środa, 23 listopada 2016

„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” Romain Puértolas

„Dowiedziała się, że w życiu wystarczy otoczyć się odpowiednimi osobami, żeby spełnić swoje marzenia. Że nic nie jest niemożliwe, jeśli czegoś pragnie się ponad wszystko i jeżeli los postawi na naszej drodze właściwą osobę.” 
„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” 
Romain Puértolas 


foto: Wydawnictwo Sonia Draga


„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” to druga powieść francuskiego autora, Romaina Puértolasa. Pisarz ten jest postacią nietuzinkową, w swoim życiu parał się wieloma ciekawymi zajęciami – był didżejem, kompozytorem, autorem tekstów i wykonawcą piosenek, nauczycielem języków obcych, magikiem, tłumaczem. Sławę i rozgłos przyniosła mu debiutancka książka – „Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie Ikea”. 

Romain Puértolas, poza upodobaniem do długich i dziwacznych tytułów, ma niewątpliwy talent do konstruowania frapujących, a często wręcz absurdalnych fabuł. W omawianej powieści listonoszka, Providence Dupois, pragnie dostać się do szpitala w Maroku, gdzie przebywa jej chora na mukowiscydozę, adoptowana córka – Zahera. Pech chciał, że tego samego dnia, w którym ma odbyć się lot kobiety ze snu budzi się, wyrzucając pył i kłęby dymu w powietrze, islandzki wulkan uniemożliwiając tym samym komunikację lotniczą w Europie. Dla Providence, kochającej córeczkę ponad życie, nie stanowi to jednak większej przeszkody. Po krótkim szkoleniu w klasztorze tybetańskich mnichów w Wersalu kobieta po prostu unosi się w powietrze i pędzi na ratunek Zaherze. Jakie trudności czekają ją po drodze? Jak potoczy się lot bohaterki, czy wyląduje szczęśliwie i dotrze na czas z lekarstwem do córki? Tego oczywiście nie zdradzę, czytelnik musi sam zaleźć odpowiedź na powyższe pytania. 

„O dziewczynce, która połknęła chmurę…” to opowieść o niezwykłej miłości, sile przyjaźni, poświęceniu, o wierze w niemożliwe, napisana ku pokrzepieniu serc. Autor w ciekawy sposób opisuje zmagania małej pacjentki ze straszną chorobą. Pomimo podejmowania trudnego tematu Romain Puértolas stara się przedstawić losy Zahery okraszając je licznymi żartami, odrobiną magii, niezwykłymi zdarzeniami, takimi jak lot Providence, jej spotkania z głowami zachodnich państw i Prezydentem USA, lądowanie na pustyni, czy prośba skierowana do znajomego kontrolera lotów o umożliwienie startu w przestworza. 

Myli się ten, kto sądzi, że druga powieść francuskiego pisarza jest równie głupiutka i naiwna, jak jego debiut. Wyjaśnienie wszystkich perypetii Providence jest prozaiczne, ale oczywiście nie mogę go zdradzić, ponownie odsyłam zainteresowanych czytelników do książki. Tutaj nie chodzi wyłącznie o rozrywkę, zasygnalizowana jest walka z bardzo ciężką chorobą. Autor pokazuje też, że często trzeba wiele poświęcić, żeby uratować ukochaną osobę, wyrwać ją ze szponów śmierci. W dobie mrocznych historii o ludzkiej znieczulicy, ksenofobii, nienawiści „O dziewczynce, która połknęła chmurę…” jest promyczkiem nadziei, przywraca wiarę w ludzką dobroć i bezinteresowność. 

Romain Puértolas, jako motto swojej opowieści przytoczył słowa Borisa Viana, pochodzące ze znakomitej książki „Piana dni”: „Historia ta jest całkowicie prawdziwa, bo sam ją wymyśliłem od początku do końca.” Jest to wskazówka jak należy traktować perypetie Providence. W powieści czytelnik odnajdzie wiele popkulturowych odwołań, chociażby do piosenek U2, serialu „Columbo”, filmu „Indiana Jones” czy „Piraci z Karaibów”. Wspomnienie francuskiego ogrodnika André Le Nôtre’a spowodowało zaś, że zakochałam się w tej książce bez pamięci (kto śledzi moje pisarskie zmagania i czytał toporne opowiadania mojego autorstwa wie, o co chodzi). Polecam, naturalnie bardzo subiektywnie. 

„O dziewczynce, która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla” Romain Puértolas 
tłumaczenie: Agnieszka Rasińska- Bóbr 
tytuł oryginału: La Petite fille qui avait avalé un nuage grand comme la Tour Eiffel.
data wydania: 9 listopada 2016 
ISBN: 9788379998098 
liczba stron: 227

wtorek, 22 listopada 2016

„Kobiety w mafii” Milka Kahn, Anne Véron

„Od początków cywilizacji zakazane ciało - płciowość kobiet – stanowi pożywkę dla męskich lęków, choć równocześnie zapewnia rozkosz i potomstwo; budzi pożądanie, ale i nienawiść. Potępiane, odrzucane i znieważane, składane w ofierze i okaleczane, często również poniżane, do dziś bywa traktowane jak coś, czego kobieta powinna się wstydzić.” 
„Zakazane ciało. Historia męskiej obsesji” Diane Ducret 


foto: MUZA SA



„Kobiety w mafii” to reportaż próbujący odpowiedzieć na pytanie jaką rolę pełnią kobiety w organizacjach przestępczych. Dziś słowo mafia kojarzy się przede wszystkim ze światem wielkich pieniędzy, nielegalnych interesów, przemocą, z grupami przestępczymi a nabrało tego pejoratywnego znaczenia dopiero w XIX wieku. W dialekcie sycylijskim wyraz mafia oznaczał niegdyś ładną dziewczynę, odznaczającą się wdziękiem, urokiem osobistym, ognistym temperamentem i swobodą. 

Milka Kahn i Anne Véron w swojej książce analizują sytuację kobiet w trzech organizacjach mafijnych: cosa nostrze na Sycylii, ‘ndranghecie w Kalabrii i kamorze w Kampanii. Reportaż podzielony jest na trzy części, w każdej z nich autorki opisują portrety wybranych kobiet, a poprzedza je każdorazowo krótka charakterystyka organizacji, do której należy bohaterka danego rozdziału. 

Jeszcze do niedawna o roli kobiet w organizacjach przestępczych nie było wiadomo zbyt wiele. Prokuratorzy nie stawiali ich w stan oskarżenia, policjanci nie przesłuchiwali. Stróże prawa widzieli kobiety wyłącznie jako ofiary, a nie siłę napędową brutalnych zbrodni. Jeśli nawet zdarzały się aresztowania, sędziowie bagatelizowali udział kobiet w przestępstwach. Dla przykładu, w 1983 roku pewien włoski sędzia stwierdził, że płeć piękna nie może być zaangażowana w proceder prania brudnych pieniędzy, gdyż wymaga to sprytu i inteligencji. Kobiety zaś są, jak wiadomo, słabe, niezaradne, niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji. Tymczasem Panie, ukryte za stereotypami podejmowały się, często z sukcesami, wielu niebezpiecznych zadań. Nie tylko stały na straży tajemnic klanu, ukrywały jego członków, ale z czasem zaczęły także sięgać po władzę, walczyć o przywództwo. 

Kobiety stosunkowo najlepiej radzą sobie w kamorze, najstarszej z włoskich mafii. Prawdopodobnie, dlatego że ta organizacja w przeciwieństwie do cosa nostry ma strukturę poziomą, czyli nie ma ani szefa stojącego na jej czele, ani żadnego organu, który stałby na straży mafijnego kodeksu (tak jest w ‘ndranghecie). Ten brak hierarchii, ograniczony zasięg działania kamorry (region Kampanii) ułatwia kobietom odnalezienie się w strukturach organizacji. Inne jest także podejście do życia rodzinnego. W cosa nostrze i ‘ndranghecie więzy rodzinne są rzeczą świętą, podobnie jak małżeństwo, a zdrada karana jest śmiercią. Kobiety, z drobnymi wyjątkami, są tu uległe, prostolinijne, skromne, przestrzegają omerty. W kamorze, zarówno mężczyźni, jak i kobiety miewają kochanków i specjalnie się z tym nie kryją. Panie są nowoczesne, zawsze starannie uczesane i umalowane, seksowne i dobrze ubrane. Z tej części książki pochodzą również najciekawsze biografie – Pupetty Maresca, Erminii Giuliano, Marii Licciardi oraz Giuseppiny Nappa i Anny Carrino. 

Milka Kahn i Anne Véron nie ograniczają się tylko do opisania sylwetek kobiet, ich współpracy z wymiarem sprawiedliwości lub działalności przestępczej, a także rodzinnych koligacji w obrębie mafijnych klanów. W książce pojawiają się także słynni bossowie, tacy jak Gaspare Mutolo, Toto Riina, Tommaso Buscetta czy Stefano Bontate. Autorki wspominają również postać niezłomnego sędziego Giovanniego Falcone. Obszerną część reportażu stanowią cytaty z artykułów prasowych, rozmów autorek z bohaterkami i przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości, wywiadów telewizyjnych przeprowadzonych z członkami organizacji przestępczych. 

Książkę „Kobiety w mafii” czyta się dosyć szybko, czemu sprzyja jej uporządkowany układ. Autorki udowodniły, że pomimo mocno zakorzenionych stereotypów dotyczących kobiet, pełnią one znaczące role w organizacjach przestępczych. Nie tylko stoją na straży i przekazują mafijne wartości, ale też podejmują się kierowania klanami, zlecają morderstwa, biorą aktywny udział w dystrybuowaniu narkotyków czy praniu brudnych pieniędzy. Często też decydują się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości. 

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu MUZA SA. 

„Kobiety w mafii” Milka Kahn, Anne Véron 
tłumaczenie: Joanna Kuhn 
data wydania: 12 października 2016 
ISBN: 9788328703384 
liczba stron: 253

poniedziałek, 21 listopada 2016

„Zaraza” Jerzy Ambroziewicz

"Zgony wystąpiły tylko u osób nieszczepionych lub szczepionych dawniej niż 10 lat przed zachorowaniem. U osób szczepionych z wynikiem dodatnim od 12 do 18 miesięcy przed zachorowaniem przebieg choroby był łagodny, a zmiany chorobowe nie były typowe." 
"Przegląd Epidemiologiczny", rok XVIII, 1964 
Fragment artykułu Bogumiła Arendzikowskiego, Wandy Kocielskiej i Heleny Przestalskiej dotyczący epidemii ospy prawdziwej we Wrocławiu, w 1963 roku, zamieszczony w książce „Zaraza”, w wydaniu drugim. 


foto: Dowody na Istnienie



„Zaraza” Jerzego Ambroziewicza to fabularyzowany reportaż opowiadający o epidemii ospy prawdziwej, która miała miejsce we Wrocławiu, latem 1963 roku. Książkę po raz pierwszy wydano w 1965 roku, a po raz drugi pojawiła się w księgarniach w 2016, za sprawą wydawnictwa Dowody na Istnienie, w ramach serii Faktyczny Dom Kultury. 

Jest to zaskakująca reporterska opowieść, gdyż czytelnik nie otrzymuje jedynie suchych faktów na temat tytułowej zarazy. Książka ta bardziej przypomina bowiem wciągający thriller medyczny, w stylu „Epidemii” Cooka niż klasyczną pozycję z zakresu literatury faktu. Napięcie towarzyszy lekturze niemalże od samego początku, już w pierwszych minutach umiera pielęgniarka szpitala Rydygiera, Lonia. Lekarze nie mogąc odnaleźć rzeczywistej przyczyny śmierci dziewczyny kwalifikują ją jako wyjątkowo złośliwą białaczkę o ostrym i gwałtownym przebiegu. Tymczasem Lonia jest pierwszą ofiarą ospy prawdziwej, choroby, o której mieszkańcy Europy zdążyli już całkiem zapomnieć… 

W międzyczasie, w kolejnym wrocławskim szpitalu, na ulicy Piwnej pogarsza się stan zdrowia, cierpiącego na ospę wietrzną doktora Stefana Zawady. Błędna diagnoza jest w tym przypadku spowodowana obserwacją leżącego obok lekarza, na sąsiednim łóżku, chłopca, który posiada te same objawy chorobowe. Dopiero wezwany na konsultację epidemiolog- Bogumił Arendzikowski prawidłowo rozpoznaje to, z czym będą musieli zmierzyć się lekarze, wirusa ospy prawdziwej. Niestety nikt początkowo nie daje wiary jego twierdzeniom, cenny czas jest mitrężony na kłótnie podczas konsylium. Doktorowi zarzuca się młody wiek, brak doświadczenia, starsi koledzy bagatelizują jego podejrzenia. 

Bogumił Arendzikowski nie poddaje się łatwo. Epidemiolog postanawia na własną rękę przeprowadzić śledztwo i uchwycić pierwsze ogniwo łańcucha epidemiologicznego. Muszę przyznać, że obserwowałam zmagania młodego lekarza z wypiekami na twarzy i mocno mu kibicowałam. Do dwóch uprzednio wymienionych szpitali dochodzi jeszcze placówka na Olbińskiej. To tam, jako salowa pracuje mama Loni, zmarłej pielęgniarki. Wszystkie trzy szpitale zostają zamknięte, a pacjenci i personel poddani kwarantannie. Ponadto tworzy się naprędce izolatoria (w Praczach) i szpital dla osób chorych (w miejscowości Szczodre). Dzięki pomocy milicji, wydziału Zdrowia, ministerstwa wszystkie działania przebiegają zaskakująco sprawnie, pacjenci, podejrzewani o kontakt z wirusem na ogół bez zbędnych ceregieli poddają się izolacji (niewątpliwie ma na to wpływ obecność stróżów prawa). Rozpoczyna się również szeroko zakrojona akcja szczepień ochronnych.

W zasadzie tylko szczepieniom Wrocławianie zawdzięczają to, że ofiar śmiertelnych było tak niewiele, jedynie siedem. Epidemia nie zdążyła się rozprzestrzenić także dlatego, że służby sanitarne, mimo początkowych błędów, stanęły na wysokości zadania. Mam przekonanie, graniczące z pewnością, że dziś sytuacja nie byłaby tak różowa. Kolosalne znaczenie mają w tym przypadku czasy, w których doszło do zarazy. 1963 rok – nie ma Internetu, niełatwo nawiązać połączenie telefoniczne, ówczesny ustrój gwarantuje wykonywanie poleceń, zarówno przez lekarzy, jak i obywateli. Dziś z kolei mamy bardzo szeroki dostęp do informacji, niektórzy każdą wyczytaną w Internecie wiadomość traktują jak prawdę objawioną, panoszą się ruchy antyszczepionkowe, pacjenci kwestionują wiedzę medyczną farmaceutów i lekarzy, często wykazują się postawą roszczeniową. Wyobrażacie sobie próby opanowania epidemii dzisiaj? 

W tekście Jerzego Ambroziewicza, z oczywistych względów, czytelnik nie znajdzie rozwiązania zagadki i odpowiedzi na pytanie „Jak to się stało, że akurat we Wrocławiu wybuchła epidemia ospy?”. Pacjentem zero był oficer Służby Bezpieczeństwa. Wrócił on ze służbowej podróży do Indii, gdzie miał kontakt z wirusem. Trafił do szpitala, w którym pracowała jako salowa mama Loni, młodej pielęgniarki, pierwszej ofiary ospy. 

Reportaż „Zaraza” Jerzego Ambroziewicza to fascynująca podróż w czasie. Znakomity, wciągający, trzymający w napięciu tekst o niezastąpionej roli lekarzy, znaczeniu szczepień ochronnych i funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej w sytuacji kryzysowej. Warto go znać, gdyż nie wiadomo, z czym przyjdzie nam się zmierzyć w przyszłości. Variola vera obecnie nie stanowi zagrożenia, ale nie możemy mieć pewności, kiedy i gdzie zaatakuje inny, równie niebezpieczny wirus. Książka opatrzona jest posłowiem autorstwa Szymona Słomczyńskiego, zawiera również aneks, w którym czytelnik znajdzie liczne artykuły dotyczące epidemii ospy prawdziwej zaczerpnięte z „Przeglądu Epidemiologicznego”. 

„Zaraza” Jerzy Ambroziewicz 
data wydania: 30 marca 2016 
ISBN: 9788394311841 
liczba stron: 256

piątek, 11 listopada 2016

„Trzydzieści srebrników” Sándor Márai

„Zdrajca jest zawsze przymilny. Ma nadzieję, że dzięki temu stłumi tę dręczącą, piekącą świadomość, że jest człowiekiem o mniejszej wartości. Czasem pochodzi z Kariotu, czasem skądinąd. Jak przed dwoma tysiącami lat. Jak dzisiaj. Jak jutro, o ile będzie jeszcze jakieś jutro.” 
Sándor Márai 
foto: Zeszyty Literackie

Filozoficzny esej zatytułowany „Trzydzieści srebrników” to dzieło wyjątkowe. Wybitny węgierski prozaik, Sándor Márai, poświęcił mu przeszło czterdzieści lat swojego życia. Ukazało się w 1983 roku, a polskich czytelników zachwyca, za sprawą znakomitego tłumaczenia Ireny Makarewicz, od 2016 roku. 

W „Trzydziestu srebrnikach” Sándor Márai sięga do korzeni chrześcijaństwa. Opowiada o początkach nauczania Jezusa, o jego niebywałej biegłości w mowie, umiejętności zjednywania sobie tłumów. Autor przedstawia także sylwetki dwunastu apostołów, którzy porzucili swe domy i rodziny, by podążać za Nauczycielem. Jezus ukazany jest niemalże jak zwyczajny człowiek- pracuje, ma rodzeństwo – braci i siostry, co roku udaje się na Paschę do Jerozolimy. To, co odróżnia go jednak od innych śmiertelników to fakt posiadania wyjątkowego daru, którym usiłuje „zarazić” przychylnych mu słuchaczy – daru miłosierdzia. Nikomu nie odmawia pomocy, uzdrawia, wspiera dobrym słowem, naucza, kocha wszystkich. Podobnie ludzki w eseju Sándora Márai jest Judasz. 

Iskariota przez dwa tysiąclecia postrzegany był jako zakała ludzkości. Jego imię jest synonimem zdrady. Judasz to zło w czystej postaci. To największy z grzeszników, wszak nieprzypadkowo Dante umieścił go w najgłębszym, a zarazem ostatnim, dziewiątym kręgu piekła, a jego ciało pożera sam Szatan. Nie ma najmniejszych wątpliwości odnośnie do jego zdrady. Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego to uczynił? Odpowiedzi na nie poszukuje Márai w „Trzydziestu srebrnikach”. 

Motywy Judasza, zgodnie z powszechnymi wyobrażeniami i tym, co zapisano w Piśmie Świętym to chciwość, ewentualnie wpływ Szatana, który zawładnął Iskariotą i popchnął go do tego niegodnego czynu. Sándor Márai zdaje się patrzeć na tę postać zupełnie inaczej, niemal przychylnie. Judasz jest jedynym wykształconym człowiekiem w kręgu apostołów otaczających Jezusa, również jako jedyny nie pochodzi z Galilei, tylko z Kariotu. Nie jest rybakiem, ani rolnikiem, tylko kupcem, w dodatku pochodzącym z zamożnej rodziny. Doskonale zdaje sobie sprawę z wartości pieniądza i wie, że trzydzieści srebrników to cena zdecydowanie zbyt niska za wydanie towarzysza. Motyw chciwości spokojnie można odrzucić. Być może Judaszem kierowała zazdrość, może rzeczywiście do ucha szeptał mu Szatan i zawładnął jego duszą, a może po prostu taka była jego rola? Bez jego zdrady, której Jezus niewątpliwie miał świadomość, nie dokonałoby się późniejsze Zmartwychwstanie. 

Prawdziwym majstersztykiem, a zarazem kulminacyjnym punktem „Trzydziestu srebrników” jest wyimaginowany przez autora dialog Judasza z Mateuszem, późniejszym Ewangelistą. Oparty jest on na wątpliwościach Judasza. Iskariota, rozmawiając z celnikiem, przedstawia swoje poglądy, obawy, lęki, niekwestionowany zachwyt postacią Nauczyciela, ale też podaje w wątpliwość to, czy Jezus rzeczywiście jest Mesjaszem. 

W powieści Sándora Márai zachwyca absolutnie wszystko, erudycja autora i jego wyobraźnia, sposób konstruowania zdań, piękno języka. Ogromne wrażenie wywarł na mnie również kontrast między ukazaniem postaci Judasza przez Giotta di Bondone, którego reprodukcja fresku z kaplicy Scrovegnich w Padwie zdobi okładkę a wizją (prawdopodobną!) autora. Otóż u malarza przedstawiona scena wiernie oddaje zapis nowotestamentowy pojmania Jezusa. Zwróćcie uwagę na centralne postacie. Chrystus ma piękną, niezwykle przystojną twarz, Judasz natomiast wyglądem przypomina pospolitego przestępcę, jest odrażająco brzydki, rysy upodabniają go bardziej do zwierzęcia aniżeli człowieka. Zresztą często jest w ten sposób przedstawiany w malarstwie, dodatkowo miewa jeszcze rudą czuprynę i jest leworęczny. Ta wizja nie pozostawia wątpliwości, że główną motywacją Judasza były tytułowe srebrniki. Natomiast u Sándora Márai Judasz jest erudytą, człowiekiem wątpiącym, uczonym w piśmie, pochodzącym z zamożnego rodu, a przyczyn jego zdrady absolutnie nie należy upatrywać w chęci wzbogacenia się. Problem jest bardzo złożony. Podoba mi się taki Judasz, nie prostacki, ale myślący, dociekający, wypełniający z bólem swe przeznaczenie. Bo to, co się stało, stać się musiało. 

Esej Sándora Márai jest prawdziwie uniwersalny, ponadczasowy, wieczny. Tak, jak co roku dokonuje się ofiara Jezusa, poprzez śmierć na krzyżu i Zmartwychwstanie, tak, co roku Judasz wypełnia swe przeznaczenie zdradzając Chrystusa, a jego prawdziwe motywy, pomimo upływu tysiącleci, pozostają nadal nieznane. Absolutnie polecam tę znakomitą lekturę.

foto: "Pojmanie Chrystusa" Giotto di Bondone ok.1305 rok, źródło: Wikipedia


"Trzydzieści srebrników" Sándor Márai
tłumaczenie: Irena Makarewicz
wydawnictwo: Zeszyty Literackie
data wydania: 17 maja 2016
ISBN: 9788364648373
liczba stron: 184

środa, 9 listopada 2016

„Punkty zapalne” Jerzy Borowczyk, Michał Larek

„Historia nie powtarza się w identycznych warunkach, ale się powtarza.” 
Pietro Nenni 

foto: Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o.


Dzisiejszy dzień niewątpliwie przejdzie do historii jako ten, w którym światowa demokracja otrzymała kolejny miażdżący cios. 45 Prezydentem Stanów Zjednoczonych został, słynący z kontrowersyjnych, nie do końca przemyślanych wypowiedzi Donald Trump. To, zgodnie z określeniem Andrzeja Jonasa „człowiek estrady”, który „nie ma poglądów, a jedynie irytujący sposób zachowania.” Narcyz napawający się swoim własnym głosem. Dużo mówi się o jego stosunku do kobiet, emigrantów, o jego przyjaźni z Prezydentem Rosji. Ten wybór oznacza wielkie zmiany nie tylko dla mieszkańców Ameryki, ale też dalszą destabilizację w Europie (czekam teraz na wygraną Marine le Pen), będzie miał on wpływ na struktury NATO. 

Warto zatem poświęcić uwagę niezwykle ciekawej książce, zatytułowanej „Punkty zapalne”. Autorzy przeprowadzili dwanaście interesujących rozmów z reporterami, fotoreporterami, analitykami, dyplomatami, politykami. W gronie rozmówców obu Panów znalazł się nawet szpieg. Michał Larek i Jerzy Borowczyk o ważkie światowe punkty zapalne zapytali m.in. Wojciecha Tochmana, Patrycję Sasnal, Ludwika Dorna, Wojciecha Jagielskiego, Pawła Smoleńskiego, Andrzeja Jonasa, Vincenta Severskiego oraz niedawno zmarłego Krzysztofa Millera. 

Nie można nie zgodzić się z autorami. Rzeczywiście coś złego dzieje się ze światem. Europa, a teraz również USA drastycznie skręca na prawo. Straszak w postaci imigrantów, uchodźców działa na wyobraźnię mas wywołując niepokój zarówno u rodzimych wyborców (tak było przed wyborami w naszym kraju), jak i za oceanem. Dochodzą do głosu postawy ksenofobiczne, przestają oburzać rasistowskie zachowania i wypowiedzi, a kolor skóry, wiara, preferencje seksualne i poglądy polityczne zdają się tworzyć mury nie do przebicia między ludźmi. Czy grozi nam kolejna wojna światowa? 

Cykl rozmów przeprowadzonych przez Jerzego Borowczyka i Michała Larka sprowokowała ciekawość. Zaczęli zaznaczać niepokojące punkty na światowej mapie, a później postanowili zapytać, co sądzą o nich poszczególni rozmówcy. Wachlarz poruszanych tematów jest niezwykle szeroki, od komentarzy na temat wyborów w Polsce, poprzez sytuację na Bliskim Wschodzie, lata 90. w RPA, wojnę na Bałkanach, ludobójstwo w Rwandzie, genezę i działania Państwa Islamskiego, codzienną pracę oficerów wywiadu, wybory w Stanach Zjednoczonych, aż po wartość doniesień medialnych na temat wojen i ogólnie mówiąc rozczarowanie dziennikarstwem, tzw. tabloidyzacją mediów. 

Każda z opowieści przedstawionych w „Punktach zapalnych” poprzedzona jest krótkim wstępem dotyczącym okoliczności spotkania autorów z rozmówcą, przed poszczególnymi rozmowami umieszczona jest także notatka biograficzna, przybliżająca czytelnikowi sylwetkę rozmówcy. 

Dawno nie czytałam książki, w której pojawia się tak wiele poglądów zbliżonych do moich i której autorzy zdają się podzielać moje obawy. Wszystkie rozmowy bez wyjątku były dla mnie niezwykle interesujące, choć niektóre napawają lękiem. Wystarczy wspomnieć słowa Aleksandra Smolara „tak wielkie trzęsienia ziemi w porządku geopolitycznym, jakie dziś obserwujemy, nigdy nie odbywały się w historii bez wojen”. I choć mówił już o tym, w „Zderzeniu cywilizacji” Samuel P. Huntington, nam pozostaje tylko wiara, że Panowie Smolar i Huntington się mylą. Bardzo polecam lekturę „Punktów zapalnych”. I nie tylko dlatego, że redaktorem prowadzącym książki była Monika Długa (God save the book), a autorzy wykonali wspaniałą pracę przeprowadzając szereg rozmów z nietuzinkowymi postaciami polskiej sceny kulturalnej i politycznej, ale dlatego, że opłaca się wiedzieć więcej, stale poszerzać horyzonty.

"Punkty zapalne" to jeden z tytułów, który inicjuje serię reporterską Wydawnictwa Poznańskiego. Inne książki, które ukazały się w tym roku w ramach wspomnianej serii to wyróżnione przez Amnesty International „Morderstwo w Himalajach” autorstwa Jonathana Greena i „Polowanie na Escobara” Marka Bowdena, nagradzanego dziennikarza i autora słynnego „Helikoptera w ogniu”. 

"Punkty zapalne. Dwanaście rozmów o Polsce i świecie" Jerzy Borowczyk, Michał Larek
data wydania: 15 czerwca 2016
ISBN: 9788379764532
liczba stron: 314