada w depresję, nie uzyskuje przebaczenia. Wszystkie te opowiadania utkane są z rozpaczy, tęsknoty za lepszym życiem, za byciem lepszym człowiekiem. Utwory te są mocne i bezgranicznie smutne. Jeśli jeszcze nie opanowała Was jesienna nostalgia to zapewne tak się stanie, po przeczytaniu tej książki. Z treścią niektórych historii ze zbioru “This Is How You Lose Her” możecie zapoznać się na stronach gazety The New Yorker, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę nazwisko autora.

wtorek, 7 października 2014

Haruki Murakami & The New Yorker

foto: archiwum własne
Tegoroczne rozdanie Nagrody Nobla w dziedzinie literatury zbliża się wielkimi krokami, jak zwykle moim faworytem jest Japończyk Haruki Murakami i prawdopodobnie, jak co roku, trofeum wpadnie w inne ręce. Niemniej jednak warto choć przez chwilę pochylić się nad tekstami słynnego pisarza. Za dobry początek tym, którzy (z niejasnych dla mnie przyczyn) nie zapoznali się jeszcze z jego twórczością, mogą posłużyć krótkie opowiadania, które autor publikuje na łamach gazety The New Yorker od bodajże 1999 roku. Stanowią one próbkę jego talentu i potrafią skutecznie zachęcić niezdecydowanych do dalszej lektury jego książek. Na pierwszy ogień weźmy “Samsa in Love” opublikowane 28 października 2013 roku. Niesamowity literacki żart, polegający na napisaniu “Przemiany” Franza Kafki “na odwrót”. Tutaj główny bohater, Gregor Samsa, z obrzydliwego robala przeistacza się w człowieka. Budzi się, samotny, w zamkniętym, ogołoconym z mebli pokoju z zabarykadowanym oknem. Powoli uczy się poruszać ciałem, stawia pierwsze kroki. Samsa wędruje po domu i nie odkrywa żadnych śladów ludzkiej obecności. Przygląda się spacerowiczom przez okno, wypatruje także ptaków, gdyż z poprzedniego życia pamięta lęk względem pierzastych drapieżników. Jego rozmyślania i obserwacje przerywa dzwonek do drzwi, i pojawienie się kalekiej (garbatej) kobiety. Ma ona naprawić zepsuty zamek. Oczywiście, jak to u Murakamiego, obserwujemy stopniowy wzrost erotycznego napięcia. Samsa w trakcie rozmowy zaczyna odczuwać emocje, pożądanie, stara się umówić z kobietą na kolejne spotkanie, powoli odkrywa czym jest życie człowieka. Opowiadanie “Yesterday”, opublikowane 9 czerwca 2014 roku przedstawia historię Kitaru, który wymyślił japońską wersję słynnego przeboju grupy The Beatles (pozbawioną jednak sensu, składu i ładu). Odwołania do tego zespołu pojawiały się już wcześniej w książkach Murakamiego, chociażby w doskonałym “Norwegian Wood”. Mamy tu do czynienia z bardzo realistyczną odsłoną twórczości pisarza, jeśli mogę tak to nazwać. Nie ma kotów, studni, fascynacji kobiecymi uszami, gadających owcy, dwóch księżyców ani ptaka nakręcacza. Kitaru prosi przyjaciela- Tanimurę (jest on narratorem tej historii) aby umówił się on na spotkanie z jego dziewczyną Eriką, obserwujemy poczynania tak utworzonego trójkąta przyjaciół. Chłopak i dziewczyna udają się na typową randkę- film Woodyego Allena (nie jest to powiedziane wprost, ale mam dziwne przeczucie, że mogło chodzić o “Match Point”) i kolację we włoskiej restauracji. Oczywiście, tak jak prawie we wszystkich powieściach Murakamiego tutaj także, seks ani masturbacja nie stanowią tematu tabu. Haruki Murakami w lekki sposób opowiada o bolączkach młodości, o lękach. Stara się znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego niekiedy zdaje nam się, że tkwimy w miejscu, a czas się zatrzymał? Mówi, że jeśli nie wiemy czego szukamy, to tym trudniej jest to odnaleźć. Właśnie to nieustające poszukiwanie hamuje nasz progres. Absolutnie zgadzam się ze stwierdzeniem autora, że w muzyce drzemie siła, która potrafi ożywić wspomnienia, a także z tym, że zbyt dużo czasu tracimy krążąc wokół wybranego celu zamiast podążać na wprost. W najnowszym opowiadaniu “Scheherezade”, opublikowanym wczoraj na łamach The New Yorkera poznajemy historię nietypowej, bo świadczącej między innymi usługi seksualne pielęgniarki i jej pacjenta. Odwołania do “Księgi tysiąca i jednej nocy” są bardziej niż oczywiste, poza tytułem mamy tu też konstrukcję szkatułkową. Pielęgniarka, po wykonaniu wszystkich rutynowych czynności – rozpakowaniu zakupów, książek, płyt, zaspokojeniu Habary, opowiada mu nieprawdopodobne historie. Zawsze fascynowała mnie umiejętność opisywania rzeczy nieciekawych w arcyinteresujący sposób, na przykład tutaj mamy minogi jako jedną z inkarnacji człowieka. Pielęgniarka powraca wspomnieniami do chwil młodości i jej pierwszych seksualnych fascynacji. Dla zdobycia pamiątek związanych z osobą ukochanego włamała się nawet kilkakrotnie do jego domu. Po latach za sprawą rodzinnych koligacji kobieta ponownie spotyka swojego dawnego kolegę ze szkoły i tu historia się urywa... Życie zaiste jest dziwne. To prawda, że w jednej chwili jesteśmy czymś zachwyceni, całkowicie pochłonięci, zafiksowani by to zdobyć za wszelką cenę. Z upływem czasu, gdy już wypali się blask tej nagłej “zachciewajki” porzucamy nasze marzenie bez żalu, wręcz zastanawiając się, co u licha mogło nami powodować, za czym tak zawzięcie podążaliśmy...

niedziela, 5 października 2014

“Sekrety mody” Yann Kerlau

Kiedy czytałam tę książkę przypomniał mi się film “Wielkie piękno”, włoskiego reżysera Paolo Sorrentino, który otrzymał Oskara w 2014 roku za najlepszy obraz nieanglojęzyczny. Jest tam taka scena- kilkoro przyjaciół siedzi przy stole, palą papierosy, piją alkohol i wzajemnie sobie dokuczają. W którymś momencie zmęczony tym główny bohater – Jep mówi do Stefanii: “Zamiast patrzeć z wyższością i pogardzać nami powinnaś spojrzeć na nas z czułością. Wszyscy jesteśmy na skraju rozpaczy. Jedyne, co możemy zrobić to spojrzeć sobie w oczy, dotrzymać sobie towarzystwa i trochę pożartować...” Tak właśnie wyobrażam sobie modę, czasem patrzy na nas z wyższością, ignoruje masy, innym razem sobie z nas żartuje, niekiedy niedostępna, pożądana, czasami wręcz zbyt prosta i użyteczna. Niewątpliwie nie można mówić o wielkiej modzie bez osadzenia jej w kontekście historycznym, co Yann Kerlau znakomicie robi raz po raz serwując nam ciekawostki. Przy opisywaniu poszczególnych projektantów umieszcza informacje na temat epoki, najważniejszych wydarzeń. Ta książka zmieniła moje, laika, podejście do mody. Jest to niezwykle interdyscyplinarne pojęcie, łączy w sobie sztukę, kinematografię, architekturę, literaturę. Wielcy projektanci od zawsze związani byli z aktorami, pisarzami, artystami, architektami, ludźmi władzy i autor dowodzi tych zależności. Dość wspomnieć Oscara Wilde'a i jego czasopismo “The Woman's Word” albo jedną z moich ulubionych aktorek Charlotte Rampling uczestniczącą w charakterze modelki w pokazie Yohji Yamamoto w 1998 roku. W ekranizacji “Wielkiego Gatsby'ego” z 1974 roku kostiumy dla Roberta Redforda i Mii Farrow stworzył Ralph Lauren. W 1865 roku cesarzowa Sissi zamówiła u Charlesa- Federica Wortha suknię balową z satyny i tiulu wyszywaną złotem, w kreacji tej występuje na jednym ze swoich najpiękniejszych portretów namalowanym przez Franza Xavera Winterhaltera. Przykłady można mnożyć. Bardzo ciekawie jest przedstawiony upadek Johna Galliano. Medialna bomba spadła na niego 24 lutego 2011 roku, “przypadkiem” został nagrany, gdy wykrzykuje nazistowskie obelgi w barze, video poszło w świat, odbyła się sprawa sądowa, projektant stracił prestiżowe stanowisko w domu mody Dior. Słynny dom mody podkreślał wtedy swoją politykę zero tolerancji wobec rasizmu i antysemityzmu. Dlaczego więc żadnej afery nie rozpętano wcześniej, skoro powszechnie wiadomo, że bratanica Diora była zagorzałą neonazistką. Mówiła “Moim ideałem jest Adolf Hitler. Nie życzę sobie u nas Żydów.” I do tych skandalicznych wypowiedzi nikt się nie przyczepił, nikt w tej sprawie nie zajął stanowiska, natomiast w przypadku Galliano dwadzieścia pięć lat kariery zawodowej poszło z dymem. Inna ciekawa historia to opowieść o powstawaniu imperium Amancio Ortegi, twórcy między innymi marki Zara. Jeśli jesteście ciekawi kto stworzył modelki, jak powstały pierwsze pokazy mody, kto jako pionier wszył do swej kreacji pierwszą metkę, kto jest twórcą ukośnego cięcia, co to za tajemniczy symbol 2.55 albo skąd się wzięła sztuczna biżuteria to ta książka jest właśnie dla was. Jedyne co mnie martwi, a co być może nie najlepiej świadczy o moich modowych upodobaniach, to fakt, że nazwiska Roberto Cavalli i Zuhair Murad nie padły w tym zbiorze biografii ani razu.

