niedziela, 28 czerwca 2015

„Dom w Fezie” Suzanna Clarke

foto: archiwum własne
Jest to bardzo przyjemna książka o tym, że można i warto spełniać marzenia, nawet te z pozoru nierealne. Suzanna Clarke opowiada w niej, jak wraz z mężem – Sandym McCutcheonem postanowili kupić dom w sercu fezkiej medyny. Decyzję o zakupie nieruchomości podjęli spontanicznie, pod wypływem nagłego impulsu, umiłowania dla arabskiej kultury, które zagościło w ich sercach podczas pierwszej wizyty w Maroku. Autorka z humorem opisuje potyczki związane z renowacją ponad trzystuletniego riadu, począwszy od konieczności załatwienia licznych pozwoleń, poprzez specyfikę pracy miejscowych fachowców, do zdarzeń losowych, na które bohaterowie nie mieli wpływu, a które odegrały pewną rolę podczas budowy (pękające rury kanalizacyjne, uciekające osiołki etc.).

Suzanna Clarke nie przedstawia jedynie kolejnych etapów remontu, w książce możemy znaleźć wiele informacji na temat marokańskich zwyczajów (opisane są na przykład przyjęcie z okazji narodzin dziecka, praktyki związane z obrzezaniem chłopców, początki ramadanu, wierzenia, w tym sposoby zapobieżenia niepożądanej obecności dżinnów w codziennym życiu), relacji z sąsiadami, pierwszych nawiązanych przyjaźni, a także opisy zabytków czy tradycyjnych metod renowacji domostw. Ciekawa jest wzmianka o kodeksie prawa rodzinnego obowiązującym w Maroko, zwanym Mudawaną, jak na kraj muzułmański bardzo liberalnym. Zgodnie z nim kobieta doświadczająca przemocy ze strony męża może wnieść przeciw niemu oskarżenie, co więcej kobieta i mężczyzna mają równe prawa do majątku, i opieki nad dziećmi w przypadku rozwodu (kobieta, podobnie jak mężczyzna może wystąpić o unieważnienie małżeństwa), zniesiono również obowiązek posłuszeństwa żony względem męża. Ponadto na przysposobienie sobie kolejnej żony przez mężczyznę musi, poza sędzią, wyrazić zgodę pierwsza małżonka. Prawo do dziedziczenia po ojcu mają zarówno chłopcy, jak i dziewczynki. Mężczyzna ponosi również odpowiedzialność za dzieci nie będące owocem związku małżeńskiego.

Z przyjemnością czytałam o wycieczce Suzanny do Grenady, ja również byłam pod ogromnym wrażeniem kompleksu Alhambry i podobnie jak autorka słyszę chichot historii kiedy pomyślę, że Chrześcijanie, którzy przez osiemset lat próbowali wygnać Maurów z Hiszpanii obecnie odcinają kupony od ich spuścizny. Znakomitym uzupełnieniem książki są zamieszczone w niej fotografie przedstawiające kolejne etapy remontu i efekt końcowy, który naprawdę chwyta za serce. Ten specyficzny pamiętnik opowiadający o nowym życiu w centrum arabskiej medyny daje nadzieję na to, że możliwa jest pokojowa koegzystencja, pomimo tak oczywistych różnic kulturowych. Wymaga to jednak wiedzy, dystansu, tolerancji, szacunku dla odmienności, rzecz jasna w przypadku obu zainteresowanych stron.

Podczas lektury niejednokrotnie uśmiechałam się pod nosem, lekkie pióro, dystans do pewnych wydarzeń, barwne opisy codzienności, a także dociekliwość autorki w poszukiwaniu informacji na temat omawianych obrzędów, budowli, epizodów historycznych sprawiły, że ani przez chwilę się nie nudziłam. Tej książki się nie czyta, raczej pochłania. Uwaga - można zarazić się pozytywną energią bohaterów. Polecam.

foto: archiwum własne, fotografia fontanny na głównym dziedzińcu riadu zamieszczona w książce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz