piątek, 11 września 2015

„Jak dawniej leczono czyli plomby z mchu i inne historie” Nathan Belofsky

„Tacy chirurdzy, którzy traktują cierpiących szorstko i bez miłosierdzia i takoż opatrują ich rany i nie mają dla nich więcej litości niż dla psów, uważani są obecnie za wspaniałych, biegłych i zdecydowanych ludzi." 
Henri de Mondeville, średniowieczny chirurg 
„Jak dawniej leczono...” Nathan Belofsky 

foto: archiwum własne
W książce “Jak dawniej leczono czyli plomby z mchu i inne historie” Nathan Belofsky z przymrużeniem oka przedstawia dzieje zachodniej medycyny od Antyku aż po czasy współczesne w postaci krótkich, chronologicznie ułożonych anegdot. Okazuje się, że starożytna myśl – primum non nocere zaczęła obowiązywać dopiero około 2300 lat po tym jak stworzono podwaliny nauki obecnie zwanej medycyną. 
Dawne kuracje niekiedy budzą konsternację, innym razem zadziwienie i lęk. Chorobę bowiem zwalczano często wraz z pacjentem, mając w głębokim poważaniu jego dobro. Liczyły się statystyki i efekt końcowy. Im większą brutalnością wykazywał się medyk, tym większe miał poważanie wśród leczonych (vide cytat wstępny). Interesującym przykładem jest tu kuracja, jakiej poddawany był Karol II. Władcy wielokrotnie upuszczano krew, stawiano bańki, nakazano połknąć trujący antymon, zaaplikowano serię lewatyw, smarowano ciało substancjami drażniącymi czy też dźgano rozpalonym pogrzebaczem. Nic dziwnego, że pacjent zmarł. 
Autor ciekawie opisuje na łamach książki między innymi, jak zmieniały się na przestrzeni lat poglądy dotyczące porodu. Jeszcze w XVI w. porody były domeną wyłącznie kobiet, ale od XVIII w. zaczęli asystować przy nich mężczyźni uzasadniając to koniecznością posiadania wiedzy medycznej i siły niezbędnej do obsługiwania pewnych narzędzi. Matki miały obowiązek karmienia niemowląt piersią, a jeśli tego nie robiły, niezależnie od przyczyny, uznawane były za pozbawione serca latawice. Kontrowersyjna, zdaje się do dzisiaj, pozostaje kwestia odczuwania bólu podczas porodu. Jeszcze w XVI w., kiedy pewna kobieta poprosiła akuszerkę o uśmierzenie bólu podczas porodu bliźniąt, została za to spalona żywcem. W 1849 roku w prestiżowym czasopiśmie Lancet napisano, że bezbolesne porody dzieci to wymysł szatana. Czy to nie brzmi znajomo? Jeszcze w 2010 roku biuro prasowe resortu zdrowia twierdziło bowiem: Nietolerancja bólu przez kobietę rodzącą jest przejawem patologii. Na szczęście stosunkowo niedawno weszły w życie przepisy na mocy których kobieta ma wybór, może poprosić o znieczulenie i teoretycznie je otrzyma. 
Bardzo dużo miejsca w „Jak dawniej leczono” autor poświęca rozpaczliwym próbom poszukiwania przez medyków metod leczenia chorób psychicznych. Warto przeczytać jakie dziwaczne i budzące grozę kuracje stosowano jeszcze w XX w. Dla przykładu, w 1946 roku Walter Freeman przedstawił metodę leczenia zwaną lobotomią transorbitalną. Freeman uznał tradycyjne wiercenie otworów w czaszce pacjenta za przeżytek, postanowił dotrzeć do mózgu poprzez narząd wzroku. Używał do tego szpikulców do lodu, które wbijał w oko uderzając w nie drewnianym młotkiem. Co ciekawe rodziny pacjentów go uwielbiały, a on sam wierzył, że postępując w ten sposób niesie pomoc i ulgę potrzebującym. 
“Jak dawniej leczono czyli plomby z mchu i inne historie” Nathana Belofsky'ego to zabawne, choć miejscami przerażające, swoiste kompendium praktyk medycznych i koncepcji, które pojawiały się na przestrzeni 2400 lat istnienia medycyny. Książka stanowi ciekawe źródło informacji o często kontrowersyjnych metodach leczenia. Znakomitym uzupełnieniem tej lektury jest zamieszczona na końcu woluminu obszerna bibliografia. Bez niej ciężko byłoby uwierzyć w niektóre przedstawione w tym tomie kuriozalne praktyki. Warto sięgnąć w wolnej chwili po tę lekturę, która kolejny raz dowodzi, że czasami najbardziej sensowne koncepcje leczenia leżą zapomniane latami na półkach historii, podczas gdy idiotyczne, narażające życie pacjentów praktyki są wdrażane z wielkim entuzjazmem. Wiekopomne odkrycia niejednokrotnie są dziełem przypadku, a najbardziej otwarte i światłe umysły danej epoki często narażone są na ostracyzm. Niemniej jednak nie należy zapominać, że od około stu lat medycyna rozwija się prężnie i obecnie rzeczywiście na pierwszym miejscu stawia dobro pacjenta, a przynajmniej taką pozostaje mieć nadzieję.

foto: Pixabay

1 komentarz:

  1. Koniecznie muszę przeczytać! Czasem cieszy, że człowiek żyje w czasach, gdy plomb nie robi się już z mchu i paproci ;-)

    OdpowiedzUsuń