piątek, 19 września 2014

“Jej wszystkie życia” Kate Atkinson

foto: Wydawnictwo Czarna Owca
Nie jest to kryminał ani też powieść sensacyjna, jednakże trup ściele się gęsto. Jeśli dobrze policzyłam (a w którymś momencie straciłam rachubę) główna bohaterka została przez autorkę uśmiercona czternaście razy. I choć roi się w tej powieści od powtórzeń- w końcu tak jak Ursula Todd musimy od początku przeżywać te same fragmenty jej życia to ani na chwilę tempo nie zwalnia, a żwawy język nie pozwala nam na oderwanie się od lektury. Może powrót do życia i odradzanie się to nie jest nowatorska koncepcja, ale sposób w jaki zmierzyła się z nią Kate Atkinson budzi podziw. Czy rzeczywiście drobne zmiany w scenariuszu życia potrafią zawrócić jego bieg, odmienić fatum? Ursula ma szczególny dar, stale towarzyszy jej uczucie déjà vu, pamięta fragmenty swoich poprzednich reinkarnacji i często wyczuwa zło czające się za zakrętem...Jest to jednocześnie jej przekleństwo, przewrażliwiona, stale pobudzona i szukająca znaków próbuje znaleźć w tym wszystkim jakiś sens. Wielokrotnie okazuje się, że mimo jej desperackich wysiłków o ocalenie życia, o zmianę przeznaczenia, nieszczęście wraca jak bumerang do domu Toddów. Podczas czytania tej powieści z jednej strony myślałam sobie, jak bardzo chciałabym wrócić do przeszłości i naprawić dawne błędy (któż ich nie popełnia?), a z drugiej jak wiele zmian w moim obecnym życiu mógłby taki nieoczekiwany powrót i zaburzenie tamtych wydarzeń dokonać. Czy gra rzeczywiście jest warta świeczki? Być może przychodzi w naszym życiu taki moment, że należy pogodzić się z losem, zaakceptować go z całym dobrodziejstwem inwentarza, zarówno te dobre momenty, jak i te złe...Ta koncepcja, której twórcą jest Fryderyk Nietzsche, nosi nazwę amor fati. To on był także autorem znanej wszystkim myśli "Co mnie nie zabija, czyni mnie silniejszym”. I tak, Ursula z każdego starcia ze śmiercią wychodzi silniejsza, bogatsza w wiedzę i doświadczenie, gotowa na kolejną odsłonę swojego losu. Żeby w pełni zobrazować potencjał tej książki należałoby wspomnieć też o zawartej w niej symbolice, zwłaszcza o uroborosie. Przedstawiany jest on jako wąż, który pożera swój ogon. Stale umiera, ale też odradza się na nowo. Symbol powrotu, wiecznego powtarzania się, cykliczności wydarzeń, nie ma przyszłości, nie ma przeszłości, liczy się tu i teraz- chwila obecna. Koncepcję uroborosa i reinkarnacji na wyjaśnienie tego, co przydarza się stale Ursuli wysuwa jej psychiatra, dr Kellet. Sama bohaterka odrzuca ideę kolistości czasu i przyrównuje go do palimpseta. Jest to w podstawowym znaczeniu (definicja za wikipedią) rękopis spisany na używanym już wcześniej materiale piśmiennym, z którego usunięto poprzedni tekst, parafrazując materiałem tutaj jest życie Ursuli pisane na nowo na tym, które wcześniej zostało wymazane, z chwilą jej śmierci. Nie do końca wymazane, jak się okazuje...Gdy czytałam tę książkę moje myśli wędrowały do “Nostalgii anioła” Alice Sebold, do powieści “Anna do nieskończonej potęgi” Mildred Ames, a także do filmu “Efekt motyla”. Zdecydowanie podobały mi się spekulacje dotyczące postaci Hitlera. Co by było, gdyby został on w odpowiednim momencie usunięty z kart historii? Nie doszłoby do zagłady wielu istnień, ludzie nie wiedzieliby co to był Holocaust. Czy świat wyglądałby teraz inaczej? Czy Stany Zjednoczone podźwignęłyby się z kryzysu? Czy Izrael otrzymywałby aż takie poparcie dla idei swojego wolnego, niezależnego państwa? Jak wyglądałby konflikt izreaelsko- arabski? Na pewno warto stawiać takie pytania. Myślę, że po tym owocnym pierwszym spotkaniu z Kate Atkinson wkrótce sięgnę po kolejną książkę jej autorstwa. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz