czwartek, 30 marca 2017

„Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki

„Światło potrzebuje cienia” 
Konrad Lorenz 

foto: Wydawnictwo Karakter


„Pochwała cienia” to esej z 1933 roku poświęcony japońskiej estetyce. Pierwodruk tekstu Tanizakiego ukazał się w antologii „Estetyka japońska. Estetyka życia i piękno umierania” pod redakcją Krystyny Wilkoszewskiej, w 2005 roku. W 2016 roku Wydawnictwo Karakter wznowiło „Pochwałę cienia” w przekładzie Henryka Lipszyca, ze znakomitym wstępem tłumacza. 

Esej Tanizakiego nie jest w zasadzie tekstem jednolitym, to zbiór krótkich zapisków, codziennych obserwacji autora nazywanych zuihitsu ("za pociągnięciem pędzla"). Japończyk przygląda się transformacji kraju, a zmiany, zachodzące w szybkim tempie zdają się niepokoić mistrza, czemu daje wyraz w swoich szkicach. Tematyka tekstów Jun’ichirō Tanizakiego jest niezwykle różnorodna. Autora fascynuje dawna japońska architektura, zarówno domów prywatnych, jak i świątyń oraz herbaciarni. Na dłużej zatrzymuje się przy tradycyjnej japońskiej toalecie (kawaywa), opisując ją, jako cudowne miejsce odosobnienia, idealne wręcz to tworzenia poezji haiku. Tanizaki z nostalgią wspomina czasy, gdy do oświetlenia pomieszczeń stosowano płomień świecy, który wydobywał ze zgromadzonych w nich przedmiotów, ukrytych w cieniu, prawdziwe piękno. Czytelnik dowie się też z lektury, jakie znaczenie ma oświetlenie i stroje w japońskim teatrze Nō, a także pozna podstawowe różnice między teatrem Nō a Kabuki. 

Autor wiele miejsca w eseju poświęca tradycyjnej damskiej garderobie oraz makijażowi. Opisuje m.in. zwyczaj czernienia zębów (ohaguro). Kobiety urodę ukrywały w ciemnościach, przywdziewały nijakie, szare stroje zasłaniające ciało, malowały zęby, goliły brwi, a na usta nakładały ciemnozieloną pomadkę. Wszystko po to, aby zniknąć, rozpłynąć się w cieniu, przypominać bladą zjawę, istotę eteryczną, niemal przezroczystą. W mroku można było dojrzeć jedynie bladość lica, połyskujące wargi, reszta zaś pozostawała nieodgadniona. 

Jest jedna rzecz, z którą trudno mi się zgodzić w „Pochwale cienia”, w rozdziale „Papier, patyna, nefryt”. Otóż autor utrzymuje, że Japończyk czułby się dużo lepiej w szpitalu, gdyby położono go na tradycyjnej macie, a ściany pomalowano na piaskowy kolor, a także zachowano fakturę tego budulca. Nie wiem czy Tanizaki zdołał przed śmiercią przeczytać „Kobietę z wydm” Kōbō Abe (tę powieść wydano w Japonii w 1962 roku, „Pochwałę cienia” w 1933 roku), ale może zweryfikowałby swój pogląd na temat piasku. Za każdym razem, gdy wspominam powieść Abe mam wrażenie, że piasek chrzęści mi między zębami i odruchowo zaczynam otrzepywać z nieistniejącego pyłu ubranie. 

Esej „Pochwała cienia” to interesujący zbiór przemyśleń i codziennych obserwacji Jun’ichirō Tanizakiego. Nie brakuje w nich refleksji, nostalgii, ale również humoru. Autor pięknie przedstawia światłocień i pustkę, jako kluczowe elementy japońskiej estetyki. Z tekstu czytelnik dowie się, że nie należy bać się pustki i cienia, bowiem stanowią one nieskończoną ilość możliwości, możemy dostrzec w nich wszystko, co tylko podpowiada nam wyobraźnia. 

Ciekawie na temat omawianego eseju pisze Katarzyna Boni w tekście „Zrób sobie pustkę”, który ukazał się w magazynie „Książki”, w grudniu zeszłego roku. 

„Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki 
tłumaczenie: Henryk Lipszyc 
tytuł oryginału: 陰翳礼讃 (In'ei Raisan) 
data wydania: 5 października 2016 
ISBN: 9788365271266 
liczba stron: 80

niedziela, 26 marca 2017

„Co się zdarzyło na ulicy Szafranowej” Gamal al-Ghitani

"Na czterech rzeczach nie można bezpiecznie polegać: na pieniądzach, nawet gdy jest ich wiele, na władcy, nawet gdy łączą was bliskie stosunki, na kobiecie, nawet gdy od dawna z nią żyjesz, i na czasie, nawet gdy nic go nie mąci." 
"Co się zdarzyło na ulicy Szafranowej" Gamal al-Ghitani 
tłumaczenie: Hanna Jankowska 

foto: archiwum własne


„Co się zdarzyło na ulicy Szafranowej” Gamala al-Ghitaniego to krótka powieść egipskiego pisarza, znakomicie przełożona z języka arabskiego przez Hannę Jankowską. Miała ukazać się w Polsce już przeszło ćwierć wieku temu, ale podobnie jak „Barakat” autora, traktujący o patologiach władzy, przeszła by zapewne niezauważona. Teraz, z racji ciągłego szafowania kartą „uchodźcy to zło”, można liczyć na coraz większe zainteresowanie arabską kulturą i w zasadzie dzięki temu polski czytelnik ma szansę zapoznać się z tą ciekawą, satyryczną dystopią, a zapewniam, że warto. 

Pewnego dnia tajemniczy Szajch z ulicy Szafranowej rzuca na mieszkających tamże mężczyzn zaklęcie, które całkowicie pozbawia ich potencji. Tym sposobem dostojny mędrzec ma zamiar wpłynąć na losy świata, położyć kres wszelkim konfliktom i zaprowadzić harmonię wśród mieszkańców globu. Starzec codziennie wydaje rozkazy, a mężczyźni pewni tego, że jedynym sposobem cofnięcia czarów jest spełnianie wszelkich rozkazów i zachcianek Szajcha skrupulatnie wykonują, niekiedy absurdalne polecenia. Kobiety również starają się dostosować do zaleceń, gdyż także ich potrzeby na skutek zaklęcia pozostają niezaspokojone. Mieszkańcy Szafranowej muszą zatem m.in. wstawać i kłaść się spać o określonych porach, jeść tylko to, co zaleca ich guru oraz witać się formułką „pora uciekać”. Przerażone władze próbują ukryć prawdę o tym, co dzieje się na jednej z ulic miasta, jednocześnie różne oddziały tajnej policji prowadzą śledztwo próbując ustalić tożsamość Szajcha. 

Al-Ghitani kreśli niezwykle barwne portrety bohaterów i co ciekawe na pierwszy plan wysuwają się kobiety – wyraziste, pewne siebie, kłótliwe, lubujące się w ploteczkach. Samo sięgnięcie po temat seksu jest przejawem odwagi autora. Teoretycznie zwyczajna fizjologiczna czynność, a pozbawienie mieszkańców Szafranowej możliwości jej wykonywania wywołuje napięcia i konflikty, czyli efekt przeciwny do zamierzonego przez Szajcha. Ostatecznie do buntu przeciw samozwańczemu przywódcy nie dochodzi, za to pojawiają się sygnały, że klątwa zaczyna rozprzestrzeniać się na cały kraj. 

Powieść Gamala al-Ghitaniego ukazuje jak jeden człowiek może zawładnąć ulicą, dzielnicą, a w dalszej perspektywie całym krajem kładąc na szali tak hołubioną przez płeć brzydką szeroko rozumianą „męskość”. Wprawdzie czyni to żartobliwie, z przekorą, ale wydarzenia mające miejsce na ulicy Szafranowej mogą pobudzić wyobraźnię. Kontrolowanie płodności, rozrodu, dzietności to znany środek przymusu wszelkich dyktatur i prawie zawsze w nich obecny. Jest się czego bać. Polecam, ku przestrodze. 

„Co się zdarzyło na ulicy Szafranowej” Gamal al-Ghitani 
tłumaczenie: Hanna Jankowska 
tekst tłumaczenia powieści ukazał się w czasopiśmie „Literatura na świecie” nr 11-12 [544-545] 
PL ISSN 0324-8305 
NR INDEKSU 364088

foto: Literatura na świecie

czwartek, 23 marca 2017

„Zwierzęta nocy” Austin Wright

„Cała idea zemsty i kary to dziecięca fantazja. W istocie nie ma czegoś takiego jak zemsta. Zemsta to akt wynikający z bezsilności – gdy tylko zniknie poczucie bezsilności, znika również pragnienie zemsty.” 
George Orwell 

foto: W.A.B.


Zmarły w 2003 roku Austin Wright był amerykańskim pisarzem, krytykiem literackim i wykładowcą. Jego powieść, „Zwierzęta nocy” (pierwsze polskie wydanie nosiło tytuł „Tony i Susan”) przeżywała niedawno renesans za sprawą znakomitego filmu o tym samym tytule, wyreżyserowanego przez znanego projektanta mody Toma Forda. 

Susan Morrow, bogata i nieszczęśliwa mieszkanka przedmieść, przykładna żona i matka otrzymuje list od byłego męża. Edward napisał powieść, za pośrednictwem listu prosi Susan o jej uważne przeczytanie i naniesienie swoich ewentualnych uwag. Tak zaczyna się książka, która nie tylko olśniewa pomysłem, ale przede wszystkim niepokoi, jeszcze po paru miesiącach od ukończenia lektury wibruje gdzieś w podświadomości wywołując jednocześnie zachwyt i obrzydzenie. Wright bowiem doskonale łączy w swym dziele elementy powieści psychologicznej i krwawego dreszczowca. 

Powieść „Zwierzęta nocy” posiada klasyczną konstrukcję szkatułkową. Czytelnik zaznajamia się z treścią debiutu literackiego Edwarda dokładnie w takim tempie, w jakim pochłania książkę Susan. Czytając kobieta myślami wraca do przeszłości i powoli ujawnia okoliczności rozpadu pierwszego małżeństwa, na wierzch wychodzą także jej lęki, sytuacje, które podświadomość wyparła. 

Książka Edwarda to pełen przemocy, brutalny thriller. Jego bohater, Tony Hastings udaje się wraz z rodziną – żoną Laurą i córką Helen do letniego domu w Maine. Pod osłoną nocy podróżują autostradą międzystanową przez północną Pensylwanię. W pewnym momencie niewinne z pozoru wygłupy trojga pasażerów sąsiedniego auta zamieniają się w otwarty konflikt na drodze, który kończy się wypadkiem samochodowym. Od tego momentu akcja powieści Edwarda gwałtownie przyspiesza, a czytelnik równie niecierpliwie jak Susan ma ochotę pochłaniać kolejne rozdziały. Długo nie trzeba czekać na dalsze, mrożące krew w żyłach wydarzenia. Dość powiedzieć, że ta historia nie kończy się dobrze dla żadnego z bohaterów. W zasadzie od początku mamy świadomość, że coś nie gra w przedstawionej sytuacji na drodze, że zachowanie pasażerów auta, które wymusiło na Tonym kraksę jest dziwne, ale i zamierzone. Ten niepokój nie pozwala nam oderwać się od lektury, mimo nieuchronności tego, co nastąpi. 

Niewątpliwie wspaniałym zabiegiem Austina Wrighta jest pokazywanie jak Susan przeżywa czytanie książki. Jest wstrząśnięta, przerażona, a jednocześnie zaintrygowana. Czasami natłok emocji nakazuje jej przerwać lekturę, wtedy czytelnik ma możliwość zaobserwowania migawek z jej życia. Bawiące się dzieci, wiecznie nieobecny, zapracowany mąż, wspomnienia wspólnych chwil z Edwardem, o tym myśli kobieta, gdy na krótko odrywa się od powieści. 

Ekranizacja, także zatytułowana „Zwierzęta nocy”, to obraz równie frapujący, jak powieść Wrighta. Tom Ford wprawdzie dokonał wielu zmian, dodał też sporo swoich pomysłów, ale film, podobnie jak książka, bardzo przypadł mi do gustu, choć niektórzy widzowie opuszczali kino już na początku seansu. Ja dotrwałam do końca i nie żałuję. Film jest krwawy, brutalny, dobrze skonstruowany, a przy tym (poza sekwencją początkowych scen) niezwykle dopracowany estetycznie (tak samo zachwycałam się pierwszym filmem reżysera, ekranizacją powieści „Samotny mężczyzna” Christophera Isherwooda). Na uwagę zasługuje także doskonała ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Abla Korzeniowskiego. Zachwyciłam się podwójną rolą Jake’a Gyllenhaala oraz kreacją Amy Adams. Portret psychopaty stworzony przez Aarona Tylera-Johnsona również zasługuje na uwagę, nie bez powodu aktor otrzymał za tę rolę Złoty Glob. 

„Zwierzęta nocy” Austina Wrighta oraz obraz Toma Forda, o tym samym tytule to nie tylko wyrafinowane opowieści o zemście, ale także i może przede wszystkim o niespełnieniu. Skłamałabym mówiąc, że ta lektura niesie ze sobą przyjemne doznania. Czasem jednak warto porzucić czystą rozrywkę dla chwili refleksji i niepokoju, dać się oczarować brutalnemu pięknu. Polecam. 

„Zwierzęta nocy” Austin Wright 
tłumaczenie: Jędrzej Polak 
tytuł oryginału: Tony and Susan 
data wydania: 23 listopada 2016 
ISBN: 9788328037946 
liczba stron: 400

środa, 15 marca 2017

„Książka o czytaniu” Justyna Sobolewska

„Bardzo wiele książek należy przeczytać po to, aby sobie uświadomić, jak mało się wie.” 
Nikołaj Gogol 

foto: Wydawnictwo ISKRY, autor zdjęcia okładkowego: Szymon Szcześniak


Justyna Sobolewska to krytyczka literacka związana z tygodnikiem „Polityka”, zasiada również w jury Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej „Angelus” oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”. „Książka o czytaniu” jej autorstwa była trzecią lekturą omawianą przez nas w tym roku w ramach Domowego Klubu Książki u Natalii z Kroniki Kota Nakręcacza. Nasze skromne posiedzenia doczekały się zresztą wzmianki w rozdziale „I Ty zostań klubowiczem”, na stronie 90 omawianej książki. I nie, nie spotykamy się w Sabatowie (to tylko pieszczotliwe określenie na naszą wesołą gromadę), tylko w Warszawie. 

Justyna Sobolewska sięgnęła w swej książce po niezwykle wdzięczną tematykę: czytanie, przyszłość czytelnictwa, książki, zwyczaje moli książkowych, sposoby układania książek na półkach etc. Czytelnik znajdzie w tej lekturze wiele literackich odwołań, a na pierwszy plan wysuwają się „Moja historia czytania” Alberta Manguela oraz „Ex libris” Anne Fadiman. Autorka często oddaje głos pisarzom, przytacza również swoje rodzinne historie związane z czytaniem, mnie zaś ujęło jej poczucie humoru. 

Dzięki „Książce o czytaniu” dowiedziałam się też nieco o sobie. Przede wszystkim jestem uzależniona od czytania, książka towarzyszy mi zawsze i wszędzie, nie potrafię wyjść z domu bez lektury. A nuż znajdzie się pięć minut na czytanie. Przy tym często paraliżuje mnie uczucie lęku, że wielu interesujących książek po prostu nie zdążę przeczytać. Wtedy zaczynam czytać kompulsywnie, aż dochodzę do dziesięciu symultanicznie pochłanianych lektur, a stąd już mały krok do szaleństwa. 

Z książkami robię straszne rzeczy – zaginam rogi, piszę na marginesach, podkreślam, oklejam różnymi karteczkami indeksującymi. Z tego względu nie przepadam za czytnikami i e- bookami. Ja po prostu, mówiąc kolokwialnie, muszę miętolić papier, czuć jego zapach i fakturę, a dzięki bazgraniu łatwo powracam do interesujących mnie fragmentów i więcej zapamiętuję. 

Na ogół starannie dobieram lektury, gdyż podobnie jak Schopenhauer uważam, że „zła literatura to intelektualna trucizna, która niszczy mózg”. Unikam romansów, wszelkiej maści poradników (czekam na oświecenie w postaci książki o życiu, zadrukowanej jedynie dwoma wyrazami- wdech i wydech), różnych odcieni szarości, bardzo rzadko sięgam po kryminały i zdecydowanie preferuję literaturę faktu nad wszelkie inne rodzaje dzieł literackich. 

Nie zawsze sięgam po nowości, ale przyznaję, że czasem daję się nabrać na marketingowe sztuczki. Uwielbiam tropić błędy w książkach, chociaż mam świadomość jak trudno ich uniknąć oraz że nie zależą one tylko i wyłącznie od korektora. Do tej pory tylko w przypadku jednego wydawnictwa nie spotkałam się jeszcze z błędem. 

Myślę, że każdemu czytelnikowi, który sięgnie po „Książkę o czytaniu” będą się nasuwały podobne refleksje, postanowi wykonać swoisty czytelniczy rachunek sumienia. Jest to lektura doskonała do omawiania na wszelkiego rodzaju spotkaniach literackich, takich jak nasz Domowy Klub Książki. Zwyczaje czytelnicze, anegdotki związane z ulubionymi książkami, najlepsze pierwsze i ostatnie zdania, najdziwniejsze tytuły, okładki to tzw. temat- rzeka. I tak jak w podtytule pierwszego wydania „Książki o czytaniu” resztę, każdy z czytelników, niech dopisze sobie sam. Polecam. 

„Książka o czytaniu” Justyna Sobolewska 
data wydania: maj 2016 (data przybliżona) 
ISBN: 9788324404407 
liczba stron: 244

„Czasem, kiedy trafiam na irytujące błędy, poprawiam je, stawiając znaki korektorskie.” 
"Książka o czytaniu" Justyna Sobolewska

wtorek, 14 marca 2017

„Wysoki. Śmierć Camerona Doomadgee” Chloe Hooper

„Może to naiwne, co powiem, ale jestem rozczarowana, że sprawiedliwość nie zawsze zwycięża, a reguły gry są różne dla ludzi zależnie od koloru ich skóry. Zadziwia mnie to, choć może nie powinno.” 
Chloe Hooper w rozmowie z Agnieszką Wójcińską 
„Perspektywa mrówki. Rozmowy z reporterami świata” Agnieszka Wójcińska 

foto: Wydawnictwo Czarne


Australia - piękno krajobrazu, niezwykła fauna i flora, raj dla surferów, egzotyczne wakacje, boksujące się kangury, urocze misie Koala, można się odprężyć i zapomnieć o kłopotach. Czyżby? Otóż wszystko to schodzi na dalszy plan za sprawą wciągającego reportażu Chloe Hooper "Wysoki" sprzed kilku lat, opowiadającego o tajemniczej śmierci Camerona Doomadgee, Aborygena. 

Chloe Hooper to australijska dziennikarka, reporterka i pisarka. Jej prozatorski debiut, „Morderstwo przy Klifie Czarnego Łabędzia”, otrzymał tytuł Notable Book of The Year magazynu „The New York Times” w 2002 roku. Sławę i światowy rozgłos przyniósł autorce artykuł o śmierci aborygeńskiego aresztanta Camerona Doomadgee, mieszkańca Palm Island, który opublikowała w 2005 roku na łamach „The Monthly”. Reportaż został nagrodzony prestiżową australijską nagrodą Walkley Award, a na jego kanwie powstała książka „Wysoki. Śmierć Camerona Doomadgee”. 

Co naprawdę zdarzyło się na rajskiej wyspie Palm Island? Czy rzeczywiście to "Wysoki" Christopher Hurley, powszechnie szanowany policjant, dobrze znany aborygeńskiej społeczności, zamordował swego równolatka? Czy była to zbrodnia popełniona z nienawiści? Czy nawet w australijskim raju rasizm, prześladowania na tle rasowym, nienawiść mają się dobrze? Na te pytania stara się odpowiedzieć Chloe Hooper w swoim reportażu będącym połączeniem kryminału, dokumentu oraz przewodnika po kulturze i historii Aborygenów. 

19 listopada 2004 roku starszy sierżant Chris Hurley zatrzymał spacerującego i nucącego pod nosem piosenkę „Who Let the Dogs Out?” Camerona Doomadgee, rzekomo za przeklinanie i obrazę funkcjonariuszy porządku publicznego. Niecałą godzinę później aresztowany nie żył. Camerona znaleziono na podłodze celi, z podbitym okiem, połamanymi żebrami i pękniętą wątrobą. Mimo to biegły patolog nie dopatrzył się śladów przemocy. Mieszkańcy Palm Island nie chcieli przyjąć do wiadomości informacji o śmierci Aborygena, ani wyników sekcji zwłok. Tydzień później rozwścieczony tłum zaatakował posterunek i spalił dom sierżanta Hurleya. Policjant uciekł na ląd. 

Sprawa Camerona poruszyła opinię publiczną całej Australii, zdecydowano o przeprowadzeniu śledztwa koronerskiego, a następnie policjantowi postawiono zarzuty. Chloe Hooper opisuje śledztwo koronera, późniejszy proces sądowy, ale także rozpacz rodziny po śmierci Camerona oraz ścieżkę kariery zawodowej i życie Chrisa Hurleya. Policjant miał za sobą lata służby, był znany nie tylko w Palm Island, ze swego oddania i pracy na rzecz pojednania społeczności aborygeńskiej z białymi mieszkańcami Australii. Tym bardziej zadziwia ten nieoczekiwany akt agresji, który zakończył się tragicznie dla Camerona Doomadgee. Starszy sierżant odmówił dziennikarce spotkania, mimo to autorka opisała zarówno jego, jak i ofiarę w sposób obiektywny i wnikliwy. Nie pominęła również patologii szerzących się w wymiarze sprawiedliwości. Miały miejsce próby zatuszowania winy Hurleya przez kolegów i jego przełożonych. Ostatecznie policjant został oczyszczony z zarzutów. 

Warto nadmienić, że śmierć Camerona Doomadgee była sto czterdziestym siódmym przypadkiem zgonu aresztanta pochodzenia aborygeńskiego od 1990 roku, czyli już po utworzeniu przez rząd australijski Królewskiej Komisji ds. zgonów Aborygenów w areszcie. Dopiero ten nieszczęśliwy przypadek zbulwersował opinię publiczną i doprowadził do postawienia zarzutów białemu policjantowi. Chris Hurley obecnie nie pełni obowiązków służbowych, w 2016 roku dopuścił się napaści na Luka Cole’a, ponownie zasiadł na ławie oskarżonych, proces trwa. 

Chloe Hooper napisała wciągający reportaż, który opisuje nie tylko jedną z najbardziej zagadkowych spraw kryminalnych w historii australijskiego sądownictwa, ale także przedstawia obraz życia Aborygenów, historię ich prześladowań, system wierzeń oraz stale napięte relacje autochtonów z białymi. „Wysoki” to opowieść o zderzeniu światów, odmiennych kultur, zdecydowanie warta polecenia. 

„Wysoki. Śmierć Camerona Doomadgee” Chloe Hooper 
tłumaczenie: Agnieszka Nowakowska 
tytuł oryginału: The Tall Man: Death and Life on Palm Island 
data wydania: 20 września 2010 
ISBN: 9788375362183 
liczba stron: 288