czwartek, 14 stycznia 2016

"Wszystkie wojny Lary" Wojciech Jagielski

"— Czegoż bym nie oddała, aby ocalić dziecko — rzekła biedna kobieta. — Wypłaczę oczy moje, byleś mnie zaniosło do strasznego ogrodu śmierci."
"Matka" Hans Christian Andersen

foto: archiwum własne


"Wszystkie wojny Lary" to przejmująca opowieść o sile matczynej miłości, niezłomności, ale jednocześnie o tym, jak nikły mamy wpływ na życie nasze i osób nam bliskich. Wojciech Jagielski przedstawia w swej książce historię życia Lary - kobiety, której synowie postanowili wziąć udział w dżihadzie, wyjechali walczyć u boku ISIS w Syrii. Zanim jednak podjęli tę decyzję matka wszelkimi sposobami starała się ich uchronić przed okrucieństwami wojny. 
Lara zdawała się mieć szósty zmysł, była w stanie ocenić polityczny zamęt i przewidzieć ewentualne zamieszki, zareagować w porę i podjąć odpowiednie kroki, by ocalić rodzinę. Kiedy mieszkali w Groznym kobieta wyczuwała zbliżające się niebezpieczeństwo i postanowiła uciec z chłopcami do domu rodziców, sielskiej doliny Pankisi. Gdy do wąwozu zaczęli napływać uchodźcy z Czeczenii, jak grzyby po deszczu wyrastały nowe meczety, a radykalni mułłowie wbijali młodzieży do głowy, że jedynie Koran może stanowić źródło prawa, Lara kolejny raz podjęła próbę uratowania synów przed niebezpieczeństwem - wysłała ich z ojcem do ziemi obiecanej, Europy. Co zatem poszło nie tak? Książka Wojciecha Jagielskiego doskonale wyjaśnia jakie mechanizmy kryją się za fenomenem wyjazdów muzułmanów z obszarów postsowieckich do Syrii, ukazuje też jak szczególnym przypadkiem jest Kachetia, a ściślej dolina Pankisi. Próbę zrozumienia należy zacząć od poznania Kistów, gruzińskich Czeczenów, zawieszonych jakby "w pół drogi", zamieszkujących opisywane tereny. Mieszkają w Gruzji, ale nie do końca czują się Gruzinami, z kolei Czeczeni też nie zawsze się z nimi identyfikowali. Różnice widać zwłaszcza, gdy autor opisuje napływ uchodźców do doliny Pankisi w czasie wojen czeczeńskich, przybysze usiłują podporządkować sobie suficką, pokojowo nastawioną starszyznę i wprowadzić radykalne zasady szariatu, sprowadzają własnych duchownych, budują swoje meczety. Kryzys tożsamości, idące za tym poczucie przynależności do ummy (trzeba się przecież w końcu jakoś określić, jeśli nie czują się Gruzinami ani Czeczenami to zdecydowanie muzułmanami), zła sytuacja ekonomiczna, a także konflikt pokoleń to wszystko wywiera wpływ na młodzież decydującą się na wyjazd do Syrii. Oczywiście niemałe znaczenie mają również opowieści o bohaterskich czynach partyzantów, a także historyczne znaczenie Lewantu (na tych obszarach już kiedyś istniał kalifat). W przypadku synów Lary - Raszida i Szamila dochodzi jeszcze rozczarowanie Europą. Pobyt na Zachodzie nie spełnił ich oczekiwań, bo zastana tam rzeczywistość nie wytrzymała konfrontacji z wyobrażeniami o czekającym tam na nich raju. 
Imiona głównej bohaterki i jej synów zostały zmienione, w książce pojawiają się jednak postacie, o których wiadomo, że prowadzą lub prowadziły aktywną walkę w Syrii, takie jak chociażby Omar Sziszani (Tachran Batiraszwili) czy Rustam Giełajew. 
Reportaż "Wszystkie wojny Lary" omawiałyśmy w ramach Domowego Klubu Książki, u Natalii z Kroniki Kota Nakręcacza (protokół made by Natalia znajdziecie tu). Książka wywarła na nas spore wrażenie, dyskutowałyśmy o granicach prawdy w reportażu. Zastanawiałyśmy się również na ile to, że Lara jest aktorką miało wpływ na dramatyzm opowiedzianej przez nią historii. 
Lara przypomina mi matkę z baśni Hansa Christiana Andersena, próbowała zrobić wszystko by ocalić swoje dzieci, wybrała się w podróż do objętej wojną Syrii, aby ratować Szamila. Niestety, czytelnik nie znajdzie tu szczęśliwego zakończenia.
Książkę oczywiście polecam, warto uzupełnić lekturę o raport OSW na temat islamu na obszarze byłego ZSRR, zatytułowany "Homo Dżihadicus". Poszerza on i porządkuje informacje zawarte w reportażu Wojciecha Jagielskiego. Dokument ten dostępny jest tu.

foto: archiwum własne

wtorek, 12 stycznia 2016

"Dziewczyna o siedmiu imionach" Hyeonseo Lee, David John

„Ojcze nasz, nie mamy czego zazdrościć światu. 
Nad naszym domem czuwa Partia Pracy. 
Wszyscy jesteśmy sobie braćmi i siostrami. 
Nawet gdy uderzy na nas morze ognia, drogie dzieci, niczego się nie bójmy, 
Nasz ojciec jest z nami. 
Nie mamy czego zazdrościć światu.”
/piosenka śpiewana przez północnokoreańskie dzieci w szkole/
"Światu nie mamy czego zazdrościć" Barbara Demick

foto: archiwum własne

"Dziewczyna o siedmiu imionach" to zapis wspomnień uciekinierki z Korei Północnej, Hyeonseo Lee. Tytuł jest nawiązaniem do częstych zmian tożsamości autorki, miały one wymiar symboliczny - każdy moment przełomowy w życiu Hyeonseo wymagał nowego początku, innego imienia. 
Bohaterka urodziła się w 1980 roku, w Hyesan (podobnie jak Yeonmi Park, która swoją relację z ucieczki zatytułowała "Przeżyć"), miejscowości położonej w pobliżu granicy z Chinami. Książka podzielona jest na trzy części, pierwsza dotyczy dzieciństwa i wczesnej młodości autorki, jest to opis jej życia w Korei Północnej. Rodzina, ze względu na koneksje ojca (był wojskowym) cieszyła się nieco większą swobodą niż inni mieszkańcy kraju. Hyeonseo często się przeprowadzała, mieszkała w Anju, Hamhung, a pod koniec pobytu w Korei Północnej ponownie osiedliła się w Hyesan. W tej części autorka opisuje absurdy reżimu, takie jak oddawanie czci posągom, drobiazgowe kontrole czystości portretów przywódców, które musiały wisieć w widocznym miejscu w domu każdego mieszkańca, a także tzw. sesje samokrytyki, zaczynające się już w szkole podstawowej (każdy ma obowiązek donosić na każdego, nikt nie może pozostać bez winy, taka sytuacja ma miejsce już do śmierci). Wcześniej, dzieciom w wieku przedszkolnym serwowane są mity na temat boskości przywódcy i narodzin jego syna. Maluchy wierzyły, że Wielki Ojciec potrafił samą tylko siłą umysłu wpływać na warunki atmosferyczne. Autorka wspomina ponadto pierwsze związki, pierwsze miłości, pisze o aresztowaniu ojca, o głodzie. Tę część relacji kończy przeprawa przez zamarzniętą rzekę Yalu do Chin.
Po przekroczeniu granicy los jest dla uciekinierki bardzo łaskawy (wystarczy wspomnieć niedawno opisywaną przeze mnie historię Yeonmi Park), dziewczyna kontaktuje się ze znajomym handlarzem, partnerem w interesach jej matki, ten udziela jej schronienia i pomaga dotrzeć do krewnych mieszkających w Shenyang. Hyeonseo posiada zadziwiającą umiejętność wyswobadzania się z wszelkich kłopotów, w które wpada. Udaje jej się uciec przed zaaranżowanym małżeństwem, wątpliwą przyjemnością pracy w zakładzie fryzjerskim (te przybytki zajmują się w Chinach masażem erotycznym), następnie cudem unika deportacji. Już podczas pobytu w Szanghaju autorka postanawia pomóc w ucieczce bratu i matce. Relację z pobytu w Chinach kończy prośba o azyl na lotnisku Incheon.
W ostatniej części Hyeonseo opisuje początkowe trudności związane z zaadaptowaniem się do życia w Korei Południowej, zamieszcza też obszerną relację z ucieczki brata i matki z Hyesan, którą zaaranżowała i przeprowadziła. Nieocenioną pomoc okazał jej wtedy przypadkowo spotkany australijski turysta - Dick Stolp.
Historia opisana przez Hyeonseo Lee znalazła szczęśliwy finał. Bohaterka jest znaną aktywistką działającą na arenie międzynarodowej, walczącą o prawa człowieka. Jej wystąpienie na konferencji TED, w Long Beach, w Kalifornii, w lutym 2013 roku obejrzało już ponad trzy miliony osób. Można je zobaczyć tu. Książkę polecam, wciąga od pierwszych stron.

"Chrystus z karabinem na ramieniu" Ryszard Kapuściński

"Poczucie misji i szowinizm zawsze chodzą w parze. Można przytoczyć nieskończoną ilość pouczających przykładów. Człowiek z poczuciem misji jest męczący dla otoczenia, a nawet potrafi być niebezpieczny. Lepiej nie graniczyć z narodem, który jest przekonany, że spełnia misję. Świat wyglądałby inaczej, gdyby powiedzieć każdemu: zbawiaj się na własną rękę, na miarę swoich chęci i możliwości!"
"Chrystus z karabinem na ramieniu" Ryszard Kapuściński

foto: archiwum własne
"Chrystus z karabinem na ramieniu" to zbiór reportaży z Afryki, Ameryki Łacińskiej i Bliskiego Wschodu. Książka podzielona jest na trzy części. Bohaterami pierwszej z nich są Palestyńczycy, Syryjczycy, Żydzi, Libańczycy i Jordańczycy. Ryszard Kapuściński w prostych słowach opisuje konflikt izraelsko - palestyński, aczkolwiek czyni to dość jednostronnie, wyraźnie ujawniając z którą z walczących stron sympatyzuje. W reportażach zamieszczonych w tej części możemy przeczytać o fedainach, walkach na wzgórzach Golan, polityce Jordanii.
Z Bliskiego Wschodu przenosimy się  do Ameryki Łacińskiej. Autor opisuje w tytułowym reportażu wydarzenia, które miały miejsce w Teoponte, w departamencie La Paz, w Boliwii. Kolejne historie z drugiej części dotyczą Dominikany, wydarzeń w Salwadorze. Bardzo ciekawie opisane jest porwanie i śmierć ambasadora RFN, Karla von Spretiego, w Gwatemali. Autor barwnie opisuje ruchy partyzanckie, z którymi miał styczność, choć moim zdaniem brakuje w tych anegdotach obiektywizmu. Kapuściński w jednym z tekstów stara się porównać postacie Che Guevary i Salvadore Allende. Ostatnia odsłona reportaży dotyczy Afryki - Mozambiku.
W 1975 roku to pewnie była znakomita książka, została okrzyknięta zresztą tytułem roku przez magazyn "Nowe Książki", ale z perspektywy czasu mnie ta lektura jawi się jako bajka o troskliwych misiach komunistach/partyzantach i złym wilku, któremu na imię zachodni imperializm. W reportażach do znudzenia przewijają się sformułowania typu: "trzeba walczyć z imperializmem USA o powszechną sprawiedliwość społeczną". Jeśli ktoś miałby jeszcze jakiekolwiek wątpliwości to podpowiadam, za lekturą, że za całe zło tego świata odpowiada siejący spustoszenie Wirus imperializmu (celowo z dużej litery, bo ktoś popełnił książkę o tym wdzięcznym tytule) toczony przez Stany Zjednoczone i ewentualnie Izrael ("Musimy określić wyraźnie naszego wroga: jest nim aparat państwa syjonistycznego, utrzymywany przy życiu przez imperializm.").
Warto przeczytać tę książkę, z ciekawości, mając na uwadze, że autorowi zabrakło obiektywizmu. Niemniej jednak dzieła "cesarza reportażu" wypada znać. Poza tym nie byłabym sprawiedliwa, gdybym nie napisała, że niektóre zawarte w "Chrystus z karabinem na ramieniu" uwagi są aktualne i celne nawet dziś (vide cytat wstępny).

"Kora" Lorrie Moore

foto: archiwum własne


"Kora" to zbiór opowiadań utalentowanej, znanej i cenionej, głównie w Stanach Zjednoczonych, amerykańskiej pisarki - Lorrie Moore. Jej utwory ukazywały się m.in. na łamach "The New Yorkera", "The Guardiana", "The Paris Review" oraz "Harper's Magazine". Niniejszy zbiór jest kompilacją opowiadań, które zostały opublikowane w wymienionych czasopismach w latach 2003- 2013.
Tematy poszczególnych utworów oscylują wokół samotności, rozpadu związków, śmierci, blasków i cieni macierzyństwa, depresji, kłopotów zawodowych. Życiowe meandry bohaterów, absurdy dnia codziennego, spostrzeżenia autorki podane są w bardzo przystępnej formie. Język opowiadań jest daleki od wyrafinowania, ta prostota pozwala, mimo poruszania ciężkich tematów, odprężyć się podczas lektury. Ogromny plus to poczucie humoru, ironia, którymi Lorrie Moore okrasza poszczególne utwory. W rzeczywistości mamy do czynienia z bardzo dobrze napisanym zbiorem mini tragikomedii, z którym warto się zapoznać. Uwagę zwraca ponadto tłumaczenie autorstwa Urszuli Gardner, odzwierciedla ono wspaniale ducha omawianych historii. Warto samodzielnie porównać oryginalne opowiadania z tłumaczeniem, aby przekonać się, co mam na myśli. Można tego dokonać dla następujących utworów:
"Wysiadka"            -    "Debarking"
"Strata czasu"         -    "Paper Losses"
"Odniesienia"         -    "Referential"
"Wrogowie"           -    "Foes"
Polecam.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

"Przeżyć" Yeonmi Park, Maryanne Vollers

"Kiedy postanowiłam zdradzić swój sekret, po raz pierwszy poczułam się naprawdę wolna. Miałam wrażenie, że poprzednio przygniatały mnie gęste chmury, które teraz się uniosły, i znowu mogłam swobodnie oddychać."
"Przeżyć" Yeonmi Park, Maryanne Vollers


foto: archiwum własne

"Przeżyć" to wstrząsająca relacja uciekinierki z Korei Północnej. Ukazuje mroczną prawdę na temat żmudnej drogi, jaką należy pokonać, by uwolnić się fizycznie i psychicznie od kłamliwej ideologii zatruwającej umysły mieszkańców "Pustelniczego Królestwa". 
Książka podzielona jest na trzy części. Na początku autorka opisuje swoje dzieciństwo w Hiesan, miejscowości położonej w pobliżu chińskiej granicy. Dużo miejsca poświęcone jest historii rodziny, Yeonmi Park pisze o skromnym domu, działaniach propagandowych reżimu, okolicznościach śmierci Kim Ir Sena. Opisany jest także przygraniczny handel, to główne źródło utrzymania rodziny Park. Momentem przełomowym w życiu dziewczyny stało się aresztowanie ojca, rodzina pozbawiona środków do życia cierpiała głód. Matka próbowała ratować męża, dziewczynki (bohaterka ma siostrę) pozostawiając same w domu na okres kilku miesięcy. Ojciec trafił do obozu pracy, z którego wydostał się w nie najlepszym stanie, ze zdiagnozowanym rakiem jelita grubego. Jednak ostatecznie to nie choroba mężczyzny zadecydowała o ucieczce bohaterki z Korei Północnej, a próba odnalezienia siostry, która w 2007 roku przekroczyła granicę z Chinami. Autorka wraz z matką opuściły Hiesan pod osłoną nocy, korzystając z usług pośredników w handlu żywym towarem.
Kolejna część relacji Yeonmi Park to opis dramatycznych przeżyć, które miały miejsce po przekroczeniu granicy. Matkę autorki zgwałcono, ona sama cudem uniknęła tego losu. Po latach wyznała, że aby przeżyć zdecydowała się na współpracę z jednym z handlarzy i pomagała mu umieszczać uciekające z Korei Północnej dziewczyny, takie jak ona, w rodzinach chińskich rolników szukających żon. Ten haniebny proceder jest dosyć dobrze opisany w reportażu. 
Ostatnia część książki dotyczy ucieczki z Chin przez Mongolię do Korei Południowej. Autorka opowiada jak wygląda pobyt w bazach wojskowych w Ułan Bator przed odesłaniem do Seulu, a następnie codzienność w Narodowym Centrum Wywiadowczym, położonym w pobliżu stolicy Korei Południowej. Tam historie opowiadane przez uciekinierów są weryfikowane, zanim wypuści się ich na wolność.
Park Yeonmi kończy swoją relację opowiadając o wystąpieniach w programach telewizyjnych, studiach prawniczych, które podjęła na jednym z najlepszych koreańskich uniwersytetów, wspomina także raport, opublikowany przez ONZ w lutym 2014 roku, dokumentujący łamanie praw człowieka w Korei Północnej. Przytacza również materiały propagandowe reżimu skierowane przeciwko jej osobie. 
Książkę czyta się szybko, relacja jest ciekawa, pozostaje pytanie, w świetle kontrowersji, które pojawiły się w prasie po jej opublikowaniu, na ile jest prawdziwa? Autorce zarzucono wyolbrzymianie, koloryzowanie, fabrykowanie wspomnień - wszystko dla sławy i korzyści finansowych. Choć historia opowiedziana przez "północnokoreańską Paris Hilton" (takim tytułem ochrzciła Yeonmi Park prasa) jest miejscami nieprawdopodobna, z pewnością drzemie w niej ziarno prawdy. Zachęcam do lektury, mimo wszystko warto poznać tę opowieść.

