sobota, 31 grudnia 2016

2016


2016
foto: Pixabay


Oto nadszedł ostatni dzień roku, czas podsumowań, rozliczeń i postanowień. Niniejszym biję się w piersi, bo choć udało mi się przeczytać więcej niż 52 książki, to ostatecznie nie dociągnęłam nawet do magicznej 60. W porównaniu z zeszłym rokiem to aż o 30 mniej lektur, hańba! 

Ze względu na osobiste problemy, nad którymi nie będę się tutaj rozwodzić, pisałam bardzo mało na blogu. W tym roku to tylko 32 posty, w ubiegłym 92. Oby kolejny rok był lepszy. 

10 książek, które najbardziej mnie zachwyciły to (w kolejności przypadkowej): 

1. "Jeden z nas" Åsne Seierstad 
2. "Historie florenckie" Ewa Bieńkowska 
3. "Trzydzieści srebrników" Sándor Márai 
4. "Ganbare! Warsztaty umierania" Katarzyna Boni 
5. "Zaraza" Jerzy Ambroziewicz 
6. "Onkolodzy. Walka na śmierć i życie" Joanna Kryńska, Tomasz Marzec 
7. "Wieje Szarkijja. Beduini z pustyni Negew" Paweł Smoleński 
8. "Zakazane ciało" Diane Ducret 
9. "Polska odwraca oczy" Justyna Kopińska 
10. "Wszystkie wojny Lary" Wojciech Jagielski 

Generalnie ten rok, jeśli chodzi, o jakość przeczytanej literatury był całkiem udany. Niższą niż 4/6 ocenę wystawiłabym jedynie trzem książkom: 

1. "I ktoś rzucił za nim zdechłego psa" Jean Rolin 
2. "Zakład pogrzebowy przedstawia! Dobrze, że do nas trafiłeś" Peter Wilhelm 
3. "Zaproszenie na morderstwo" Carmen Posadas 

Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się nie tylko przeczytać więcej ciekawych książek, ale też przedstawić Wam więcej recenzji. Chętnych zapraszam też do śledzenia poczynań moich i mojego męża. Postanowiliśmy założyć małą winnicę na potrzeby nasze, rodziny i znajomych. Wszelkie informacje na ten temat, co i jak, a także ciekawostki związane z winiarstwem możecie znaleźć na stronie fejsbukowej Projekt Winnica


W Nowym Roku życzę Wam przede wszystkim zdrowia, więcej cierpliwości i tolerancji, a także czasu, spędzonego w gronie najbliższych, dużo miłości i samych sukcesów. 
Pozdrawiam 
Buk nocą 
Anna Kotlińska- Bubała

foto: archiwum własne

środa, 23 listopada 2016

„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” Romain Puértolas

„Dowiedziała się, że w życiu wystarczy otoczyć się odpowiednimi osobami, żeby spełnić swoje marzenia. Że nic nie jest niemożliwe, jeśli czegoś pragnie się ponad wszystko i jeżeli los postawi na naszej drodze właściwą osobę.” 
„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” 
Romain Puértolas 


foto: Wydawnictwo Sonia Draga


„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” to druga powieść francuskiego autora, Romaina Puértolasa. Pisarz ten jest postacią nietuzinkową, w swoim życiu parał się wieloma ciekawymi zajęciami – był didżejem, kompozytorem, autorem tekstów i wykonawcą piosenek, nauczycielem języków obcych, magikiem, tłumaczem. Sławę i rozgłos przyniosła mu debiutancka książka – „Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie Ikea”. 

Romain Puértolas, poza upodobaniem do długich i dziwacznych tytułów, ma niewątpliwy talent do konstruowania frapujących, a często wręcz absurdalnych fabuł. W omawianej powieści listonoszka, Providence Dupois, pragnie dostać się do szpitala w Maroku, gdzie przebywa jej chora na mukowiscydozę, adoptowana córka – Zahera. Pech chciał, że tego samego dnia, w którym ma odbyć się lot kobiety ze snu budzi się, wyrzucając pył i kłęby dymu w powietrze, islandzki wulkan uniemożliwiając tym samym komunikację lotniczą w Europie. Dla Providence, kochającej córeczkę ponad życie, nie stanowi to jednak większej przeszkody. Po krótkim szkoleniu w klasztorze tybetańskich mnichów w Wersalu kobieta po prostu unosi się w powietrze i pędzi na ratunek Zaherze. Jakie trudności czekają ją po drodze? Jak potoczy się lot bohaterki, czy wyląduje szczęśliwie i dotrze na czas z lekarstwem do córki? Tego oczywiście nie zdradzę, czytelnik musi sam zaleźć odpowiedź na powyższe pytania. 

„O dziewczynce, która połknęła chmurę…” to opowieść o niezwykłej miłości, sile przyjaźni, poświęceniu, o wierze w niemożliwe, napisana ku pokrzepieniu serc. Autor w ciekawy sposób opisuje zmagania małej pacjentki ze straszną chorobą. Pomimo podejmowania trudnego tematu Romain Puértolas stara się przedstawić losy Zahery okraszając je licznymi żartami, odrobiną magii, niezwykłymi zdarzeniami, takimi jak lot Providence, jej spotkania z głowami zachodnich państw i Prezydentem USA, lądowanie na pustyni, czy prośba skierowana do znajomego kontrolera lotów o umożliwienie startu w przestworza. 

Myli się ten, kto sądzi, że druga powieść francuskiego pisarza jest równie głupiutka i naiwna, jak jego debiut. Wyjaśnienie wszystkich perypetii Providence jest prozaiczne, ale oczywiście nie mogę go zdradzić, ponownie odsyłam zainteresowanych czytelników do książki. Tutaj nie chodzi wyłącznie o rozrywkę, zasygnalizowana jest walka z bardzo ciężką chorobą. Autor pokazuje też, że często trzeba wiele poświęcić, żeby uratować ukochaną osobę, wyrwać ją ze szponów śmierci. W dobie mrocznych historii o ludzkiej znieczulicy, ksenofobii, nienawiści „O dziewczynce, która połknęła chmurę…” jest promyczkiem nadziei, przywraca wiarę w ludzką dobroć i bezinteresowność. 

Romain Puértolas, jako motto swojej opowieści przytoczył słowa Borisa Viana, pochodzące ze znakomitej książki „Piana dni”: „Historia ta jest całkowicie prawdziwa, bo sam ją wymyśliłem od początku do końca.” Jest to wskazówka jak należy traktować perypetie Providence. W powieści czytelnik odnajdzie wiele popkulturowych odwołań, chociażby do piosenek U2, serialu „Columbo”, filmu „Indiana Jones” czy „Piraci z Karaibów”. Wspomnienie francuskiego ogrodnika André Le Nôtre’a spowodowało zaś, że zakochałam się w tej książce bez pamięci (kto śledzi moje pisarskie zmagania i czytał toporne opowiadania mojego autorstwa wie, o co chodzi). Polecam, naturalnie bardzo subiektywnie. 

„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” Romain Puértolas 
tłumaczenie: Agnieszka Rasińska- Bóbr 
tytuł oryginału: La Petite fille qui avait avalé un nuage grand comme la Tour Eiffel.
data wydania: 9 listopada 2016 
ISBN: 9788379998098 
liczba stron: 227

wtorek, 22 listopada 2016

„Kobiety w mafii” Milka Kahn, Anne Véron

„Od początków cywilizacji zakazane ciało - płciowość kobiet – stanowi pożywkę dla męskich lęków, choć równocześnie zapewnia rozkosz i potomstwo; budzi pożądanie, ale i nienawiść. Potępiane, odrzucane i znieważane, składane w ofierze i okaleczane, często również poniżane, do dziś bywa traktowane jak coś, czego kobieta powinna się wstydzić.” 
„Zakazane ciało. Historia męskiej obsesji” Diane Ducret 


foto: MUZA SA



„Kobiety w mafii” to reportaż próbujący odpowiedzieć na pytanie jaką rolę pełnią kobiety w organizacjach przestępczych. Dziś słowo mafia kojarzy się przede wszystkim ze światem wielkich pieniędzy, nielegalnych interesów, przemocą, z grupami przestępczymi a nabrało tego pejoratywnego znaczenia dopiero w XIX wieku. W dialekcie sycylijskim wyraz mafia oznaczał niegdyś ładną dziewczynę, odznaczającą się wdziękiem, urokiem osobistym, ognistym temperamentem i swobodą. 

Milka Kahn i Anne Véron w swojej książce analizują sytuację kobiet w trzech organizacjach mafijnych: cosa nostrze na Sycylii, ‘ndranghecie w Kalabrii i kamorze w Kampanii. Reportaż podzielony jest na trzy części, w każdej z nich autorki opisują portrety wybranych kobiet, a poprzedza je każdorazowo krótka charakterystyka organizacji, do której należy bohaterka danego rozdziału. 

Jeszcze do niedawna o roli kobiet w organizacjach przestępczych nie było wiadomo zbyt wiele. Prokuratorzy nie stawiali ich w stan oskarżenia, policjanci nie przesłuchiwali. Stróże prawa widzieli kobiety wyłącznie jako ofiary, a nie siłę napędową brutalnych zbrodni. Jeśli nawet zdarzały się aresztowania, sędziowie bagatelizowali udział kobiet w przestępstwach. Dla przykładu, w 1983 roku pewien włoski sędzia stwierdził, że płeć piękna nie może być zaangażowana w proceder prania brudnych pieniędzy, gdyż wymaga to sprytu i inteligencji. Kobiety zaś są, jak wiadomo, słabe, niezaradne, niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji. Tymczasem Panie, ukryte za stereotypami podejmowały się, często z sukcesami, wielu niebezpiecznych zadań. Nie tylko stały na straży tajemnic klanu, ukrywały jego członków, ale z czasem zaczęły także sięgać po władzę, walczyć o przywództwo. 

Kobiety stosunkowo najlepiej radzą sobie w kamorze, najstarszej z włoskich mafii. Prawdopodobnie, dlatego że ta organizacja w przeciwieństwie do cosa nostry ma strukturę poziomą, czyli nie ma ani szefa stojącego na jej czele, ani żadnego organu, który stałby na straży mafijnego kodeksu (tak jest w ‘ndranghecie). Ten brak hierarchii, ograniczony zasięg działania kamorry (region Kampanii) ułatwia kobietom odnalezienie się w strukturach organizacji. Inne jest także podejście do życia rodzinnego. W cosa nostrze i ‘ndranghecie więzy rodzinne są rzeczą świętą, podobnie jak małżeństwo, a zdrada karana jest śmiercią. Kobiety, z drobnymi wyjątkami, są tu uległe, prostolinijne, skromne, przestrzegają omerty. W kamorze, zarówno mężczyźni, jak i kobiety miewają kochanków i specjalnie się z tym nie kryją. Panie są nowoczesne, zawsze starannie uczesane i umalowane, seksowne i dobrze ubrane. Z tej części książki pochodzą również najciekawsze biografie – Pupetty Maresca, Erminii Giuliano, Marii Licciardi oraz Giuseppiny Nappa i Anny Carrino. 

Milka Kahn i Anne Véron nie ograniczają się tylko do opisania sylwetek kobiet, ich współpracy z wymiarem sprawiedliwości lub działalności przestępczej, a także rodzinnych koligacji w obrębie mafijnych klanów. W książce pojawiają się także słynni bossowie, tacy jak Gaspare Mutolo, Toto Riina, Tommaso Buscetta czy Stefano Bontate. Autorki wspominają również postać niezłomnego sędziego Giovanniego Falcone. Obszerną część reportażu stanowią cytaty z artykułów prasowych, rozmów autorek z bohaterkami i przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości, wywiadów telewizyjnych przeprowadzonych z członkami organizacji przestępczych. 

Książkę „Kobiety w mafii” czyta się dosyć szybko, czemu sprzyja jej uporządkowany układ. Autorki udowodniły, że pomimo mocno zakorzenionych stereotypów dotyczących kobiet, pełnią one znaczące role w organizacjach przestępczych. Nie tylko stoją na straży i przekazują mafijne wartości, ale też podejmują się kierowania klanami, zlecają morderstwa, biorą aktywny udział w dystrybuowaniu narkotyków czy praniu brudnych pieniędzy. Często też decydują się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości. 

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu MUZA SA. 

„Kobiety w mafii” Milka Kahn, Anne Véron 
tłumaczenie: Joanna Kuhn 
data wydania: 12 października 2016 
ISBN: 9788328703384 
liczba stron: 253

poniedziałek, 21 listopada 2016

„Zaraza” Jerzy Ambroziewicz

"Zgony wystąpiły tylko u osób nieszczepionych lub szczepionych dawniej niż 10 lat przed zachorowaniem. U osób szczepionych z wynikiem dodatnim od 12 do 18 miesięcy przed zachorowaniem przebieg choroby był łagodny, a zmiany chorobowe nie były typowe." 
"Przegląd Epidemiologiczny", rok XVIII, 1964 
Fragment artykułu Bogumiła Arendzikowskiego, Wandy Kocielskiej i Heleny Przestalskiej dotyczący epidemii ospy prawdziwej we Wrocławiu, w 1963 roku, zamieszczony w książce „Zaraza”, w wydaniu drugim. 


foto: Dowody na Istnienie



„Zaraza” Jerzego Ambroziewicza to fabularyzowany reportaż opowiadający o epidemii ospy prawdziwej, która miała miejsce we Wrocławiu, latem 1963 roku. Książkę po raz pierwszy wydano w 1965 roku, a po raz drugi pojawiła się w księgarniach w 2016, za sprawą wydawnictwa Dowody na Istnienie, w ramach serii Faktyczny Dom Kultury. 

Jest to zaskakująca reporterska opowieść, gdyż czytelnik nie otrzymuje jedynie suchych faktów na temat tytułowej zarazy. Książka ta bardziej przypomina bowiem wciągający thriller medyczny, w stylu „Epidemii” Cooka niż klasyczną pozycję z zakresu literatury faktu. Napięcie towarzyszy lekturze niemalże od samego początku, już w pierwszych minutach umiera pielęgniarka szpitala Rydygiera, Lonia. Lekarze nie mogąc odnaleźć rzeczywistej przyczyny śmierci dziewczyny kwalifikują ją jako wyjątkowo złośliwą białaczkę o ostrym i gwałtownym przebiegu. Tymczasem Lonia jest pierwszą ofiarą ospy prawdziwej, choroby, o której mieszkańcy Europy zdążyli już całkiem zapomnieć… 

W międzyczasie, w kolejnym wrocławskim szpitalu, na ulicy Piwnej pogarsza się stan zdrowia, cierpiącego na ospę wietrzną doktora Stefana Zawady. Błędna diagnoza jest w tym przypadku spowodowana obserwacją leżącego obok lekarza, na sąsiednim łóżku, chłopca, który posiada te same objawy chorobowe. Dopiero wezwany na konsultację epidemiolog- Bogumił Arendzikowski prawidłowo rozpoznaje to, z czym będą musieli zmierzyć się lekarze, wirusa ospy prawdziwej. Niestety nikt początkowo nie daje wiary jego twierdzeniom, cenny czas jest mitrężony na kłótnie podczas konsylium. Doktorowi zarzuca się młody wiek, brak doświadczenia, starsi koledzy bagatelizują jego podejrzenia. 

Bogumił Arendzikowski nie poddaje się łatwo. Epidemiolog postanawia na własną rękę przeprowadzić śledztwo i uchwycić pierwsze ogniwo łańcucha epidemiologicznego. Muszę przyznać, że obserwowałam zmagania młodego lekarza z wypiekami na twarzy i mocno mu kibicowałam. Do dwóch uprzednio wymienionych szpitali dochodzi jeszcze placówka na Olbińskiej. To tam, jako salowa pracuje mama Loni, zmarłej pielęgniarki. Wszystkie trzy szpitale zostają zamknięte, a pacjenci i personel poddani kwarantannie. Ponadto tworzy się naprędce izolatoria (w Praczach) i szpital dla osób chorych (w miejscowości Szczodre). Dzięki pomocy milicji, wydziału Zdrowia, ministerstwa wszystkie działania przebiegają zaskakująco sprawnie, pacjenci, podejrzewani o kontakt z wirusem na ogół bez zbędnych ceregieli poddają się izolacji (niewątpliwie ma na to wpływ obecność stróżów prawa). Rozpoczyna się również szeroko zakrojona akcja szczepień ochronnych.

W zasadzie tylko szczepieniom Wrocławianie zawdzięczają to, że ofiar śmiertelnych było tak niewiele, jedynie siedem. Epidemia nie zdążyła się rozprzestrzenić także dlatego, że służby sanitarne, mimo początkowych błędów, stanęły na wysokości zadania. Mam przekonanie, graniczące z pewnością, że dziś sytuacja nie byłaby tak różowa. Kolosalne znaczenie mają w tym przypadku czasy, w których doszło do zarazy. 1963 rok – nie ma Internetu, niełatwo nawiązać połączenie telefoniczne, ówczesny ustrój gwarantuje wykonywanie poleceń, zarówno przez lekarzy, jak i obywateli. Dziś z kolei mamy bardzo szeroki dostęp do informacji, niektórzy każdą wyczytaną w Internecie wiadomość traktują jak prawdę objawioną, panoszą się ruchy antyszczepionkowe, pacjenci kwestionują wiedzę medyczną farmaceutów i lekarzy, często wykazują się postawą roszczeniową. Wyobrażacie sobie próby opanowania epidemii dzisiaj? 

W tekście Jerzego Ambroziewicza, z oczywistych względów, czytelnik nie znajdzie rozwiązania zagadki i odpowiedzi na pytanie „Jak to się stało, że akurat we Wrocławiu wybuchła epidemia ospy?”. Pacjentem zero był oficer Służby Bezpieczeństwa. Wrócił on ze służbowej podróży do Indii, gdzie miał kontakt z wirusem. Trafił do szpitala, w którym pracowała jako salowa mama Loni, młodej pielęgniarki, pierwszej ofiary ospy. 

Reportaż „Zaraza” Jerzego Ambroziewicza to fascynująca podróż w czasie. Znakomity, wciągający, trzymający w napięciu tekst o niezastąpionej roli lekarzy, znaczeniu szczepień ochronnych i funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej w sytuacji kryzysowej. Warto go znać, gdyż nie wiadomo, z czym przyjdzie nam się zmierzyć w przyszłości. Variola vera obecnie nie stanowi zagrożenia, ale nie możemy mieć pewności, kiedy i gdzie zaatakuje inny, równie niebezpieczny wirus. Książka opatrzona jest posłowiem autorstwa Szymona Słomczyńskiego, zawiera również aneks, w którym czytelnik znajdzie liczne artykuły dotyczące epidemii ospy prawdziwej zaczerpnięte z „Przeglądu Epidemiologicznego”. 

„Zaraza” Jerzy Ambroziewicz 
data wydania: 30 marca 2016 
ISBN: 9788394311841 
liczba stron: 256

piątek, 11 listopada 2016

„Trzydzieści srebrników” Sándor Márai

„Zdrajca jest zawsze przymilny. Ma nadzieję, że dzięki temu stłumi tę dręczącą, piekącą świadomość, że jest człowiekiem o mniejszej wartości. Czasem pochodzi z Kariotu, czasem skądinąd. Jak przed dwoma tysiącami lat. Jak dzisiaj. Jak jutro, o ile będzie jeszcze jakieś jutro.” 
Sándor Márai 
foto: Zeszyty Literackie

Filozoficzny esej zatytułowany „Trzydzieści srebrników” to dzieło wyjątkowe. Wybitny węgierski prozaik, Sándor Márai, poświęcił mu przeszło czterdzieści lat swojego życia. Ukazało się w 1983 roku, a polskich czytelników zachwyca, za sprawą znakomitego tłumaczenia Ireny Makarewicz, od 2016 roku. 

W „Trzydziestu srebrnikach” Sándor Márai sięga do korzeni chrześcijaństwa. Opowiada o początkach nauczania Jezusa, o jego niebywałej biegłości w mowie, umiejętności zjednywania sobie tłumów. Autor przedstawia także sylwetki dwunastu apostołów, którzy porzucili swe domy i rodziny, by podążać za Nauczycielem. Jezus ukazany jest niemalże jak zwyczajny człowiek- pracuje, ma rodzeństwo – braci i siostry, co roku udaje się na Paschę do Jerozolimy. To, co odróżnia go jednak od innych śmiertelników to fakt posiadania wyjątkowego daru, którym usiłuje „zarazić” przychylnych mu słuchaczy – daru miłosierdzia. Nikomu nie odmawia pomocy, uzdrawia, wspiera dobrym słowem, naucza, kocha wszystkich. Podobnie ludzki w eseju Sándora Márai jest Judasz. 

Iskariota przez dwa tysiąclecia postrzegany był jako zakała ludzkości. Jego imię jest synonimem zdrady. Judasz to zło w czystej postaci. To największy z grzeszników, wszak nieprzypadkowo Dante umieścił go w najgłębszym, a zarazem ostatnim, dziewiątym kręgu piekła, a jego ciało pożera sam Szatan. Nie ma najmniejszych wątpliwości odnośnie do jego zdrady. Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego to uczynił? Odpowiedzi na nie poszukuje Márai w „Trzydziestu srebrnikach”. 

Motywy Judasza, zgodnie z powszechnymi wyobrażeniami i tym, co zapisano w Piśmie Świętym to chciwość, ewentualnie wpływ Szatana, który zawładnął Iskariotą i popchnął go do tego niegodnego czynu. Sándor Márai zdaje się patrzeć na tę postać zupełnie inaczej, niemal przychylnie. Judasz jest jedynym wykształconym człowiekiem w kręgu apostołów otaczających Jezusa, również jako jedyny nie pochodzi z Galilei, tylko z Kariotu. Nie jest rybakiem, ani rolnikiem, tylko kupcem, w dodatku pochodzącym z zamożnej rodziny. Doskonale zdaje sobie sprawę z wartości pieniądza i wie, że trzydzieści srebrników to cena zdecydowanie zbyt niska za wydanie towarzysza. Motyw chciwości spokojnie można odrzucić. Być może Judaszem kierowała zazdrość, może rzeczywiście do ucha szeptał mu Szatan i zawładnął jego duszą, a może po prostu taka była jego rola? Bez jego zdrady, której Jezus niewątpliwie miał świadomość, nie dokonałoby się późniejsze Zmartwychwstanie. 

Prawdziwym majstersztykiem, a zarazem kulminacyjnym punktem „Trzydziestu srebrników” jest wyimaginowany przez autora dialog Judasza z Mateuszem, późniejszym Ewangelistą. Oparty jest on na wątpliwościach Judasza. Iskariota, rozmawiając z celnikiem, przedstawia swoje poglądy, obawy, lęki, niekwestionowany zachwyt postacią Nauczyciela, ale też podaje w wątpliwość to, czy Jezus rzeczywiście jest Mesjaszem. 

W powieści Sándora Márai zachwyca absolutnie wszystko, erudycja autora i jego wyobraźnia, sposób konstruowania zdań, piękno języka. Ogromne wrażenie wywarł na mnie również kontrast między ukazaniem postaci Judasza przez Giotta di Bondone, którego reprodukcja fresku z kaplicy Scrovegnich w Padwie zdobi okładkę a wizją (prawdopodobną!) autora. Otóż u malarza przedstawiona scena wiernie oddaje zapis nowotestamentowy pojmania Jezusa. Zwróćcie uwagę na centralne postacie. Chrystus ma piękną, niezwykle przystojną twarz, Judasz natomiast wyglądem przypomina pospolitego przestępcę, jest odrażająco brzydki, rysy upodabniają go bardziej do zwierzęcia aniżeli człowieka. Zresztą często jest w ten sposób przedstawiany w malarstwie, dodatkowo miewa jeszcze rudą czuprynę i jest leworęczny. Ta wizja nie pozostawia wątpliwości, że główną motywacją Judasza były tytułowe srebrniki. Natomiast u Sándora Márai Judasz jest erudytą, człowiekiem wątpiącym, uczonym w piśmie, pochodzącym z zamożnego rodu, a przyczyn jego zdrady absolutnie nie należy upatrywać w chęci wzbogacenia się. Problem jest bardzo złożony. Podoba mi się taki Judasz, nie prostacki, ale myślący, dociekający, wypełniający z bólem swe przeznaczenie. Bo to, co się stało, stać się musiało. 

Esej Sándora Márai jest prawdziwie uniwersalny, ponadczasowy, wieczny. Tak, jak co roku dokonuje się ofiara Jezusa, poprzez śmierć na krzyżu i Zmartwychwstanie, tak, co roku Judasz wypełnia swe przeznaczenie zdradzając Chrystusa, a jego prawdziwe motywy, pomimo upływu tysiącleci, pozostają nadal nieznane. Absolutnie polecam tę znakomitą lekturę.

foto: "Pojmanie Chrystusa" Giotto di Bondone ok.1305 rok, źródło: Wikipedia


"Trzydzieści srebrników" Sándor Márai
tłumaczenie: Irena Makarewicz
wydawnictwo: Zeszyty Literackie
data wydania: 17 maja 2016
ISBN: 9788364648373
liczba stron: 184

środa, 9 listopada 2016

„Punkty zapalne” Jerzy Borowczyk, Michał Larek

„Historia nie powtarza się w identycznych warunkach, ale się powtarza.” 
Pietro Nenni 

foto: Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o.


Dzisiejszy dzień niewątpliwie przejdzie do historii jako ten, w którym światowa demokracja otrzymała kolejny miażdżący cios. 45 Prezydentem Stanów Zjednoczonych został, słynący z kontrowersyjnych, nie do końca przemyślanych wypowiedzi Donald Trump. To, zgodnie z określeniem Andrzeja Jonasa „człowiek estrady”, który „nie ma poglądów, a jedynie irytujący sposób zachowania.” Narcyz napawający się swoim własnym głosem. Dużo mówi się o jego stosunku do kobiet, emigrantów, o jego przyjaźni z Prezydentem Rosji. Ten wybór oznacza wielkie zmiany nie tylko dla mieszkańców Ameryki, ale też dalszą destabilizację w Europie (czekam teraz na wygraną Marine le Pen), będzie miał on wpływ na struktury NATO. 

Warto zatem poświęcić uwagę niezwykle ciekawej książce, zatytułowanej „Punkty zapalne”. Autorzy przeprowadzili dwanaście interesujących rozmów z reporterami, fotoreporterami, analitykami, dyplomatami, politykami. W gronie rozmówców obu Panów znalazł się nawet szpieg. Michał Larek i Jerzy Borowczyk o ważkie światowe punkty zapalne zapytali m.in. Wojciecha Tochmana, Patrycję Sasnal, Ludwika Dorna, Wojciecha Jagielskiego, Pawła Smoleńskiego, Andrzeja Jonasa, Vincenta Severskiego oraz niedawno zmarłego Krzysztofa Millera. 

Nie można nie zgodzić się z autorami. Rzeczywiście coś złego dzieje się ze światem. Europa, a teraz również USA drastycznie skręca na prawo. Straszak w postaci imigrantów, uchodźców działa na wyobraźnię mas wywołując niepokój zarówno u rodzimych wyborców (tak było przed wyborami w naszym kraju), jak i za oceanem. Dochodzą do głosu postawy ksenofobiczne, przestają oburzać rasistowskie zachowania i wypowiedzi, a kolor skóry, wiara, preferencje seksualne i poglądy polityczne zdają się tworzyć mury nie do przebicia między ludźmi. Czy grozi nam kolejna wojna światowa? 

Cykl rozmów przeprowadzonych przez Jerzego Borowczyka i Michała Larka sprowokowała ciekawość. Zaczęli zaznaczać niepokojące punkty na światowej mapie, a później postanowili zapytać, co sądzą o nich poszczególni rozmówcy. Wachlarz poruszanych tematów jest niezwykle szeroki, od komentarzy na temat wyborów w Polsce, poprzez sytuację na Bliskim Wschodzie, lata 90. w RPA, wojnę na Bałkanach, ludobójstwo w Rwandzie, genezę i działania Państwa Islamskiego, codzienną pracę oficerów wywiadu, wybory w Stanach Zjednoczonych, aż po wartość doniesień medialnych na temat wojen i ogólnie mówiąc rozczarowanie dziennikarstwem, tzw. tabloidyzacją mediów. 

Każda z opowieści przedstawionych w „Punktach zapalnych” poprzedzona jest krótkim wstępem dotyczącym okoliczności spotkania autorów z rozmówcą, przed poszczególnymi rozmowami umieszczona jest także notatka biograficzna, przybliżająca czytelnikowi sylwetkę rozmówcy. 

Dawno nie czytałam książki, w której pojawia się tak wiele poglądów zbliżonych do moich i której autorzy zdają się podzielać moje obawy. Wszystkie rozmowy bez wyjątku były dla mnie niezwykle interesujące, choć niektóre napawają lękiem. Wystarczy wspomnieć słowa Aleksandra Smolara „tak wielkie trzęsienia ziemi w porządku geopolitycznym, jakie dziś obserwujemy, nigdy nie odbywały się w historii bez wojen”. I choć mówił już o tym, w „Zderzeniu cywilizacji” Samuel P. Huntington, nam pozostaje tylko wiara, że Panowie Smolar i Huntington się mylą. Bardzo polecam lekturę „Punktów zapalnych”. I nie tylko dlatego, że redaktorem prowadzącym książki była Monika Długa (God save the book), a autorzy wykonali wspaniałą pracę przeprowadzając szereg rozmów z nietuzinkowymi postaciami polskiej sceny kulturalnej i politycznej, ale dlatego, że opłaca się wiedzieć więcej, stale poszerzać horyzonty.

"Punkty zapalne" to jeden z tytułów, który inicjuje serię reporterską Wydawnictwa Poznańskiego. Inne książki, które ukazały się w tym roku w ramach wspomnianej serii to wyróżnione przez Amnesty International „Morderstwo w Himalajach” autorstwa Jonathana Greena i „Polowanie na Escobara” Marka Bowdena, nagradzanego dziennikarza i autora słynnego „Helikoptera w ogniu”. 

"Punkty zapalne. Dwanaście rozmów o Polsce i świecie" Jerzy Borowczyk, Michał Larek
data wydania: 15 czerwca 2016
ISBN: 9788379764532
liczba stron: 314

piątek, 28 października 2016

„Żywopłot” Dorit Rabinyan

"Jeśli mam wybierać między milczącą uległością a ślepą nienawiścią, wybieram trzecią drogę."
"Palestyńskie wędrówki" Raja Shehadeh


foto: Smak Słowa

Dorit Rabinyan to izraelska pisarka o irańskich korzeniach. Opublikowana w 2014 roku powieść „Żywopłot” jest trzecią książką autorki. Wpływowy dziennik „Ha’aretz” uznał ją za najlepszą książkę roku 2014, a rok później ta piękna historia miłosna otrzymała prestiżową Nagrodę Bernsteina. Ogromny rozgłos książce nadała kontrowersyjna decyzja Ministerstwa Edukacji Izraela, która zapadła w styczniu 2016 roku i nakazywała jej usunięcie z listy szkolnych lektur. Na skutek licznych akcji protestacyjnych Minister Edukacji cofnął niefortunną decyzję. 

„Żywopłot” to opowieść o miłości zakazanej, a z punktu widzenia korzeni i koligacji rodzinnych głównych bohaterów wręcz niemoralnej. Pewnego chłodnego, jesiennego wieczoru, w Nowym Jorku spotykają się Liat, Żydówka z Izraela i Hilmi, Arab pochodzący z Hebronu. To przypadkowe sam na sam staje się początkiem płomiennego romansu. Dla Liat i Hilmiego liczy się tylko czyste uczucie, żadne granice i podziały, tragiczne wzajemne doświadczenia Izraelczyków i Palestyńczyków zdają się nie mieć znaczenia. 

Niezwykle ważny dla zrozumienia całej powieści jest jej początek. Autorka zresztą często przytacza te pierwsze sceny w licznych wywiadach, w tym także w rozmowie z Pawłem Smoleńskim (z wywiadem można zapoznać się tu). Liat odwiedzają agenci FBI i zadają szczegółowe pytania odnośnie do jej pobytu w Nowym Jorku. Okazuje się, że zaniepokojony gość kawiarni, w której bohaterka często przebywa, zawiadomił służby, gdy zauważył, ze kobieta pisze w kawiarni maile w języku arabskim (oczywiście chodziło o hebrajski). Ta obywatelska czujność jest w pełni zrozumiała, bowiem akcja powieści rozgrywa się już po zamachach na World Trade Center. Kluczowe jest dla Czytelnika właściwe zrozumienie tej sceny. Dla człowieka Zachodu nie ma znaczenia czy jesteś Palestyńczykiem, Syryjczykiem, Izraelczykiem czy pochodzisz z innego bliskowschodniego regionu, wystarczy, że masz nieco ciemniejszą karnację i włosy, ciemną oprawę oczu, charakterystyczne rysy twarzy, piszesz dziwnym językiem z prawej do lewej, aby uchodzić za arabskiego terrorystę. Gdy Liat zdaję relację z rozmowy z FBI Hilmiemu oczywiście okazuje się, że on miał podobne doświadczenia, często jest postrzegany, jako „niebezpieczny element”. To w pierwszej kolejności wygląd, podobna reakcja otoczenia na ich „inność” zbliża do siebie bohaterów i pozwala na nawiązanie romansu. 

Dorit Rabinyan w powieści „Żywopłot” kładzie nacisk na podobieństwa łączące bohaterów. Poza przytoczoną przeze mnie sceną autorka mówi także o tym, że bohaterowie dzwoniąc do rodziny wybierają ten sam numer kierunkowy, tak samo starają się oszczędzać wodę podczas codziennej toalety, tak samo źle znoszą mroźne zimy, niespotykane w ich ojczyznach. Rabinyan wplata też w swoją opowieść typowe spory palestyńsko- izraelskie, zacietrzewienie. Choć między Liat a Hilmim dochodzi do licznych konfliktów na tym tle, zawsze, po czasie, bohaterowie potrafią odnaleźć wspólny język. Wielka szkoda, że tej racjonalności, uczuć, normalnej, pozbawionej uprzedzeń egzystencji, opisanych przez autorkę nie można z miejsca ekstrapolować na wszystkich mieszkańców Izraela i Autonomii Palestyńskiej. 

„Żywopłot” jest powieścią częściowo autobiograficzną. Dorit Rabinyan zadedykowała książkę Hassanowi Houraniemu. Autorka poznała Hassana w Nowym Jorku. Był artystą z Hebronu na amerykańskim stypendium. Wystawiał swoje prace w USA, Jordanii, Egipcie, Palestynie. Pisarka i malarz nawiązali romans, podobnie jak bohaterowie powieści. Ich przepełniony miłością, wzajemną troską i zrozumieniem związek przerwała tragiczna śmierć artysty. Hourani utopił się w morzu mając niespełna trzydzieści lat. 

„Żywopłot” to pięknie napisana historia miłosna, ale też uniwersalna opowieść o tolerancji, poszanowaniu dla inności. O tym jak powinny wyglądać relacje damsko- męskie, wreszcie o tym, że świat naprawdę byłby lepszym miejscem, gdybyśmy tylko potrafili wzbić się ponad podziały, granice. Autorka, podobnie jak Raja Shehadeh (vide cytat wstępny), wybrała trzecią drogę, drogę miłości. Polecam. 

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Smak Słowa.

"Żywopłot" Dorit Rabinyan
tłumaczenie: Agnieszka Olek
tytuł oryginału: Gader Chaya
data wydania: 17 sierpnia 2016
ISBN: 9788364846670
liczba stron: 333

środa, 26 października 2016

„Czcij ojca swego” Ela Sidi

"Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób." 
"Anna Karenina" Lew Tołstoj 

foto: Wydawnictwo Smak Słowa


Mieszkająca w Izraelu Ela Sidi, znana jest polskim czytelnikom, jako autorka bloga „Gojka z Izraela” oraz książki „Izrael oswojony”. Pisarka jest także publicystką, była nominowana do Nagrody PAP, a w 2014 roku została uhonorowana laurem „Grand Press”, w kategorii Publicystyka za artykuł „Serdecznie witamy w Auschwitz”. Jej opublikowana w tym roku, w Wydawnictwie Smak Słowa powieść „Czcij ojca swego” to drugie, poszerzone o około 25% wydanie debiutu literackiego zatytułowanego „Biała cisza” (wydanego nakładem Wydawnictwa Semper w 2009 roku). 

„Czcij ojca swego” to dojmująco smutna, chwytająca za serce opowieść o trudnym dzieciństwie Ani, wychowywanej przez ojca- alkoholika, brutalnego, wielokrotnie katującego na oczach dzieci ich matkę, a następnie macochę. Tłem dla tej poruszającej historii jest przełom lat ‘70 i ’80 XX wieku. Ela Sidi głosu w powieści użyczyła głównej bohaterce, Ani. Przy czym zabieg ten jest niezwykle udany, autorce udało się przedstawić dziewczynkę, jej codzienne życie, PRL widziany oczami dziecka bez idealizowania i infantylizmów, wprawdzie z odrobiną naiwności, ale za to z wrażliwością i emocjami typowymi dla tego okresu dzieciństwa. 

Siedmioletnia Ania, szczupła, długowłosa, o niezdrowej cerze, nie wyróżnia się zbytnio wśród rówieśników. Jest tylko trochę mniej pewna siebie, czasem widać w jej oczach strach. Obawia się ojca, ale jednocześnie mocno go kocha. Wstydzi się go, choć momentami również podziwia. Jest jej trudno nawiązywać znajomości, boi się zapraszać rówieśników do domu. Nieliczne szczęśliwe chwile, których doświadcza w pierwszych latach życia kończą się wraz ze śmiercią matki. Ania, wraz ze starszym bratem Adamem pozostają pod opieką ojca, a najmłodszy członek rodziny, maleńki Darek trafia do ciotki. Rodzeństwo przenosi się następnie do Babci i wujka, by po jakimś czasie powrócić do rodzinnego Klonowa. W międzyczasie ojciec podejmuje nieudane próby zaprzestania picia. W końcu powtórnie się żeni. Macocha, to kolejna osoba z ciężką ręką w życiu Ani. Dziewczynka nie potrafi znaleźć z nią wspólnego języka. Awantury, bicie, szamotaniny plus codzienna walka o to, by zdobyć coś do jedzenia, wystawanie z kartkami w kolejkach to chleb powszedni Ani. 

Ela Sidi kreśli niezwykle sugestywny portret dziecka i jego bliskich, jego traumy, a jednocześnie mądrości i wrażliwości, która pozwala przetrwać trudne chwile. Ania buduje swój wewnętrzny świat, wiele sytuacji tłumaczy sobie w dość naiwny sposób, ale ta naiwność, empatia, które w sobie nosi są konieczne by przeżyć, choć na chwilę zapomnieć. Ucieczką jest również nauka, rodzeństwo ma najlepsze wyniki w szkole. 

W „Czcij ojca swego” opisanych jest wiele sytuacji chwytających czytelnika za serce, wręcz pozbawiających tchu, wyciskających łzy z oczu, chociażby próby bronienia ciężarnej macochy przed biciem przez ojca dzieci, reakcja na śmierć matki oraz ukochanej babci dziewczynki czy też mniej dramatyczna opowieść Ani o szkolnym balu. Tylko osoba, która doświadczyła przynajmniej części z przedstawianych problemów mogła napisać tak autentyczną powieść. Moje podejrzenia zdają się potwierdzać słowa Jana Hartmana i Wiesława Łukaszewskiego. Obaj panowie, w opiniach zamieszczonych na okładce, wskazują na częściowo autobiograficzny charakter książki. Bardzo gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę trudną, gorzką, wręcz dołującą lekturę. Warto to zrobić chociażby po to, by uświadomić sobie, że szczęśliwe dzieciństwo to niekiedy utopia, mit, a życie nawet niewinnym dzieciom nie szczędzi dramatów.

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Smak Słowa.

"Czcij ojca swego" Ela Sidi
wydanie drugie, poprawione.
data wydania: 17 sierpnia 2016
ISBN: 9788364846656
liczba stron: 312

sobota, 16 lipca 2016

Bliski Wschód bez tajemnic.

Chcesz wiedzieć więcej na temat Bliskiego Wschodu? Koniecznie sięgnij po poniższe pozycje książkowe. Lepiej samemu zdobywać wiedzę i poznawać historię obszaru, który pogrążony jest w walkach od bardzo dawna, niż później słuchać farmazonów, które politycy i „eksperci” plotą w mediach. Zachęcam, sapere aude, to nie boli :) Oczywiście mój wybór jest subiektywny i być może niepełny. Zachęcam zatem do dzielenia się własnymi propozycjami w komentarzach. Stwórzmy razem listę lektur obowiązkowych!


„Zderzenie cywilizacji” Samuel P. Huntington 
foto: Wydawnictwo Muza SA

Bardzo ciekawa interpretacja ewolucji polityki światowej po zakończeniu zimnej wojny. Autor przystępnie wyjaśnia pojęcia takie jak cywilizacja, czy cywilizacja uniwersalna. Omawia relacje między władzą a kulturą, wskazuje na zmieniający się układ sił między cywilizacjami, opisuje muzułmańską wojowniczość i konflikty wywoływane przez zachodni uniwersalizm. 

„Na południe od Lampedusy” Stefano Liberti 
foto: Wydawnictwo Czarne

Rzecz o dramacie uchodźców, który rozgrywa się poza pięknymi hotelami all inclusive. Do pewnego czasu ani turyści ani władze zdawały się nie dostrzegać problemu. Są to podróże rozpaczy, imigranci ryzykują życie by przedostać się do lepszego świata. Jakie są mentalne uwarunkowania emigracji? Jaka jest rzeczywistość dzisiejszej Afryki? Na te i inne pytania stara się odpowiedzieć autor podróżując między innymi do Turcji, Algierii, Nigru, Senegalu, Maroko. 

„ISIS. Państwo Islamskie” Benjamin Hall 
foto: Wydawnictwo MUZA SA

Osobiste doświadczenia autora, rozmowy z ludźmi zaangażowanymi w walkę z ISIS, a także z dżihadystami pozwoliły na stworzenie książki, która odpowiada na podstawowe pytania. Jak doszło do powstania Państwa Islamskiego? W jaki sposób jest finansowane? Jak wyglądają obozy szkoleniowe ISIS i rekrutacja terrorystów? 

„ISIS. Wewnątrz armii terroru” Michael Weiss, Hassan Hassan 
foto: Burda Publishing Polska


Wnikliwy reportaż na temat powstania kalifatu. Weiss przedstawia szczegóły działania Państwa Islamskiego, autor pisze także o wewnętrznych walkach w gronie muzułmanów. Książka trudna dla laika, polecałabym głównie osobom zorientowanym w temacie. 

 „Wytępić całe to bydło” Sven Lindqvist 
foto: Wydawnictwo W.A.B.

Po więcej kliknij tu.

„Wszystkie wojny Lary” Wojciech Jagielski 
foto: Wydawnictwo Znak

Po więcej kliknij tu.

„Wywiad z władzą” Oriana Fallaci
foto: Świat Książki

 Po więcej kliknij tu.

„Wywiad z historią” Oriana Fallaci 
foto: Świat Książki

Po więcej kliknij tu.

„Wściekłość i duma” Oriana Fallaci 
foto: Cyklady

Po więcej kliknij tu.

„Siła rozumu” Oriana Fallaci 
foto: Cyklady

Po więcej kliknij tu.

„Wywiad z sobą samą. Apokalipsa” Oriana Fallaci 
foto: Cyklady

Po więcej kliknij tu.

„Przez morze. Z Syryjczykami do Europy” Wolfgang Bauer 
foto: Wydawnictwo Czarne

Po więcej kliknij tu.

„Wielki przypływ” Jarosław Mikołajewski 
foto: Dowody na istnienie

Po więcej kliknij tu.

„Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie” Paweł Smoleński 
foto: Wydawnictwo Czarne

Po więcej kliknij tu.

„Co to jest islam?” Tahar Ben Jelloun 
foto: Wydawnictwo Karakter

Po więcej kliknij tu.

„Państwo Islamskie” Patrick Cockburn 
foto: Dom Wydawniczy PWN

Po więcej kliknij tu.

 „Przeprawa. Moja podróż do pękniętego serca Syrii” Samar Yazbek 
foto: Wydawnictwo Karakter

Dokument o wojnie w Syrii. Autorka brała udział w protestach przeciw rządowi Al- Asada. Opuściła kraj, ale wróciła do ojczyzny z narażeniem życia, by pokazać, co się tam dzieje. Samar Yazbek jeździ po kraju, rozmawia z rodakami i przedstawia ich losy. Wiele cennych informacji na temat wojny domowej w Syrii czytelnik znajdzie we wstępie autorstwa Piotra Balcerowicza.

"Pokolenie dżihadu" Petra Ramsauer
foto: Wydawnictwo Muza SA

Po więcej kliknij tu.

piątek, 15 lipca 2016

„Pokolenie dżihadu” Petra Ramsauer

Martin Chulov, brytyjski dziennikarz ‘Guardiana’, przez dwa lata zbierał informacje, zanim w grudniu 2014 roku udało mu się udowodnić, że w zakładzie karnym Camp Bucca, na oczach Amerykanów, powstała sieć, która była zaczątkiem powołanego do życia w tym właśnie roku tzw. Państwa Islamskiego, z jednym z więźniów jako jego szefem. Dziewiętnastu z dwudziestu członków ścisłego kierownictwa tzw. Państwa Islamskiego było wcześniej więźniami Camp Bucca.” 
„Pokolenie dżihadu” Petra Ramsauer

foto: MUZA SA


„Pokolenie dżihadu” to znakomity reportaż wiedeńskiej dziennikarki, Petry Ramsauer, dotyczący bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Nie tylko odsłania on kulisy proklamowania kalifatu na zawładniętych przez ISIS terenach Syrii i Iraku, ale także, a może przede wszystkim, opowiada o młodych ludziach, którzy decydują się na walkę ramię w ramię z dżihadystami. 
O tym, jakie są ich motywacje, dlaczego decydują się zostawić rodzinę, porzucić europejskie korzenie można było przeczytać już wcześniej, w licznych raportach takich jak chociażby „Homo dżihadicus”, autorstwa Macieja Falkowskiego i Józefa Langa, opublikowany przez Ośrodek Studiów Wschodnich. To, co zasługuje na uwagę w książce Petry Ramsauer to fakt, że osobiście rozmawiała z większością bohaterów swojego reportażu. 
Autorka przez lata była korespondentką na Bliskim Wschodzie, posiada liczne kontakty ułatwiające jej dostęp do źródeł informacji. Starała się dotrzeć głębiej, do samego sedna. Przedstawiła szereg indywidualnych historii, a w wielu miejscach zadała kłam temu, co się powszechnie sądzi. Przykładem niech będzie rozdział książki zatytułowany „Kobiety czynu”. 
Młode dziewczyny nie wyjeżdżają do Syrii tylko i wyłącznie z romantycznych pobudek. Nie chcą być żonami żołnierzy Milicji Terroru. Chcą zyskać własne pięć minut sławy, duża część z nich podobnie jak mężczyźni podejmuje walkę, wykazując się przy tym niezwykłym okrucieństwem. W lutym 2014 roku powstała specjalna, złożona wyłącznie z kobiet, policja obyczajowa, nazywana Al- Chansa. Dżihadystki, które się w niej znajdują mają za zadanie zmuszać kobiety, mieszkające na podbitych przez ISIS terytoriach, do przestrzegania zasad kalifatu. Brutalne biczowanie, kara śmierci za domniemaną zdradę małżeńską czy uprawianie czarów to tylko początek listy okrucieństw. Również Europejki, które przybyły do Syrii są członkiniami owej brygady. 
Kolejnym mitem, jaki funkcjonuje w zbiorowej świadomości jest wizerunek członków tzw. Państwa Islamskiego. Jawią się przeważnie, jako hordy nieogarniętych dzikusów przemieszczające się jeepami, z karabinami w dłoniach i wykrzykujące słynne hasło: „Allahu Akbar!”. W rzeczywistości to zorganizowana armia, większość ścisłego kierownictwa stanowią byli generałowie Saddama Husajna, jest też sporo specjalistów z Europy. Rekruterzy IS łowią na wielką skalę tych, którzy nie tylko posłużą później jako mięso armatnie, ale także ludzi wykształconych, znających się doskonale, między innymi, na tworzeniu PR. Strony internetowe, twitter, facebook i kanał YouTube są znakomitymi narzędziami, które ułatwiają dotarcie do często zdesperowanych, samotnych i sfrustrowanych młodych ludzi. Kolejnym miejscem, w którym łatwo o nowy narybek są meczety, radykalizacja muzułmanów odbywa się także w zakładach karnych. O tym wszystkim, a także o psychologicznych trikach stosowanych przez wysłanników tzw. Państwa Islamskiego pisze Petra Ramsauer. 
Największym zagrożeniem, a wczorajsze wydarzenia w Nicei zdają się to potwierdzać, są zdaniem autorki pojedynczy zamachowcy. Działają oni na ogół spontanicznie, bez jakichkolwiek kontaktów z „centralą”, wziąwszy sobie do serca słowa: „Jeżeli nie możecie urzeczywistnić dżihadu w Syrii, to atakujcie niewiernych w domach, zabijajcie ich tam, gdzie ich znajdziecie.”. Bronią może być wszystko, nóż, ciężarówka, domowej roboty ładunek. Europa zaś ma paść na kolana ze strachu. Celem ISIS nie jest wywołanie wojny totalnej, zdają sobie doskonale sprawę, że nie mieliby żadnych szans w takim konflikcie, dlatego taktyka ataków się zmieniła. Nie można przecież zapobiec zamachowi, o którym się nie wiedziało. Najgorsze jest to, iż ten sposób działania zdaje się być skuteczny. 
Europa jeszcze nigdy nie była tak podzielona, bardzo wyraźnie skręca na prawo i ku nacjonalizmom. Zamiast położyć kres terrorowi, godzimy się na mury i podziały, powolny rozpad wspólnoty, grozi nam upadek cywilizacji. A tymczasem Państwo Islamskie zaciera ręce i czeka. 
Jak zapobiec kolejnym wyjazdom do Syrii? Jak traktować tych, którzy stamtąd wracają? Na te i inne pytania odpowiedź znajdzie czytelnik w reportażu Petry Ramsauer. „Pokolenie dżihadu” to jedna z lepszych książek na temat ISIS, jakie czytałam. Ogromną zaletą jest prosty, miejscami wręcz łopatologiczny język. Być może to sprawi, że sięgną po tę lekturę także Ci czytelnicy, którzy na co dzień nie przepadają za literaturą faktu. Polecam. Ku przestrodze. 

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Warszawskiemu Wydawnictwu Literackiemu MUZA SA. 

„Pokolenie dżihadu” Petra Ramsauer 
tłumaczenie: Grotowicz Viktor 
tytuł oryginału: Die Dschihad Generation. 
data wydania: 18 maja 2016 
ISBN: 9788328704558 
liczba stron: 320

To moja prywatna lista książek, które warto znać, jeśli interesujecie się Bliskim Wschodem. Rzecz jasna to tylko kropla w morzu znakomitej literatury na ten temat. Wkrótce opublikuję notatkę o tych, moim zdaniem, najważniejszych.

środa, 1 czerwca 2016

„Japoński kochanek” Isabel Allende

foto: archiwum własne
W swojej najnowszej powieści – „Japoński kochanek”, chilijska pisarka, Isabel Allende przedstawia wzruszające dzieje trudnej, zakazanej miłości. Jest to opowieść o przemijaniu, okrucieństwach wojny, o walce z konwenansami, o potrzebie starzenia się z godnością i spokojnego umierania. 
Irina Bazili, imigrantka mołdawskiego pochodzenia, podejmuje pracę w ekskluzywnym domu spokojnej starości – Lark House, na przedmieściach Berkeley. Jedną z jej podopiecznych zostaje ekscentryczna artystka, Alma Belasco. Dziewczyna pełni rolę sekretarki staruszki i pomaga jej w porządkowaniu rodzinnych archiwów. Po pewnym czasie między kobietami nawiązuje się nić przyjaźni. Irina poznaje smutną historię rodziców Almy, którzy zginęli tragicznie w obozie koncentracyjnym, opowieść o trudnej podróży na odległy kontynent, a także spokojnej przystani, którą zapewnili małej uciekinierce krewni, rodzina Belasco, w Stanach Zjednoczonych. Uwagę dziewczyny zwraca fotografia, z którą słynna malarka nigdy się nie rozstaje. Widnieje na niej Ichimei Fukuda, syn ogrodnika rodziny Belasco, a zarazem tytułowy „Japoński kochanek”. Alma i Ichimei przyjaźnili się w dzieciństwie, dopóki problemem nie stało się pochodzenie chłopca i kolor jego skóry. Po ataku na Pearl Harbor wszyscy Japończycy, nawet ci posiadający amerykańskie obywatelstwo, zostali osadzeni w obozach, stali się więźniami. Chłopiec i dziewczynka starali się podtrzymać łączącą ich więź pisząc do siebie listy. Gdy zawirowania polityczne ustały Alma i Ichimei spotkali się ponownie, dało to początek płomiennemu romansowi. Nie będę tutaj przytaczać szczegółów tego, z czym czytelnik może zapoznać się podczas lektury powieści Isabel Allende. Dość powiedzieć, że taka relacja nie była dobrze widziana przez otoczenie pary, a związek nigdy nie wyszedł poza alkowę. Kochankowie ukrywali się, ich cichym wspólnikiem został późniejszy mąż Almy – Nathaniel Belasco. 
Rozstania, powroty, tłumiona namiętność, ciekawa historia i wspaniale zarysowane tło, a także interesujący bohaterowie to niewątpliwe atuty powieści „Japoński kochanek”. Historia życia Almy przeplatana jest opowieściami z trudnego dzieciństwa Iriny. Jej matka padła ofiarą przestępców trudniących się handlem kobietami, a sama dziewczyna przeżyła traumatyczne chwile w domu ojczyma (po szczegóły odsyłam zainteresowanych ponownie do książki). Cierpienie Iriny wpływa na jej późniejsze relacje z mężczyznami, między innymi z wnukiem Almy, Sethem. 
Jedną z bardziej zagadkowych postaci jest Nathaniel Belasco, kuzyn i późniejszy mąż Almy. Dlaczego się pobrali, skoro oboje byli zakochani w kimś innym? Dlaczego wzajemnie się kryli i patrzyli na zdrady z przymrużeniem oka? W czym tkwi sekret ich relacji? Ponownie odsyłam zainteresowanych czytelników do książki. 
„Japoński kochanek” wprawdzie nie jest powieścią na miarę „Podmorskiej wyspy”, „Domu duchów” czy „Ewy Luny”, ale nadal czyta się prozę Allende wybornie. Autorka nieśpiesznie rozwija poszczególne wątki, pokazuje trudną i fascynującą, a przy tym zakazaną miłość, a także blaski i cienie starości. Potrzebę uporządkowania spraw przed odejściem do innego, lepszego świata. Myślę, że Isabel Allende, także z racji swojego wieku odczuwa nieuchronność śmierci, której nie należy się obawiać i daje temu wyraz w swej powieści. Śmierć, bowiem, tak jak narodziny to tylko ciąg dalszy, a księga losu zawsze pozostaje otwarta w połowie… 
„Japoński kochanek” to przyjemna, nostalgiczna lektura. Przeczytałam tę książkę z zainteresowaniem. Polecam. 

Za egzemplarz powieści dziękuję serdecznie wydawnictwu MUZA SA.

"Japoński kochanek" Isabel Allende
tłumaczenie - Joanna Ostrowska, Grzegorz Ostrowski
tytuł oryginału -  El amante japonés
data wydania - 18 maja 2016
ISBN9788377580103
liczba stron -320

niedziela, 29 maja 2016

"Furia Mać!" Sylwia Kubryńska

"Tak, ludzie się o nas niesamowicie troszczą. Nie ufają, że możemy widzieć świat inaczej, sami zarządzać własnym życiem i nie zginąć. Z troski narzucają nam swoje poglądy, twierdząc, że to dla naszego dobra. Ale prawda jest taka, że to dla ich dobra, bo oni się po prostu lepiej czują, gdy ktoś ich utwierdzi w przekonaniu, że mają rację. Bo przecież mają, prawda?!" 
"Furia Mać!" Sylwia Kubryńska 

foto: Wydawnictwo Czwarta Strona

„Furia Mać!" to kolejna, po znakomitej „Kobiecie dość doskonałej”, wciągająca, drapieżnie napisana, mocna i trafiająca w sedno książka Sylwii Kubryńskiej. Autorka nie bawi się w subtelności, miejscami nie stroni od wulgaryzmów, wykłada kawę na ławę zgrabnie pisząc o meandrach kobiecej duszy. 
W nowej powieści Sylwii Kubryńskiej ostry jak brzytwa język, ironiczno- jadowite poczucie humoru pięknie służą demaskowaniu mitów między innymi na temat relacji damsko- męskich. Bohaterka – Magda (+ Lena = Magdalena) to matka, żona, kochanka, kobieta pracująca, która czuje, że jej życie gdzieś ucieka, nie może odnaleźć w nim sensu. Praca pochłania niemal cały jej czas, prawie niszczy relacje z synem. Niewypowiedziane głośno pretensje, frustracje skrywane w zakamarkach duszy pogrążają w chaosie jej związek małżeński. Ukojenie nerwów i wiecznej furii znajduje w alkoholu, a jak wiadomo nie jest to najlepszy sposób rozwiązywania problemów. 
Magda cierpi na przypadłość znaną wielu kobietom, stara się być za wszelką cenę samowystarczalna. Tak została nauczona, tak wychowana. Nie potrafi poprosić męża o pomoc, przyznać, że sobie nie radzi. W zasadzie nikogo nie chce angażować w swoje sprawy. Gdy zepsuje jej się samochód nie liczy na pomoc dobrego Samarytanina, sama, w szpilkach i eleganckiej sukience spycha go na pobocze. Sprząta, pierze, gotuje, zbiera prowadzące własny tryb życia męskie skarpety, a w jej wnętrzu narasta gniew, furia. 
Dwa etaty – jeden w pracy, drugi w domu. Normalne życie wielu kobiet chciałoby się rzec, a jednocześnie tupnąć nogą. Bo czy pracujący ojciec dzieci/mąż nie posiada przypadkiem sprawnych dłoni? Pralka czy zmywarka to z pozoru niezwykle skomplikowane urządzenia, ale zapewniam, da się je ujarzmić. Gotowanie obiadów i sprzątanie to żadna filozofia, podobnie jak wychowywanie potomstwa (a przynajmniej takie słowa najczęściej słyszymy z męskich ust). We mnie, podobnie jak w Magdzie, gdy słyszę „taka to pożyje” albo „fajnie mieć wakacje, ale niektórzy muszą pracować”, wszystko kipi i się gotuje. Dlatego od czasu do czasu znikam na parę godzin z domu – ostatnio pretekstem były targi książki. Jest to swoisty eksperyment. Wcale nie chodzi o złą wolę czy złośliwość, po powrocie cieszę się, gdy widzę błysk zrozumienia w oku męża i wiem, że ta skrócona wersja „wakacji” nieźle dała mu w kość. 
Magda nie eksperymentowała, nie prosiła o pomoc. Gdy po kolejnej awanturze śmiertelnie się obrażała karała samą siebie, mąż pozostawał niewzruszony. Nie umieli ze sobą rozmawiać. Inna sprawa, że prawie zawsze przypisywała Marcinowi złą wolę. Małżeństwa nie dało się niestety uratować. Warto się czasem zastanowić czy porozrzucane, wszędobylskie skarpety to rzeczywiście sprawa, którą należy postawić na ostrzu noża? Odpowiedź brzmi absolutnie nie.  
Smutnych, gorzkich, skłaniających do refleksji momentów jest w „Furii Mać!” bardzo wiele. Oprócz fantastycznie nakreślonych wątków damsko- męskich czytelnik znajdzie tu aktualne, wysoce niepokojące tło polityczne, konflikt międzypokoleniowy między Magdą a jej matką, anegdoty dotyczące kobiecej przyjaźni (wreszcie pojawia się maksyma, o której pisałam podczas omawiania „Kobiety dość doskonałej”, otóż prawdziwym wrogiem kobiety jest druga kobieta) oraz trudne relacje bohaterki i jej brata. 
„Furia Mać!” to książka – petarda, bezkompromisowa, szczera, napisana z pasją, ciężko się od niej oderwać. Lekturze towarzyszą i uśmiech, i łzy, a przede wszystkim zdrowa furia i potrzeba zmiany. Dziewczyny czytajcie i do boju! Naprawianie świata musimy zacząć od siebie, przecież tylko od nas samych zależy czy będziemy chodziły wiecznie wkurzone. POLECAM!!! 

Za egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

foto: archiwum własne; Sylwia Kubryńska i ja :)




poniedziałek, 23 maja 2016

Warszawskie Targi Książki 2016

foto: archiwum własne

Wczoraj, na Stadionie Narodowym w Warszawie, zakończyło się święto, które łączy księgarzy, wydawców, pisarzy, blogerów, dziennikarzy, czytelników, słowem wszelkich miłośników literatury. Warszawskie Targi Książki trwały cztery dni, od 19 do 22 maja. Gościem honorowym tegorocznej, siódmej już edycji, były Węgry. Gościem specjalnym zaś miasto Barcelona i literatura katalońska. 

Już po raz drugi udałam się na Targi oficjalnie jako bloger (dwa lata temu korzystałam z zaproszenia). Pojawiłam się na Stadionie w sobotę około 12.00 i praktycznie od razu mogłam wyruszyć na łowy. Nie było w tym roku specjalnej rejestracji, blogerzy dostawali wcześniej bilety za pośrednictwem poczty elektronicznej, co uważam za ogromne udogodnienie. Kolejna pozytywna zmiana, którą zauważyłam od razu to fakt, że w zasadzie na wszystkich odwiedzanych przeze mnie stoiskach można było płacić kartą. 

foto: archiwum własne, Buk nocą w drodze na targi.


Ja starałam się unikać tłumów, chociaż podczas tradycyjnego Dnia Reportażu jest to praktycznie niewykonalne, przechadzałam się nieśpiesznie pomiędzy stoiskami. Odwiedziłam między innymi Wydawnictwo IV Strona, Wydawnictwo Sonia Draga, Wydawnictwo Znak, Wydawnictwo Czarne, Wydawnictwo Muza, stoisko Grupy Wydawniczej Foksal. Posłuchałam Jaume Cabré, gdy wraz z tłumaczką Anną Sawicką przedstawiali najnowszą powieść autora - “Cień eunucha”, byłam na spotkaniach z Taharem Ben Jellounem (prowadził je Wojciech Tochman) oraz Boualemem Sansalem, rozmawiałam krótko z Sylwią Kubryńską o jej najnowszej książce “Furia mać”, którą właśnie pochłaniam. Widziałam też wielu autorów, do których zwyczajnie nie miałam śmiałości podejść. 
foto: archiwum własne

foto: archiwum własne


Oczywiście miałam listę książek do kupienia, na której figurowały jedynie dwie pozycje, a wróciłam do domu z czternastoma (rabaty były naprawdę spore, ceny atrakcyjne, kupiłabym więcej, gdyby nie obawa, że mąż mnie na progu zawróci i wygoni z domu). 
foto: archiwum własne; Buk nocą ze swoimi zdobyczami.


Sobota, jak już wspominałam, jest rokrocznie na targach Dniem Reportażu, w sali LONDYN A odbywały się spotkania autorskie z tegorocznymi finalistami Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz rozmowy z nominowanymi tłumaczami. 

Podczas targów ogłoszone zostały nominacje do Nagrody Literackiej Gdynia, Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej dla Autorki “Gryfia” oraz do Nagrody Literackiej NIKE.

***
Dzięki wspaniałemu, piątkowemu spotkaniu, zorganizowanemu przez Natalię z Kroniki Kota Nakręcacza miałam wreszcie okazję poznać blogerów książkowych, których teksty znam i bardzo cenię. Monikę z God save the book, Paulinę z Miasta książek, Dianę z Bardziej lubię książki niż ludzi, Anię z Myśli i słowa wiatrem niesione, Janka z Tramwaj nr 4, Piotra z Zacofany.w.lekturze wraz z małżonką, Kasię z Mojej Pasieki, Ulę z Pełen zlew - książki, koty i bałagan, Agnieszkę z Książkowo- życiowa pasja bibliofila.

foto: archiwum własne, brazylijskie słodkie całusy.