foto: archiwum własne |
Opowieść o jednym z najsłynniejszych pisarzy iberoamerykańskich, geniuszu pióra, twórcy realizmu magicznego. Ta książka to hołd złożony Gabrielowi Garcii Márquezowi przez jego najbliższego przyjaciela – Mendozę. Dzięki wspomnieniom Plinia poznajemy „od kuchni” życie twórcy, zalążki jego artystycznej drogi, śledzimy wybory jakich dokonywał, rozwój kariery pisarskiej, jej wpływ na życie osobiste. Dowiadujemy się, że początki wcale nie były różowe, Márquezowi zdarzało się sypiać na ławce w parku, podróżować z zaledwie dwudziestoma dolarami w kieszeni, często chodził głodny, niewyspany. Obaj panowie rozpoczynali kariery jako dziennikarze, w pewnym momencie ulegli niebezpiecznej fascynacji rewolucją kubańską i osobą Fidela Castro, z której szybciej wyleczył się Mendoza. Autor bardzo szeroko opisuje i komentuje wydarzenia na Kubie, wypowiada się z goryczą na temat tego, w co zamieniła się szlachetna początkowo idea. „Gabo i ja z bardzo bliska, w sposób, który odcisnął na mnie bardzo głębokie piętno, widzieliśmy proces, który pozwala starej, skostniałej, przeżartej korupcją, zbiurokratyzowanej Partii Komunistycznej zawładnąć świeżą i piękną, wyzwalającą rewolucją, aby zmienić ją, zgodnie z klasycznym modelem, w żelazne narzędzie opresji.” Poza wydarzeniami na Kubie dziennikarzy zbliżyła wspólna praca w „Momento”, następnie w agencji prasowej „Prensa Latina”, a później współtworzenie czasopisma „Libre” . Wieloletnia przyjaźń trwała mimo dzielącej ich odległości, Márquez pisał do Mendozy listy, wiele z nich zostało opublikowanych po raz pierwszy właśnie na kartach tej książki. Przyszły noblista zwierzał się z pracy nad kolejnymi powieściami, która niekiedy trwała kilkanaście lat. Mowa tu o „Stu latach samotności” czy „Jesieni patriarchy”, uważanych za jedne z jego najważniejszych dzieł. Mendoza opisuje ponadto piękne czasy przyjaźni między Márquezem, Cortázarem, Llosą, znajomość z tym ostatnim zakończyła się burzliwie, choć prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, co poróżniło słynnych noblistów. Z lektury książki Plinio Apuleyo Mendozy wyłania się obraz pisarza z gigantycznym talentem, długo pozostającego w cieniu, skromnego, w pewnym sensie przerażonego sławą, na którą przecież absolutnie sobie zasłużył. Dla najbliższych przyjaciół mimo licznych nagród i wyróżnień, w tym najważniejszej- Nagrody Nobla Márquez pozostał tym samym Gabo, wrażliwym społecznikiem, otwartym na ludzi i ich problemy, doskonałym obserwatorem życia. Moja przygoda z jego twórczością rozpoczęła się od „Miłości w czasach zarazy”, później były kolejno: „Sto lat samotności”, „O miłości i innych demonach”, „Raport z pewnego porwania” (niezwykły reportaż, próżno szukać w tej książce realizmu magicznego, lecz mimo to jest doskonała), „Rzecz o mych smutnych dziwkach”. Jednak najbardziej sobie cenię zbiór opowiadań zatytułowany „Dwanaście opowiadań tułaczych”, a w szczególności dwa krótkie utwory, pochodzące właśnie z tego tomu - „Światło jest jak woda” oraz „Ślad twojej krwi na śniegu”. I choć czytałam je ponad piętnaście lat temu, do dziś nie potrafię i nie chcę wymazać z pamięci ich treści. Książkę Mendozy polecam, szczególnie tym, którzy tak jak ja przeżyli odejście Márqueza z tego świata w kwietniu 2014 roku i chcieliby się zanurzyć we wspomnieniach jego przyjaciela, dowiedzieć się więcej o słynnym kolumbijczyku. Nie podobał mi się jedynie układ tekstu na stronach, urywane zdania, ale taka była podobno koncepcja autora oraz literówki, na które natknęłam się podczas czytania, które raczej takim zamysłem twórcy nie były.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz