czwartek, 24 września 2015

„Państwo Islamskie” Patrick Cockburn

foto: archiwum własne
„Państwo Islamskie”, a w zasadzie „Powrót dżihadystów”, bo takie powinno być dosłowne tłumaczenie tytułu, to książka, którą powinien znać każdy. Zwłaszcza Ci, którzy wypowiadają się na forum publicznym na temat sytuacji w Iraku i Syrii, a w rzeczywistości nie mają pojęcia co tak naprawdę tam się dzieje. Autor bardzo dokładnie, wręcz łopatologicznie, wyjaśnia w niej kulisy proklamowania kalifatu na opanowanych w krótkim czasie przez bojowników ISIS terenach Iraku i Syrii. Jak to się stało, że w cieniu znienawidzonej Al- Kaidy wyrosła organizacja o wiele potężniejsza, lepiej zorganizowana i przygotowana militarnie, którą zachodnie media zdawały się ignorować, choć nie narodziła się w jeden dzień, a o której zrobiło się głośno dopiero po powstaniu Państwa Islamskiego? To fenomen, nad którym pochyla się Patrick Cockburn w swoim reportażu. Książka jest ponadto opatrzona znakomitym wstępem dr hab. Daniela Boćkowskiego, zatytułowanym „Państwo Islamskie u wrót Europy”. 
Sto dni wystarczyło ISIS, aby diametralnie przearanżować sytuację polityczną na Bliskim Wschodzie. Kluczową datą dla bojowników było zdobycie 10 czerwca 2014 roku Mosulu, stolicy północnego Iraku. Armia iracka, licząca teoretycznie trzysta pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, nie stawiła Państwu Islamskiemu żadnego oporu. Winna jest korupcja, defraudacja funduszy publicznych, która jest na porządku dziennym w Iraku. Nawet po rozpoczęciu amerykańskich nalotów armia iracka będąca w rozsypce nie była/nie jest w stanie stawić czoła ISIS. 
Konflikt na Bliskim Wschodzie przyrównuje się do wojny trzydziestoletniej. Jest tu za dużo graczy, których polityczne interesy są często sprzeczne. Wielu Syryjczykom wydaje się, że rezultat tej wojny zależeć będzie od Amerykanów, Rosjan, Saudyjczyków oraz Irańczyków. Stany Zjednoczone i Arabia Saudyjska wspierają tzw. „umiarkowaną opozycję”, która walczy na dwóch frontach – z ISIS oraz z reżimem Baszszara Al- Asada. Rosja oraz Iran, a także Hezbollah wspierają z kolei prezydenta Asada w walce przeciwko Państwu Islamskiemu. Turcja z jednej strony wspomaga USA, a z drugiej chętnie przy okazji wojny w Syrii pozbyłaby się wewnętrznej opozycji w postaci Kurdów. Równie kuriozalny jest sojusz Amerykanów z Arabią Saudyjską, Katarem, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Kuwejtem, Pakistanem czy Bahrajnem. Powszechnie bowiem wiadomo, że Saudyjczycy są zainteresowani wszystkim, co tylko zdoła zaszkodzić szyitom. Mało prawdopodobne jest, żeby sunnickie powstanie w Syrii czy zjednoczenie sunnickich społeczności w Iraku odbywało się bez wiedzy i patronatu Arabii Saudyjskiej oraz innych krajów Zatoki. 
Wracając do tzw. „umiarkowanej opozycji” w Syrii, dziwaczne i chaotyczne są działania Stanów Zjednoczonych wspierające ten twór. W czerwcu prezydent Obama prosił Kongres o pół miliarda dolarów na doposażenie i wyszkolenie członków syryjskiej opozycji, podczas gdy zaledwie parę miesięcy wcześniej Joe Binden twierdził, że zbrojna opozycja w Syrii jest zdominowana przez dżihadystów z Frontu al- Nusra, powiązanych z Al- Kaidą, Państwo Islamskie oraz inne radykalne grupy. Niech nikogo zatem nie dziwi, że IS korzysta z najnowocześniejszego uzbrojenia, które dostaje niejako „w prezencie” od USA. 
Smutne jest też to, że pomimo licznych doświadczeń, zachodnie państwa zdają się nie wyciągać wniosków, nie uczą się na błędach. Jedną z kardynalnych pomyłek jest przeświadczenie, że zastąpienie dyktatury demokracją zawsze i wszędzie rozwiąże wszelkie problemy. Takie postępowanie nie sprawdziło się w przypadku Iraku, Libii, Iranu, Egiptu, skąd zatem przeświadczenie, że należy również obalić reżim Baszszara Al- Asada? Zwłaszcza, że wszelkie syryjskie ugrupowania opozycyjne w rzeczywistości dążą do utworzenia teokratycznego państwa sunnickiego, rządzonego prawem szariatu. 
Ostatnia kwestia jaką porusza Cockburn w swojej książce to manipulacje relacjami z wydarzeń, począwszy od 2001 roku, kiedy to opinię publiczną bombardowano informacjami, że siły talibów w Afganistanie zostały ostatecznie rozbite (dziwnym trafem w 2006 roku talibowie odrodzili się). To nie wszystko, nagminne upraszczanie konfliktów, przedstawianie ich jako dwuwymiarowych, czarno- białych, podczas gdy w rzeczywistości to sprawy niezwykle złożone, które nie mają prostych rozwiązań. Dżihadyści znakomicie wykorzystują w swoich działaniach propagandowych i werbunkowych media internetowe takie jak Facebook, Twitter, YouTube. Część obrazów, pokazywanych tuż po zajściach, jest od początku sfabrykowana. Państwo Islamskie ogłasza kolejne zwycięstwa w Iraku, a pokazuje zdjęcia zrobione w Syrii czy Libii albo w ogóle poza Bliskim Wschodem. Szokująca jest historia pewnego reportera opisana przez autora. Dziennikarz ten utrzymywał, że kilkoro dziesięciolatków w obozie dla syryjskich uchodźców oglądało film za pośrednictwem serwisu YouTube, na którym przedstawiono syryjskich sunnitów zamordowanych przez alawitów, podczas gdy w rzeczywistości nagranie dotyczyło porachunków meksykańskich karteli narkotykowych. „Państwo Islamskie” to wciągająca lektura, która dość dobrze tłumaczy zawiłości konfliktu na Bliskim Wschodzie, pełna interesujących informacji, pochylająca się nad fenomenem IS. Warto sięgnąć po tę książkę. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz