piątek, 22 września 2017

„Żałując macierzyństwa” Orna Donath

„Kiedy mówimy o równości i równouprawnieniu często pada argument o możliwości realizacji kobiet w sferze zawodowej czy naukowej. W opozycji do równouprawnienia przedstawiane są kobiety, które wybrały tzw. tradycyjny model i poświęciły się pracy opiekuńczej. Nic nie irytuje mnie bardziej niż określanie wykonywanej przez nie pracy jako ‘siedzenia w domu’.” 
Małgorzata Maciaszek, Codziennik Feministyczny 

foto: Wydawnictwo Kobiece

Orna Donath jest socjolożką i antropolożką, pracuje w Beer Szewie, na prestiżowym Uniwersytecie Ben-Guriona. Jej zainteresowania dotyczą głównie macierzyństwa, społecznych oczekiwań kobiet. Sama świadomie zrezygnowała z posiadania dzieci, a w 2011 roku wywołała medialną burzę publikując artykuł naukowy opowiadający o izraelskich kobietach rezygnujących z macierzyństwa. Tekst ten zapoczątkował dyskusję w mediach, niezwykle potrzebną, jak się okazało. Dziś, kiedy i w naszym kraju prowadzi się debaty na temat praw reprodukcyjnych kobiet (a robią to głównie mężczyźni), warto przyjrzeć się bliżej tej prowokującej publikacji. 

W krajach, gdzie kwitnie patriarchat, popierany zarówno przez władze, jak i główne ośrodki kultu religijnego o wartości kobiety decyduje posiadanie potomstwa. Brak dzieci w określonym wieku naraża kobietę w najlepszym wypadku na współczucie, uśmiech politowania, ewentualnie ostracyzm, nikogo nie zastanawia zaś, co kryje się za ową decyzją o pozostaniu „niczyją mamą”. Nie zawsze są to bowiem względy zdrowotne, kobiety próbują coraz odważniej mówić, że po prostu nie czują się gotowe na posiadanie dzieci i mają inne plany. Co więcej, jest to decyzja, do której mają święte, niezbywalne prawo. Podobnie jak do odczuwania żalu, już po urodzeniu potomstwa. 

Niezależnie od motywacji, która towarzyszy urodzeniu dziecka wszystkie rozmówczynie Orny Donath odczuwają żal i silne poczucie winy odnośnie do swojej decyzji o zostaniu matką. Część z nich upatrywała w macierzyństwie sposobu na ratowanie małżeństwa, inne po prostu nie chciały odbiegać od „normy”. Wszechobecny kult matki i przedstawianie wychowywania dzieci jako bezstresowej przygody, nienastręczającej żadnych trudności, także mogą stanowić przyczynę decyzji o posiadaniu potomstwa, podobnie jak nieustające pytania o dzieci ze strony rodziny. Potem zaś następuje zderzenie z rzeczywistością. I nie kwestionuję tego, że wiele kobiet jest stworzonych do tego, by zostać matkami. Potrafią odnaleźć się znakomicie w nowej roli, już po porodzie. Są jednak takie, które począwszy od porodu, a potem już po powrocie do domu odczuwają mieszaninę bólu, lęku, rozpaczy i żalu oraz tęsknoty za dawnym życiem. Tyle, że nie mogą o tym mówić głośno, bo to temat tabu, nie wypada nie cieszyć się z zostania matką. 

Z tym tematem tabu rozprawia się autorka i grupa odważnych kobiet, które zdecydowały się mówić otwarcie o swoich odczuciach. Orna Donath w swojej książce opisuje macierzyństwo z perspektywy społecznych oczekiwań względem kobiet, mówi o wymaganiach, które są im stawiane, nagonce na matki, o tym, że często pozostają one same ze swoimi obowiązkami i uczuciami, a rola mężczyzny kończy się na spłodzeniu potomka i utrzymywaniu rodziny. Nie pomaga także fakt, że kobiety, które decydują się na pozostanie z dziećmi w domu uważane są z jakichś, niezrozumiałych dla mnie powodów, za gorsze. Pomijając sformułowania o „siedzeniu w domu” czy „nieustających wakacjach” dochodzą jeszcze głosy samych kobiet – „ja to pracowałam i wychowywałam n (wstaw odpowiednią liczbę) dzieci i dom ogarniałam, a teraz to te młode matki leniwe takie etc.”. Otóż nie, jeśli kobieta pracuje zawodowo na pełen etat to wychowywaniem jej dzieci zajmuje się niania, bądź instytucja do tego powołana – żłobek lub przedszkole albo inny członek rodziny – babcia, ciocia  (zauważcie, że prawie zawsze nie jest to mężczyzna). Ja z kolei uważam, że jeśli tylko istnieje taka możliwość matka powinna być obecna przy dziecku w pierwszych, kluczowych dla jego rozwoju, latach życia. Oczywiście jest to mój świadomy wybór i nie krytykuję tych kobiet, które miesiąc po porodzie wracają do pracy. To jest wyłącznie ich decyzja. Podobnie daleka jestem od osądzania matek, które otwarcie przyznają, że mają dość i że chociaż bardzo kochają swoje dzieci, potrzebują chwili wytchnienia, czasu tylko dla siebie, a przed oczami często majaczą im wizje szczęśliwych czasów sprzed macierzyństwa. Rozmówczynie Donath idą jeszcze dalej, otwarcie przyznają, że lepiej by im się żyło bez dzieci, a jednocześnie kochają je i biorą odpowiedzialność za ich wychowanie i kształcenie. 

Książka Orny Donath ma postać rozprawy naukowej poprzetykanej wypowiedziami poszczególnych rozmówczyń autorki. I chociaż celem socjolożki jest pokazanie, że żal, który towarzyszy często macierzyństwu jest zrozumiały, trzeba o nim mówić, oswoić go, to przekaz ten rozmywa się poprzez liczne powtórzenia, osobiste dygresje autorki i pseudonaukowy język. Niemniej jednak to ważny głos w dyskusji na temat macierzyństwa i warto zapoznać się z tą lekturą. 

PS Diana z bloga Bardziej lubię książki niż ludzi wyjęła mi z ust pewne sformułowanie. Kiedy stajesz się matką, przestajesz być kobietą i zaczynasz być postrzegana przez pryzmat macierzyństwa, a tak nie powinno być. „Matka jest przedstawiana jako naturalnie poświęcająca samą siebie, nieprzerwanie spełniająca potrzeby, bezgranicznie cierpliwa i oddana trosce o innych w sposób, który niemalże żąda od niej, by zapomniała, że ma swoją własną osobowość i potrzeby.”


„Żałując macierzyństwa” Orna Donath
tłumaczenie: Elżbieta Filipow
tytuł oryginału: Regretting Motherhood
data wydania: 20 lipca 2017
ISBN: 9788365506825
liczba stron: 312

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz