sobota, 6 stycznia 2018

„Diariusz najmniejszy” Umberto Eco


Rzeczywiście, często się zdarza, że idzie się do biblioteki, bo chce się książki o znanym tytule, ale główną funkcją biblioteki, a przynajmniej funkcją biblioteki w moim domu i w domach wszystkich znajomych, jakich możemy odwiedzać, jest odkrywanie książek, których istnienia się nie podejrzewało, a które, jak się okazuje, są dla nas niezwykle ważne.
"O bibliotece" Umberto Eco

foto: Wydawnictwo Znak



Umberto Eco, najsłynniejszy współczesny filozof, językoznawca, bibliofil, wybitny pisarz. Jego śmierć w lutym 2016 roku pogrążyła w żałobie cały literacki świat. Czytelnicy, tacy jak ja, byli zrozpaczeni. Akademia Szwedzka nie będzie miała okazji by uhonorować dorobek jego życia Nagrodą Nobla, która bez wątpienia powinna była trafić w ręce Eco. Moja przygoda z pisarzem zaczęła się wcześnie, od genialnej powieści Imię róży. Pech chciał, że następnie sięgnęłam po Wahadło Foucaulta, którego lektury po dziś dzień nie mogę ukończyć… 

Przez długie lata, aż do Tematu na pierwszą stronę (2015) nie sięgałam po książki włoskiego erudyty, stały na półce i pokrywały się powoli patyną czasu. Od śmierci pisarza zaczęłam zaś kompulsywne nadrabianie czytelniczych zaległości, nie tylko powieści, ale również tekstów eseistycznych, a także albumów pod redakcją Eco – Historii piękna i Historii brzydoty oraz Historii krain i miejsc legendarnych

Wielokrotnie szukałam odpowiedzi na pytanie, jakim człowiekiem był Umberto Eco. Część z nich znalazłam w tekstach, które ukazały się w „Literaturze na świecie” (NR 7-8/2016). Goffredo Parise, kolega pisarza ze szkolnej ławki, wspominał, że Eco był niewysoki, zwinny, szczupły, ale silny, nie miał ani jednej nieobecności spowodowanej chorobą podczas lat wspólnej nauki. Często się uśmiechał, ale nigdy nie śmiał. Pisząc nie odrywał pióra od kartki. Zawsze otrzymywał najwyższe oceny. Pozwalał od siebie ściągać na sprawdzianach, podpowiadał podczas odpowiedzi, ale zawsze czynił to tak, aby nauczyciele zdawali sobie sprawę z jego „pomocy”. Był bardzo sympatyczny, chociaż trzymał się raczej na uboczu. Charakterystycznym ironicznym uśmiechem obdarzał wszystkich, a zwłaszcza wykładowców. Co ciekawe do jednej klasy z Parisem uczęszczali dwaj wybitni pisarze. Jego kolegą był także Italo Calvino. Zupełnie inny typ człowieka niż Eco. 

Pewna anegdota, należy zaznaczyć, że nigdy niepotwierdzona przez żadną z występujących w niej postaci, rzuca nieco światła na to, jak wyjątkowo szlachetnym człowiekiem był Eco. Zarówno Calvino, jak i Eco byli zapalonymi filatelistami, często wymieniali między sobą znaczki. Pewnego razu Eco zauważył, że w jego albumie brakuje znaczka Wyspy pod Wiatrem, przedstawiającego ogromny statek z żaglami rozpostartymi na wietrze. Calvino wyciągając z kieszeni klucz do swojego mieszkania odnalazł ów znaczek, a działo się to w obecności Eco. Niczym niezrażony Eco oświadczył, że znaczek nie był jego własnością, a od zawsze należał do Calvina… 

„Diariusz najmniejszy” to wydany w 1995 roku zbiór felietonów pisanych dla włoskiego „L’Espresso”, kolejne tomy ukazywały się jako „Zapiski na pudełku od zapałek”. Już pierwszy tekst, zatytułowany „Nonita” (skojarzenia z Lolitą Nabokova są jak najbardziej na miejscu), w którym Umberto Umberto nieustannie smali cholewki do niewiast mocno nadgryzionych zębem czasu bawi do łez. „Poprawki redakcyjne” oraz „Trzy krótkie recenzje” (zmora dla niektórych autorów, a tak bliskie mojemu sercu) również skrzą się genialnym poczuciem humoru. Świetny jest tekst – „Z przykrością odrzucone” dotyczący recenzji wewnętrznych, w którym Eco bierze na tapet między innymi Biblię, Proces, Don Kichota, Boską komedię czy W poszukiwaniu straconego czasu. A jeśli czytelnik ma ochotę napisać scenariusz filmu, nic prostszego, wystarczy sięgnąć po felieton „Do your movie yourself”, w którym oprócz politematów Eco zawarł liczne transformacje, więc możemy otrzymać n wariantów skryptu.

Te krótkie, mistrzowskie, dowcipne teksty przybierają różne formy literackie. W „Diariuszu najmniejszym” znajdziemy zatem fikcyjne biografie, listy, rozprawy naukowe, absurdalne instrukcje, wywiady, ankiety oraz transmisję z odkrycia Ameryki (!). Przenikliwość i erudycja owych felietonów zawstydza pospolitego czytelnika, takiego jak ja. Pozostaje mi chylić czoła przed mistrzem, nadrabiać lektury i śmiać się do łez. Czego i wam życzę.

„Diariusz najmniejszy” Umberto Eco
tłumaczenie: Adam Szymanowski
tytuł oryginału: Diario minimo, Il secondo diario minimo
data wydania: 1995
ISBN: 8370063810
liczba stron: 200

Podczas pisania powyższego tekstu korzystałam ze wspomnień Goffredo Parise w tłumaczeniu Anny Wasilewskiej, które ukazały się w „Literaturze na świecie” NR 7-8/2016, pod tytułem „W szkolnej ławie z Eco i Calvinem”.

Cytat wstępny nie jest dziełem przypadku, wybrałam go świadomie. "Diariusz najmniejszy" wypatrzyłam bowiem w bibliotece Natalii z Kroniki kota nakręcacza.

1 komentarz:

  1. "Wahadło..." udało mi się przeczytać, ale to jeszcze w czasach studenckiego czasu i uporu. Polecam też "Wyspę dnia poprzedniego" - znów dużo filozofii, ale w nieco bardziej przystępnym wydaniu.

    OdpowiedzUsuń