wtorek, 22 grudnia 2015

„Kto zabił Inmaculadę de Silva?” Marina Mayoral

"Po prostu zawsze mówiłam prawdę, nie potrafiłam kłamać. Nie mówiłam żadnemu z pretendentów, że jest najbardziej inteligentny, że najlepiej prowadzi samochód albo najlepiej jeździ na nartach, najlepiej strzela czy gra w tenisa, jeżeli było oczywiste, że inni bili go na głowę. A taki wówczas panował zwyczaj: mężczyznom należało mówić jedynie to, co chcieli usłyszeć, czyli same pochwały, na które nie zasługiwali, bo mijały się z prawdą. Tak było przez wieki." 
"Kto zabił Inmaculadę de Silva?" Marina Mayoral 

foto: archiwum własne


„Kto zabił Inmaculadę de Silva?” to książka, która posiada wszystkie ulubione przeze mnie elementy – doskonałą intrygę, nieśpieszną akcję i zaproszenie do wspólnej zabawy w odkrywanie prawdy, wciągającej czytelnika już od pierwszych stron lektury. Szesnastoletnia Etel marzy o tym, by zostać pisarką, w pierwszej kolejności zamierza opisać pewną rodzinną tajemnicę, której przez lata nie udało się nikomu wyjaśnić, długo panowała bowiem zmowa milczenia wokół wydarzeń w hiszpańskiej posiadłości familii de Silva. Na patio w La Brañi zostali zamordowani: krewna dziewczyny – Inmaculada de Silva, zagorzała monarchistka i katoliczka oraz Antón del Cañote – republikanin i komunista. Ta podwójna zbrodnia miała miejsce w ciekawych czasach, za rządów generała Franco. Etel prowadzi śledztwo wraz ze swoją kuzynką Catarą i przyjacielem – Juanchem. Wypytują o tę historię krewnych, a także pracowników, którzy pełnili wówczas służbę w posiadłości. Z fragmentów, ze wspomnień próbują odtworzyć prawdopodobny przebieg wydarzeń. Co tak naprawdę wydarzyło się tamtej nocy na patio w La Brañi, czy była to zbrodnia z miłości, czy raczej z zazdrości? Co łączyło bogatą panienkę z dobrego domu z przystojnym, biednym partyzantem ściganym przez Guardia Civil? Jaką rolę odegrał w całej historii wpływowy komendant policji? Marina Mayoral celowo kluczy i nie podaje czytelnikowi wszystkich odpowiedzi, musi on samodzielnie dotrzeć do prawdy jednocześnie pamiętając, że powieść nie odwzorowuje rzeczywistości, a na jej kartach wszystko jest względne. Jest to filozofia, którą prezentował chociażby Don Kichot Cervantesa. Pytany o Dulcyneę, czy istniała naprawdę, odpowiadał, że „są na świecie sprawy, których do sedna dochodzić nie należy”. Literatura jest światłem, które wydobywa z mroku pewne doświadczenia, zdarzenia z życia, lecz zawsze zmienione przez filtr niczym nieskrępowanej wyobraźni autora i tak jest w tym przypadku. Zakończenie opisywanej historii jest w rękach czytelnika, Marina Mayoral pozwala mu zdecydować, czy chce wierzyć w teorię o miłości jako motywie zbrodni, czy widzi zazdrość jako czynnik, który doprowadził do morderstwa. Ponadto autorka opisuje szkolne życie Etel, jej pierwsze romanse, jak kształtował się wybór jej drogi życiowej. Historia opowiadana jest z perspektywy szesnastoletniej dziewczyny, tak więc język powieści nie jest skomplikowany, w prostocie tkwi zresztą jej siła. Bardzo ciekawe jest „przemycanie” w różnych wypowiedziach bohaterki i jej rozmówców wątków dotyczących hiszpańskiej wojny domowej i dyktatury Franco, apartheidu, rasizmu i ksenofobii na południu Stanów Zjednoczonych, walki o prawa wyborcze kobiet w Hiszpanii, kwestii rozwodów (w tym kraju rozwody zalegalizowano dopiero w 1980 roku). Jest to wciągająca lektura, napisana w interesujący sposób i z pewnością godna polecenia. Kiedy wydawało mi się, że wiem już wszystko na temat hiszpańskiej literatury nieoczekiwanie wpadła mi w ręce książka Mariny Mayoral i znowu scio me nihil scire.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz