czwartek, 22 stycznia 2015

„Kobieta w 1000°C” Hallgrímur Helgason

foto: archiwum własne
Ta książka to dziwaczny koktajl prawdy i fikcji, czarnego humoru, ironii i śmiertelnej powagi, rzadkich chwil szczęścia i bardzo częstych momentów niewyobrażalnego cierpienia. Jest to opowieść o życiu Herbjörg Marí Björnsson, wnuczki pierwszego prezydenta Islandii. Autor próbuje się wcielić w osiemdziesięcioletnią staruszkę i z jej perspektywy opisać kluczowe dla Herry wydarzenia z przeszłości. Jaka była w młodości ta ekscentryczna kobieta zasypiająca z granatem w dłoni, laptopem na kolanach i kartonem papierosów ukrytych pod łóżkiem, umieszczonym w garażu? Co ją ukształtowało? Nie ma tu chronologicznego zapisu historii, traumatyczne przeżycia wojenne przeplatane są anegdotami z czasów współczesnych. Parę razy rzeczywiście zdarzyło mi się zaśmiać, częściej jednak opisywane wydarzenia wywoływały u mnie smutek i złość. Nie chcę tutaj zdradzać treści, ale naprawdę szczegółowego opisu tego, co przydarzyło się bohaterce podczas II wojny światowej nie można czytać spokojnie. Hallgrímur Helgason napisał w przedmowie, że chciał pokazać dwudziesty wiek, konflikt zbrojny oczami kobiet. Rzeczywiście mężczyźni w książce są w najlepszym razie nijacy i niewidoczni, w najgorszym to pozbawione mózgu zwierzęta. Cały czas miałam z tyłu głowy słowa autora na temat feminizmu, którego idee pragnął umieścić w lekturze. Czy mu się to udało? Jeśli feministką można nazwać kobietę wyzwoloną, która gardzi mężczyznami, porzuca własne dzieci dla licznych miłosnych jednorazowych przygód, przyjęć, wygodnego życia...ale czy o to na pewno chodzi? Z pewnością nie o równouprawnienie, słowo- klucz, które pojawia się dokładnie raz, na 351 stronie. Może to miał być żart, z gatunku tych ciężkich. Bardzo podoba mi się natomiast diagnoza współczesnego klimatu społecznego dokonana przez Herrę: „Relatywizm moralny, bezczelność, chciwość, rozpychanie się łokciami. Wszystko pod maską życzliwości, z uśmiechem na ustach, ale prowadzone z bezwzględną konsekwencją.” Cały czas mam nadzieję, że co najmniej połowa opisanych wydarzeń miała miejsce jedynie w wyobraźni autora. Czy rzeczywiście mogli żyć na świecie ludzie bezmyślni na tyle, by powiedzieć o wojnie, że była „dobra”? Pewną podpowiedź, która uzasadnia moje domysły co do autentyczności niektórych anegdot daje nam sam Hallgrímur Helgason: „Rolą pisarza jest przekształcanie rzeczywistości w fikcję i fikcji w rzeczywistość. Musi on sprawić, by ta pierwsza brzmiała jak interesująca opowieść, a druga jak coś, w co czytelnik uwierzy.” Ja nie do końca wierzę, ale książkę polecam. Islandia zagościła w moich myślach i marzę teraz o odwiedzeniu tego pięknego, tajemniczego kraju. Na koniec mała uwaga z cyklu bez związku z treścią. Jeśli chodzi o okładkę, cały czas miałam wrażenie, że spogląda na mnie Karl Lagerfeld, kobieta na zdjęciu jest do niego łudząco podobna.

foto: Pixabay


foto: Pixabay

foto: Pixabay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz