piątek, 2 stycznia 2015

“Wywiad z sobą samą. Apokalipsa” Oriana Fallaci

foto: archiwum własne
Jest to kolejna odsłona rozważań, które autorka rozpoczęła w książce „Wściekłość i duma”, a następnie kontynuowała w „Sile Rozumu”. Ostatni raz słynna włoska dziennikarka podejmuje próbę ostrzeżenia ludzi Zachodu przed grożącym im z rąk islamistów niebezpieczeństwem. W tym dziwnym wywiadzie, który prowadzi sama z sobą nie skupia się jednak tylko na zbrodniach terrorystów, opowiada też o swojej walce, swojej chorobie- raku, który ją ostatecznie pokonał. Wreszcie przyznaje, że „niezależnie od rasy, religii czy przekonań politycznych istoty ludzkie zdolne są do wszystkiego, a przewrotność płynie w ich żyłach jak krew, okrucieństwo stanowi część ich natury”. Wyśmiewa twór zwany Umiarkowanym Islamem, ale jednocześnie oddaje sprawiedliwość tym muzułmanom, którzy otwarcie potępiają terroryzm i odcinają się od niego. Ciekawie opowiada o włoskiej polityce, komentuje również szeroko reelekcję prezydenta Busha, wojnę w Iraku, pisze o swoim przypadkowym spotkaniu z Osamą Bin Ladenem w Bejrucie (1982 rok) oraz porusza temat homoseksualizmu. Otwarcie mówi o swoim rozczarowaniu Corriere della Sera, polityką Unii, jedynie Stany Zjednoczone uważa za ostoję demokracji (oraz Izrael). Gdy czytałam tę książkę przypomniałam sobie o fudze. Jest to utwór muzyczny, oparty na polifonii, składający się z dwóch lub więcej głosów. Fuga oznacza ucieczkę, mamy tu temat, który stanowi odnośnik, pozwala się zorientować w dziele, oraz liczne powtórzenia tego motywu, odpowiedzi. Te, które dokładnie, co do interwału wiernie odtwarzają temat są realne, takie, które go zmieniają stanowią odpowiedź tonalną. Nie będę się tu zagłębiać dalej w kontrapunkty, codę i łączniki oraz sylwetkę Jana Sebastiana Bacha, który był niekwestionowanym mistrzem tej struktury muzycznej. Chcę powiedzieć, że Oriana Fallaci zdaje się dokładnie wiedzieć, co to takiego fuga i takie wrażenie sprawia właśnie w „Wywiadzie z sobą samą”. Zadaje pytania samej sobie, temat przewodni to rak terroryzmu islamskiego, który zżera Europę, odpowiedź realna to stałe powtarzanie mantry na temat zagrożenia, jakie niesie ze sobą zbyt liberalne traktowanie nieasymilujących się imigrantów muzułmańskich, odpowiedź tonalna to jej rozważania na temat raka płuc, jej osobistej tragedii. To jej pożegnanie z Życiem. Najpiękniejsze zdanie jakie przeczytałam w tej książce to afirmacja życia: "Żarliwie kocham Życie, rozumie mnie Pani? Jestem absolutnie pewna, że Życie jest piękne, nawet kiedy jest straszne, że narodziny to cud nad cudami, że życie jest najpiękniejszym z darów.[...] Prawdą jest, że choć znam ją dobrze, nie rozumiem Śmierci. Rozumiem tylko, że jest to część Życia i że bez tego marnotrawstwa, za jakie uważam Śmierć, Życie by nie istniało". Ponadto, tak jak w poprzedniej “Sile Rozumu”, Fallaci wyraźnie pisze o tym, że dla niej liczy się to, żeby czytający jej książki wyciągali wnioski, znajdowali w sobie odwagę do poszukiwania na własną rękę, do weryfikowania jej zapisków, do polemizowania z rzeczywistością, do porzucenia bierności. Autorka zaznacza, że aby akceptować jakąś osobę, żeby ją szanować niepotrzebna jest jednomyślność, każdy ma bowiem prawo do własnej opinii. Ogromny plus tej lektury stanowią rozważania na temat imperatywu kategorycznego Kanta i „Państwa” Platona. Naprawdę warto zapoznać się z tą książką, ja nie utożsamiam swoich poglądów w 100% z poglądami autorki, niemniej uważam, że Fallaci była bardzo dobrą obserwatorką życia, mądrze pisała o upadku społeczeństwa, o haniebnym odcinaniu się od korzeni, o tym jak w codziennym biegu po więcej i lepiej zapominamy, że ciąży na nas obowiązek przekazania niematerialnych wartości tym, którzy przyjdą po nas, naszym dzieciom.

2 komentarze:

  1. Doskonała recenzja. Bardzo za nią dziękuję. Zgadzam się absolutnie z każdym zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowa. Kłaniam się.

    OdpowiedzUsuń