sobota, 2 stycznia 2016

"Cesarz" Ryszard Kapuściński

"Pan nasz z takiego wychodził założenia, że nawet najbardziej lojalnej prasy nie należy dawać w nadmiarze, gdyż może z tego wytworzyć się nawyk czytania, a potem już krok tylko do nawyku myślenia, a wiadomo, jakie to powoduje niewygody, utrapienia, kłopoty i zmartwienia." 
"Cesarz" Ryszard Kapuściński

foto: archiwum własne

"Cesarz" to znakomity, nie do końca reportaż pióra mistrza tego gatunku, Ryszarda Kapuścińskiego. Pisarz przedstawia relacje wybranych członków świty Hajle Syllasje dotyczące osoby Króla królów, a także zwyczajów panujących na cesarskim dworze. Etiopski dwór jest doskonałym przykładem reżimu autorytarnego, władza absolutna należy tu do cesarza, który swoje pochodzenie wywodzi w prostej linii od biblijnego króla Salomona. Zwycięski Lew Plemienia Judy, Wybraniec Boży, Król królów to tylko niektóre określenia, którymi tytułowano Hajle Syllasje. Na dworze, poza samym władcą, próżno by szukać kompetentnych ministrów czy urzędników. Po pierwsze dlatego, że Cesarz lubił kontrastować i pozytywnie wyróżniać się na tle tłumu, a po drugie o obsadzeniu najważniejszych stanowisk w państwie decydował stopień czołobitności, a nie kompetencje. Na dworze nagminnym zjawiskiem była korupcja. Łapówki, donosy, to była codzienność. Podczas gdy na północy kraju ludzie umierali z głodu, król i jego świta pławili się w luksusach. W Etiopii nie istniała wolna prasa, radio i gazety były narzędziami cesarskiej propagandy. Mit dotyczący boskości Hajle Syllasje był tak rozpowszechniony wśród poddanych, że Etiopczycy słuchając reklamy Coca- coli byli święcie przekonani, że oto Król królów przemówił i to jego głos wybrzmiewa w eterze. Książka Ryszarda Kapuścińskiego nie jest jedynie świadectwem przeszłości. Autor wprawdzie drobiazgowo opisuje etiopski dwór, ale cała siła tej lektury tkwi w sposobie przedstawiania treści. Giętki język, czarny humor sprawiają, że tę książkę można traktować jako zjadliwą satyrę na totalitarny system (jakikolwiek), co w czasach jej powstawania (1978 rok) mogło okazać się dla autora kłopotliwe. Czytając uśmiałam się do łez. Polecam. Na koniec warto wspomnieć wywiad, jaki przeprowadziła z Hajle Syllasje Oriana Fallaci w 1972 roku. Włoska dziennikarka opisuje rozpasanie i korupcję na dworze Cesarza, podobnie jak Ryszard Kapuściński. Przytacza historie z Gonderu, kiedy królewska świta biesiadowała w namiotach, a głodujący lud nie mógł liczyć nawet na ochłapy, te dostawały bowiem psy i sępy. Mowa jest także o dziwactwach władcy, pieskach Lulu i Papillon, które służyły jako swoiste radary - ostrzegały przed zamachami, wrogami, zdradami, wskazywały ludzi, których należy unikać. W "Cesarzu" Hajle Syllasje przedstawiony jest u schyłku swego panowania, jako nieszkodliwy staruszek, który nie bardzo orientuje się, że uczestniczy w obaleniu własnych rządów. Fallaci z kolei docenia jego talent do polityki, przebiegłość z jaką manipulował wielkimi mocarstwami (np. sprawa Chin i pożyczki za kawę) i je wykorzystywał. Jaki naprawdę był Hajle Syllasje? Niezrównoważony, przekonany o własnej boskości, gardzący ludem  czy bezwzględny, cyniczny, pozbawiony skrupułów, z ogromną władzą i talentem do polityki? Myślę, że posiadał wszystkie powyższe cechy, a na pewno był człowiekiem nietuzinkowym, którego biografię warto poznać.

piątek, 1 stycznia 2016

"Prawie doskonała" Marina Mayoral

"Pisanie jest formą egzorcyzmowania wewnętrznych demonów: wyciągasz na światło dzienne swoje lęki, eksponujesz je i uwalniasz się od nich."
"Prawie doskonała" Marina Mayoral

foto: archiwum własne

Fabuła książki "Prawie doskonała" wydaje się być stosunkowo prosta. Oto syn oskarża matkę o zaplanowanie morderstwa ojca, słynnego matematyka. Dziwne okoliczności śmierci mężczyzny do złudzenia przypominają bowiem jedną z powieści, której autorką jest kobieta. Matka pragnąc odzyskać syna pisze do niego obszerny list. Próbuje w nim podważyć ciążące na niej zarzuty. Odwołuje się do dzieciństwa chłopca, opowiada o rodzinnym życiu, o rywalizacji o rodzicielską miłość między braćmi. Wszystko to ma na celu wywołanie wątpliwości, poruszenie serca Peque. Dla mnie jednak zachowanie matki nie jest tak jednoznaczne. Jeśli zamierza się kogoś przeprosić to chyba nazywanie go schizofrenikiem nie jest ku temu najlepszą drogą. Kobieta raz bije się w piersi, wyznaje, że nie była matką idealną, mało zajmowała się synami, cały czas poświęcała pisaniu i karierze. Za chwilę jednak sypie jak z rękawa oskarżeniami wobec byłego męża (miał liczne kochanki, rzadko bywał w domu, również nie zajmował się chłopcami), kolejnych partnerek życiowych Peque (próbuje udowodnić mu, że ten nie zna się na ludziach), drogi życiowej jaką obrał starszy syn (został misjonarzem w Afryce). Ta litania żali i win zdaje się nie mieć końca. W liście kobieta wskazuje, kto prawdopodobnie dopuścił się zbrodni i jakie były tego przyczyny, ale znowu, tak jak w przypadku poprzedniej książki autorki, omawianej przeze mnie na blogu, ostatnie słowo należy do czytelnika. Nie ma tu dobrych ani złych bohaterów. Każdy ma coś na sumieniu. Syn jest niedojrzały emocjonalnie, mało obiektywny, całą swoją miłość i uwielbienie przelał na ojca, nie dostrzega jego wad. Matka to z kolei histeryczna egocentryczka, która widzi niewiele więcej niż własny nos. Czyta się ten list z mieszanymi uczuciami. Kobieta rzeczywiście odkryła swoje powołanie, w pisaniu odnalazła sens życia, a jej książki odniosły spektakularny sukces. Jednak zostało to okupione ogromnym poświęceniem. Brak wsparcia ze strony męża, rodziny spowodował, że ucierpiały na tym dzieci. List matki to krzyk rozpaczy, ale czy wystarczy by odzyskać miłość syna? "Prawie doskonała" to powieść psychologiczna godna polecenia, w żadnym wypadku nie nazwałabym tej książki kryminałem.