środa, 1 października 2014

“Dzień z życia pisarza Kubo” Pak T'aewon

Jest to powieść z nurtu “strumienia świadomości”, wzorowana na “Ulissesie” Jamesa Joyce'a, napisana w 1934 roku. Poznajemy w niej jeden dzień z życia wrażliwego, niestabilnego emocjonalnie pisarza, który przechadza się ulicami okupowanego przez Japończyków Seulu i oddaje rozmyślaniom na temat przeszłości. Kubo podczas swojej wędrówki odwiedza puby i kawiarnie, dworzec kolejowy, jeździ tramwajem, spotyka się z przyjaciółmi. Spacerując snuje rozważania na temat swojej samotności, z nostalgią wspomina związki z kobietami. Dowiadujemy się o jego dolegliwościach nerwowych, kłopotach z uszami, wadzie wzroku, problemach żołądkowych. Każdy jego dzień wygląda prawdopodobnie tak samo, wstaje wczesnym rankiem i wyrusza do miasta w poszukiwaniu inspiracji, tematów do swoich powieści. Obserwuje ludzi, zwierzęta, otaczający go świat, efekty tego podglądania rzeczywistości zapisuje w notesie. Sam raczej nie uczestniczy w wydarzeniach, jest wycofany, mimo, że samotność mu doskwiera, nie ma odwagi by zmienić ten stan rzeczy. Podczas przejażdżki tramwajem spotyka miłość z dawnych lat, ale paraliżuje go lęk i nie jest w stanie nawiązać kontaktu. Kubo snuje także rozważania na temat istoty szczęścia. Obserwuje z zaciekawieniem rozwój Seulu, który coraz szczerzej otwiera się ku Zachodowi, jednocześnie ma świadomość, że trudności ze znalezieniem pracy wynikają z tego, że większość posad zarezerwowana jest dla obywateli Japonii. Zastanawia się również nad sensem swojego życia. “Pogoń za pieniądzem to niewątpliwie jeden z aspektów życia. Może właśnie życie takich ludzi jest bliższe prawdy w porównaniu do życia pisarza, który wychodzi na ulicę bez ustalonego celu, niosąc laskę w jednej ręce, a notatnik w drugiej.” Dzień z życia Kubo, który poznajemy przepełniony jest smutkiem, nostalgią, oczekiwaniem na szczęście, które uparcie omija pisarza. Może ten brak dopasowania, niemożność odnalezienia swojego miejsca popchnęła autora (jest to powieść autobiograficzna) do przejścia na stronę reżimu Korei Północnej podczas wojny koreańskiej? Jest to decyzja absolutnie dla mnie niezrozumiała, tym bardziej, że nie czekało tam na niego nic oprócz represji, a w Seulu zostawił rodzinę. Ciekawostką jest przytoczony na dwunastej stronie książki przepis na recepturowy lek uspokajający, zwany sam-bi-sui (woda z trzema bromkami). Sprawił on, że szukałam nerwowo w meandrach pamięci składu mikstury uspokajającej i soli Erlenmeyera. Okazało się, że nie mam jeszcze amnezji i dobrze skojarzyłam, że skład podanego lekarstwa ma inne proporcje bromków, niż wyżej wymienione mikstury z polskiego receptariusza. Dużym atutem książki są przypisy, w których znaleźć można wiele ciekawych informacji oraz posłowie autorstwa tłumaczki. Lekturę tę zadedykowałabym jednak głównie miłośnikom koreańskiej literatury, ewentualnie farmaceutom :) .