wtorek, 12 maja 2015

„Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety” Mark Helprin

foto: archiwum własne
Są takie książki, które wciągają od pierwszych stron, czyta się je szybko, przewraca nerwowo karty. To nie jest ten przypadek. Ta lektura jest jeszcze lepsza. Sprawiła, że nie chciałam się z nią rozstawać, przedłużałam ten moment jak tylko się dało, pod koniec czytając jedynie kilka stron, żeby jak najdłużej pozostać w wykreowanym przez autora świecie. Początkowo główny bohater- Oscar Progresso nie wzbudzał mojej sympatii, on nienawidzi kawy, ja z kolei nie potrafię się obejść bez tego aromatycznego napoju. Mam swoje rytuały parzenia, mam ulubione gatunki, ulubione kawiarnie. Później odkryłam, że jest jednak coś, co łączy mnie i tego nie do końca normalnego byłego pilota wojskowego- miłość do włoskiej kuchni, niechęć do stadnych zachowań, nadmierna wrażliwość oraz to, że bardzo ciężko znosimy ból rozstania. Oscara Progresso poznajemy u schyłku żywota, gdy w ogrodach Niterói, na wzgórzu, z którego rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na Rio de Janeiro, skrzętnie spisuje swoje wspomnienia i upycha je w mrówkoszczelnej kasecie. Jego biografia obfituje w taką ilość nieprawdopodobnych wydarzeń, iż ciężko stwierdzić, czy miały miejsce naprawdę czy są wytworem bujnej wyobraźni bohatera. Nie ma takiej rzeczy, takiego zajęcia, takiej sytuacji, której by nie doświadczył Oscar. W młodości był pacjentem zakładu dla obłąkanych, następnie gońcem, wspólnikiem w banku, później został zdegradowany do roli pospolitego pracownika skarbca, w czasie wojny pilotował samoloty. Zakochał się i ożenił z multimilionerką, która niestety obracała się w świecie „kawoszy”, stąd późniejsze nieporozumienia zakończone rozwodem. Wreszcie zdecydował się obrabować bank, którego był pracownikiem (w brawurowy sposób, nieco przypominający ten, który wykorzystali autorzy scenariusza "Włoskiej roboty"), następnie uciekł do Brazylii, gdzie ożenił się z o wiele młodszą od siebie kobietą. To oczywiście nie wszystkie wydarzenia z życia Oscara, nie zamierzam tu przepisywać treści książki i tym samym pozbawiać przyjemności odkrywania poszczególnych przygód tych, którzy po nią sięgną. Powieść napisana jest znakomitym, plastycznym językiem, obfitującym w ironię. Czułam jak Helprin puszcza oko do czytelnika nadając niektórym bohaterom wielce znaczące imiona i nazwiska (na przykład kancelaria prawnicza Radoshny, Tzwaniack, Byddlaq i Bogatch czy przełożony bohatera- Gnoy Pulpett). Satyra jest tu wszechobecna, wyśmiewane jest środowisko bankierów, dorobkiewiczów, współczesny pęd za pieniądzem, wzbogacaniem się jako kwintesencją życia. Przestroga, którą wypowiada Oscar do swojego syna „ludzie majętni idiocieją” jest zaskakująco trafna, podobnie jak jej dalsza część „wynoszenie się nad innych pozbawia człowieka inteligencji i żywotności”. To nie jest zwykły pamiętnik, to nie jest spowiedź, choć mamy do czynienia w pewnym sensie z próbą rozliczenia się z życiem. Oprócz zabawnych, zaskakujących momentów, dużo tu smutku, brutalne morderstwa, rozstania. Siłą napędową głównego bohatera nie jest nienawiść do kawy, chociaż tak mogłoby się wydawać na początku powieści, ta siła to ogromna miłość do rodziców, ale zrozumie to ten, kto przeczyta tę znakomitą książkę. Polecam. Na zachętę jeden z najpiękniejszych cytatów, który znalazłam na stronie 259: 
"Czasem miłość zostaje nam odebrana niesprawiedliwie, a mimo to wierzy się w nią do ostatnich chwil, potem zaś przychodzi wielka gorycz. Ta gorycz bierze się stąd, że nie przestaje w nas istnieć idealny wzorzec tej miłości, czyste oczekiwanie, na którego tle klęska i zdrada odcinają się kontrastowo niczym cienie padające na oświetloną księżycem drogę."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz