czwartek, 18 grudnia 2014

“Sny Mevlida” Antoine Volodine

foto: archiwum własne
Sięgnęłam po tę książkę zaintrygowana aurą tajemniczości jaka otacza autora. Antoine Volodine to jeden z pseudonimów francuskiego pisarza, tłumacza rosyjskiej literatury, o którym, chociaż bardzo się starałam nie mogłam wiele się dowiedzieć. Urodził się w 1950 roku, wydaje książki również pod trzema innymi pseudonimami- Manuela Draeger, Elli Kronauer, Lutz Bassmann. Jak naprawdę się nazywa - nie udało mi się znaleźć nigdzie tej informacji, choć próbowałam eksplorować liczne francuskie strony internetowe. Literatura jaką tworzy stanowiła wyzwanie dla tych, którzy podejmowali próby jej sklasyfikowania, dlatego sam autor stworzył własną definicję nowego stylu, nazwał go postegzotyzmem. Charakteryzuje się on wzajemnym przenikaniem się futurystycznych, równoległych rzeczywistości z elementami pogranicza jawy i snu. Dorzućmy do tego kociołka jeszcze realizm magiczny oraz zaangażowanie polityczne i Voilà! W powieści “Sny Mevlida” rzeczywiście trudno znaleźć granicę między tym, co wyśnione, a tym co zdarzyło się naprawdę. Autor kreśli tu postapokaliptyczną wizję upadku ludzkości. Po licznych wojnach, rewolucjach, niedobitki hominidów tułają się po zrujnowanych miastach, pogrążonych w mroku, mimo, że jedną trzecią nieboskłonu stale zajmuje Księżyc w pełni. Na kartach powieści spotykamy osobliwą galerię postaci takich jak koreańscy szamani, gangi kapitalistów, bolszewiccy żebracy, żołnierze- dzieci, wielkie zmutowane ptaki, podludzie oraz miliony pająków. Główny bohater trafia do metropolii zwanej Ulang Ulan wysłany tam przez tajemniczą organizację zwaną Organem, która posługuje się technikami reinkarnacji- ma za zadanie obserwować schyłek naszego gatunku, nie wolno mu interweniować, inni członkowie tajemniczych służb na podstawie snów Mevlida  tworzą następnie raporty. Kilkakrotnie przeżywamy z bohaterem te same wydarzenia, analizujemy, rejestrujemy drobne zmiany w jego postępowaniu, z niecierpliwością czekamy na rozwój wypadków. Czy odnajdzie on swoją małżonkę, porwaną i brutalnie zamordowaną przez żołnierzy- dzieci (w równoległych rzeczywistościach czas nie płynie przecież linearnie, jest zatem szansa, że kobietę można ocalić przed okrutnym losem)? Czy mimo poleceń Organu zaangażuje się w polityczną walkę, pomoże ocalić ludzkość? Czy wreszcie przełożonym Mevlida uda się wyekstrahować go ze świata, do którego go wysłano zanim ten narobi nieodwracalnych szkód w historii? Nie będę tu absolutnie zdradzać co wydarzyło się w powieści. Dodam jedynie kilka słów na temat pająków. Już sama myśl o tysiącach tych stawonogów przewijających się przez tę książkę napawa mnie obrzydzeniem i strachem. Podobno niesłusznie. Choć w rzeczywistości pająki nie są pożądanymi przeze mnie współlokatorami mieszkania okazuje się, że w snach stanowią symbol pozytywnej zmiany, zapowiedź sukcesu i pełni  szczęścia, rozwiązania wszelkich problemów. Czy te stawonogi mogą dać nam odpowiedź na pytanie w czyje rządy wpadnie Ziemia, gdy ludzi już zabraknie? Niech pomyślę- świat bez wojen, niewolnictwa, obozów dla uchodźców, chaosu, nierówności społecznych, masowych zbrodni i poniżania siebie nawzajem, etc. Czemu nie?
foto: Pixabay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz