czwartek, 18 stycznia 2018

„Kielonek” Alain Mabanckou

i w końcu zrozumiałem, że nikt na tej ziemi nie przeczyta wszystkiego, że życie jest zbyt krótkie, by móc wszystko przeczytać, zauważyłem też, że więcej jest ludzi mówiących o złych książkach niż ludzi, którzy czytają i mówią o książkach prawdziwych, a ci, którzy mówią o złych książkach, są bezlitośni dla innych 
„Kielonek” Alain Mabanckou 


foto: Wydawnictwo Karakter

Alain Mabanckou to kongijski pisarz i poeta, a także producent muzyczny, tworzący w języku francuskim, urodził się 24 lutego 1966 roku w Kongo-Brazzaville, a dorastał w Pointe-Noire. Studia prawnicze rozpoczął w ojczyźnie, a ukończył w Paryżu, na Université Paris-Dauphine. Wykładał literaturę frankofońską i afroamerykańską na Uniwersytecie Michigan, obecnie pracuje na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. 

Powieść „Kielonek” to moje drugie spotkanie z twórczością Alaina Mabanckou, w zeszłym roku sięgnęłam bowiem po rewelacyjne „Zwierzenia jeżozwierza”. Może dlatego brak poszanowania dla zasad interpunkcji nie wywołał u mnie już takiego szoku, a nawet muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał. Po co kropki, wyrzućmy wielkie litery, niech proza przypomina wartką mowę, niech rytm nadają przecinki i odstępy składające się na kolejne rozdziały. Te zabiegi, podobnie jak treść książki, wskazują na pewien ironiczny dystans, jaki cechuje autora względem utartych zasad i norm językowych, sprawiają, że obok prozy Mabanckou nie sposób przejść obojętnie. 

Uparty Ślimak, właściciel baru „Śmierć kredytom” wręcza stałemu bywalcowi lokalu – Kielonkowi zeszyt. Ów drobny moczymorda ma w nim zapisać historię baru i jego klientów. Tak zaczyna się ta szaleńcza przygoda, w której czytelnik poznaje nietuzinkowe postaci: gościa w pampersach, Drukarza, Spłuczkę, eleganckiego Kazimierza, oszusta Mouyeké oraz sprzedającą kurczaki nieopodal baru Łysą Śpiewaczkę. Kielonek spisuje historię powstawania lokalu, a także losy poszczególnych bywalców oraz swoje własne dzieje, a wszystko to przeplata licznymi anegdotkami. 

W książce odnaleźć możemy wiele odniesień do zachodniej literatury, do prozy Llosy, Márqueza, Hemingwaya, Saint-Exupéry’ego, Hessego czy tak fundamentalnych dzieł, jak chociażby „Hamlet” Szekspira. Mabanckou wyśmiewa afrykańskie zabobony, kpi z wszechpotężnych czarowników, z rodzinnych więzi. Słodko-gorzka opowieść Kielonka okraszona jest ironią. Zabawna, a jednocześnie tragiczna, czytanie jej wprowadza w pewnego rodzaju trans (może za sprawą dziwacznej interpunkcji). I choć wielokrotnie podczas lektury dławimy się ze śmiechu trzeba pamiętać, że to historia degeneratów, nieszczęśliwych pijaczków, wielkich przegranych, którzy w tanim winie palmowym szukają ucieczki przed szarą codziennością, odpowiedzialnością, życiem. „Kielonka”, jak również „Zwierzenia jeżozwierza” serdecznie polecam uwadze, a przede mną lektura „Papryczki”. 
Dodatkowo pragnę zwrócić waszą uwagę na wspaniałą okładkę zaprojektowaną przez niezrównanego Przemka Dębowskiego.

„Kielonek” Alain Mabanckou 
tłumaczenie: Jacek Giszczak 
tytuł oryginału: Verre cassé 
data wydania: 2008 
ISBN: 9788392736608 
liczba stron: 200

środa, 10 stycznia 2018

„abc…mieliśmy raka…”

foto: archiwum własne


„abc…mieliśmy raka…” to niewielka książeczka, która stanowi dość nietypowy podręcznik savoir-vivre’u. Została bowiem napisana przez byłych pacjentów oddziałów onkologii dziecięcej, którzy po zakończeniu leczenia założyli grupę „Liderzy”. Jest to stowarzyszenie wolontariuszy, które działa przy Fundacji Pomocy Dzieciom z Chorobą Nowotworową. Wnoszą oni na dziecięce oddziały onkologiczne namiastkę normalnego dzieciństwa, odwiedzają pacjentów, rozmawiają z rodzicami, wspierają swoim doświadczeniem, gdyż wiedzą jak trudne są długie miesiące leczenia i jak wielki jest ból, zwłaszcza jeśli przeżywa się je w samotności. „Liderzy” organizują dodatkowe zajęcia dla dzieci przebywających na oddziale – gry i zabawy, wizyty aktorów, studentów szkół teatralnych oraz pomagają kadrze merytorycznej podczas turnusów rehabilitacyjnych. 

Abc potrzeb chorego dziecka napisane przez „Liderów” to książka skierowana do rodziców, personelu medycznego, a także rówieśników chorych dzieci i ich opiekunów oraz wolontariuszy pojawiających się na oddziale onkologii dziecięcej. Byli pacjenci wspominają w niej jak traktowano ich podczas pobytu w szpitalu, a jakie były ich oczekiwania. Zdarzały się sytuacje, gdy w ogóle nie byli informowani o stanie swojego zdrowia i w tej książeczce piszą, jakie to może mieć konsekwencje dla procesu leczenia. Przychodzący z wizytą goście unikali pewnych tematów albo czuli się skrępowani w obecności pacjenta, niektórzy lekarze nie potrafili w przystępny sposób przekazać dziecku informacji o jego chorobie, oczywiście dostosowanej do wieku małego pacjenta. Rodzice bali się wyrażać swoje uczucia, a chorzy również obawiali się, że gdy okażą emocje, strach zranią tym najbliższych. 

Ta książka ma ciekawą formułę, nie jest to wyłącznie suchy zapis informacji. Byli pacjenci dzielą się osobistymi przeżyciami, bólem, lękiem, piszą o braku akceptacji ze strony otoczenia i o związanym z tym dodatkowym cierpieniu, ale wskazują też jak powinna wyglądać opieka nad chorym dzieckiem, pacjentem, kolegą. Prognozy dotyczące zachorowalności na nowotwory niestety wskazują, że większość z nas zetknie się prędzej czy później z jakąś postacią tej choroby. Ta książka będzie dobrym punktem wyjścia dla osób, które doświadczą bolesnej rzeczywistości choroby nowotworowej u bliskiej osoby. 

Za możliwość zapoznania się z tą niezwykle potrzebną lekturą dziękuję serdecznie Gosi z bloga Czytelniczy. 

„abc…mieliśmy raka” praca zbiorowa 
data wydania: 2007 
ISBN: 9788390303635 
liczba stron: 68 

 Książka wydana została przez Fundację Pomocy Dzieciom z Chorobą Nowotworową.

sobota, 6 stycznia 2018

„Diariusz najmniejszy” Umberto Eco


Rzeczywiście, często się zdarza, że idzie się do biblioteki, bo chce się książki o znanym tytule, ale główną funkcją biblioteki, a przynajmniej funkcją biblioteki w moim domu i w domach wszystkich znajomych, jakich możemy odwiedzać, jest odkrywanie książek, których istnienia się nie podejrzewało, a które, jak się okazuje, są dla nas niezwykle ważne.
"O bibliotece" Umberto Eco

foto: Wydawnictwo Znak



Umberto Eco, najsłynniejszy współczesny filozof, językoznawca, bibliofil, wybitny pisarz. Jego śmierć w lutym 2016 roku pogrążyła w żałobie cały literacki świat. Czytelnicy, tacy jak ja, byli zrozpaczeni. Akademia Szwedzka nie będzie miała okazji by uhonorować dorobek jego życia Nagrodą Nobla, która bez wątpienia powinna była trafić w ręce Eco. Moja przygoda z pisarzem zaczęła się wcześnie, od genialnej powieści Imię róży. Pech chciał, że następnie sięgnęłam po Wahadło Foucaulta, którego lektury po dziś dzień nie mogę ukończyć… 

Przez długie lata, aż do Tematu na pierwszą stronę (2015) nie sięgałam po książki włoskiego erudyty, stały na półce i pokrywały się powoli patyną czasu. Od śmierci pisarza zaczęłam zaś kompulsywne nadrabianie czytelniczych zaległości, nie tylko powieści, ale również tekstów eseistycznych, a także albumów pod redakcją Eco – Historii piękna i Historii brzydoty oraz Historii krain i miejsc legendarnych

Wielokrotnie szukałam odpowiedzi na pytanie, jakim człowiekiem był Umberto Eco. Część z nich znalazłam w tekstach, które ukazały się w „Literaturze na świecie” (NR 7-8/2016). Goffredo Parise, kolega pisarza ze szkolnej ławki, wspominał, że Eco był niewysoki, zwinny, szczupły, ale silny, nie miał ani jednej nieobecności spowodowanej chorobą podczas lat wspólnej nauki. Często się uśmiechał, ale nigdy nie śmiał. Pisząc nie odrywał pióra od kartki. Zawsze otrzymywał najwyższe oceny. Pozwalał od siebie ściągać na sprawdzianach, podpowiadał podczas odpowiedzi, ale zawsze czynił to tak, aby nauczyciele zdawali sobie sprawę z jego „pomocy”. Był bardzo sympatyczny, chociaż trzymał się raczej na uboczu. Charakterystycznym ironicznym uśmiechem obdarzał wszystkich, a zwłaszcza wykładowców. Co ciekawe do jednej klasy z Parisem uczęszczali dwaj wybitni pisarze. Jego kolegą był także Italo Calvino. Zupełnie inny typ człowieka niż Eco. 

Pewna anegdota, należy zaznaczyć, że nigdy niepotwierdzona przez żadną z występujących w niej postaci, rzuca nieco światła na to, jak wyjątkowo szlachetnym człowiekiem był Eco. Zarówno Calvino, jak i Eco byli zapalonymi filatelistami, często wymieniali między sobą znaczki. Pewnego razu Eco zauważył, że w jego albumie brakuje znaczka Wyspy pod Wiatrem, przedstawiającego ogromny statek z żaglami rozpostartymi na wietrze. Calvino wyciągając z kieszeni klucz do swojego mieszkania odnalazł ów znaczek, a działo się to w obecności Eco. Niczym niezrażony Eco oświadczył, że znaczek nie był jego własnością, a od zawsze należał do Calvina… 

„Diariusz najmniejszy” to wydany w 1995 roku zbiór felietonów pisanych dla włoskiego „L’Espresso”, kolejne tomy ukazywały się jako „Zapiski na pudełku od zapałek”. Już pierwszy tekst, zatytułowany „Nonita” (skojarzenia z Lolitą Nabokova są jak najbardziej na miejscu), w którym Umberto Umberto nieustannie smali cholewki do niewiast mocno nadgryzionych zębem czasu bawi do łez. „Poprawki redakcyjne” oraz „Trzy krótkie recenzje” (zmora dla niektórych autorów, a tak bliskie mojemu sercu) również skrzą się genialnym poczuciem humoru. Świetny jest tekst – „Z przykrością odrzucone” dotyczący recenzji wewnętrznych, w którym Eco bierze na tapet między innymi Biblię, Proces, Don Kichota, Boską komedię czy W poszukiwaniu straconego czasu. A jeśli czytelnik ma ochotę napisać scenariusz filmu, nic prostszego, wystarczy sięgnąć po felieton „Do your movie yourself”, w którym oprócz politematów Eco zawarł liczne transformacje, więc możemy otrzymać n wariantów skryptu.

Te krótkie, mistrzowskie, dowcipne teksty przybierają różne formy literackie. W „Diariuszu najmniejszym” znajdziemy zatem fikcyjne biografie, listy, rozprawy naukowe, absurdalne instrukcje, wywiady, ankiety oraz transmisję z odkrycia Ameryki (!). Przenikliwość i erudycja owych felietonów zawstydza pospolitego czytelnika, takiego jak ja. Pozostaje mi chylić czoła przed mistrzem, nadrabiać lektury i śmiać się do łez. Czego i wam życzę.

„Diariusz najmniejszy” Umberto Eco
tłumaczenie: Adam Szymanowski
tytuł oryginału: Diario minimo, Il secondo diario minimo
data wydania: 1995
ISBN: 8370063810
liczba stron: 200

Podczas pisania powyższego tekstu korzystałam ze wspomnień Goffredo Parise w tłumaczeniu Anny Wasilewskiej, które ukazały się w „Literaturze na świecie” NR 7-8/2016, pod tytułem „W szkolnej ławie z Eco i Calvinem”.

Cytat wstępny nie jest dziełem przypadku, wybrałam go świadomie. "Diariusz najmniejszy" wypatrzyłam bowiem w bibliotece Natalii z Kroniki kota nakręcacza.