poniedziałek, 21 listopada 2016

„Zaraza” Jerzy Ambroziewicz

"Zgony wystąpiły tylko u osób nieszczepionych lub szczepionych dawniej niż 10 lat przed zachorowaniem. U osób szczepionych z wynikiem dodatnim od 12 do 18 miesięcy przed zachorowaniem przebieg choroby był łagodny, a zmiany chorobowe nie były typowe." 
"Przegląd Epidemiologiczny", rok XVIII, 1964 
Fragment artykułu Bogumiła Arendzikowskiego, Wandy Kocielskiej i Heleny Przestalskiej dotyczący epidemii ospy prawdziwej we Wrocławiu, w 1963 roku, zamieszczony w książce „Zaraza”, w wydaniu drugim. 


foto: Dowody na Istnienie



„Zaraza” Jerzego Ambroziewicza to fabularyzowany reportaż opowiadający o epidemii ospy prawdziwej, która miała miejsce we Wrocławiu, latem 1963 roku. Książkę po raz pierwszy wydano w 1965 roku, a po raz drugi pojawiła się w księgarniach w 2016, za sprawą wydawnictwa Dowody na Istnienie, w ramach serii Faktyczny Dom Kultury. 

Jest to zaskakująca reporterska opowieść, gdyż czytelnik nie otrzymuje jedynie suchych faktów na temat tytułowej zarazy. Książka ta bardziej przypomina bowiem wciągający thriller medyczny, w stylu „Epidemii” Cooka niż klasyczną pozycję z zakresu literatury faktu. Napięcie towarzyszy lekturze niemalże od samego początku, już w pierwszych minutach umiera pielęgniarka szpitala Rydygiera, Lonia. Lekarze nie mogąc odnaleźć rzeczywistej przyczyny śmierci dziewczyny kwalifikują ją jako wyjątkowo złośliwą białaczkę o ostrym i gwałtownym przebiegu. Tymczasem Lonia jest pierwszą ofiarą ospy prawdziwej, choroby, o której mieszkańcy Europy zdążyli już całkiem zapomnieć… 

W międzyczasie, w kolejnym wrocławskim szpitalu, na ulicy Piwnej pogarsza się stan zdrowia, cierpiącego na ospę wietrzną doktora Stefana Zawady. Błędna diagnoza jest w tym przypadku spowodowana obserwacją leżącego obok lekarza, na sąsiednim łóżku, chłopca, który posiada te same objawy chorobowe. Dopiero wezwany na konsultację epidemiolog- Bogumił Arendzikowski prawidłowo rozpoznaje to, z czym będą musieli zmierzyć się lekarze, wirusa ospy prawdziwej. Niestety nikt początkowo nie daje wiary jego twierdzeniom, cenny czas jest mitrężony na kłótnie podczas konsylium. Doktorowi zarzuca się młody wiek, brak doświadczenia, starsi koledzy bagatelizują jego podejrzenia. 

Bogumił Arendzikowski nie poddaje się łatwo. Epidemiolog postanawia na własną rękę przeprowadzić śledztwo i uchwycić pierwsze ogniwo łańcucha epidemiologicznego. Muszę przyznać, że obserwowałam zmagania młodego lekarza z wypiekami na twarzy i mocno mu kibicowałam. Do dwóch uprzednio wymienionych szpitali dochodzi jeszcze placówka na Olbińskiej. To tam, jako salowa pracuje mama Loni, zmarłej pielęgniarki. Wszystkie trzy szpitale zostają zamknięte, a pacjenci i personel poddani kwarantannie. Ponadto tworzy się naprędce izolatoria (w Praczach) i szpital dla osób chorych (w miejscowości Szczodre). Dzięki pomocy milicji, wydziału Zdrowia, ministerstwa wszystkie działania przebiegają zaskakująco sprawnie, pacjenci, podejrzewani o kontakt z wirusem na ogół bez zbędnych ceregieli poddają się izolacji (niewątpliwie ma na to wpływ obecność stróżów prawa). Rozpoczyna się również szeroko zakrojona akcja szczepień ochronnych.

W zasadzie tylko szczepieniom Wrocławianie zawdzięczają to, że ofiar śmiertelnych było tak niewiele, jedynie siedem. Epidemia nie zdążyła się rozprzestrzenić także dlatego, że służby sanitarne, mimo początkowych błędów, stanęły na wysokości zadania. Mam przekonanie, graniczące z pewnością, że dziś sytuacja nie byłaby tak różowa. Kolosalne znaczenie mają w tym przypadku czasy, w których doszło do zarazy. 1963 rok – nie ma Internetu, niełatwo nawiązać połączenie telefoniczne, ówczesny ustrój gwarantuje wykonywanie poleceń, zarówno przez lekarzy, jak i obywateli. Dziś z kolei mamy bardzo szeroki dostęp do informacji, niektórzy każdą wyczytaną w Internecie wiadomość traktują jak prawdę objawioną, panoszą się ruchy antyszczepionkowe, pacjenci kwestionują wiedzę medyczną farmaceutów i lekarzy, często wykazują się postawą roszczeniową. Wyobrażacie sobie próby opanowania epidemii dzisiaj? 

W tekście Jerzego Ambroziewicza, z oczywistych względów, czytelnik nie znajdzie rozwiązania zagadki i odpowiedzi na pytanie „Jak to się stało, że akurat we Wrocławiu wybuchła epidemia ospy?”. Pacjentem zero był oficer Służby Bezpieczeństwa. Wrócił on ze służbowej podróży do Indii, gdzie miał kontakt z wirusem. Trafił do szpitala, w którym pracowała jako salowa mama Loni, młodej pielęgniarki, pierwszej ofiary ospy. 

Reportaż „Zaraza” Jerzego Ambroziewicza to fascynująca podróż w czasie. Znakomity, wciągający, trzymający w napięciu tekst o niezastąpionej roli lekarzy, znaczeniu szczepień ochronnych i funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej w sytuacji kryzysowej. Warto go znać, gdyż nie wiadomo, z czym przyjdzie nam się zmierzyć w przyszłości. Variola vera obecnie nie stanowi zagrożenia, ale nie możemy mieć pewności, kiedy i gdzie zaatakuje inny, równie niebezpieczny wirus. Książka opatrzona jest posłowiem autorstwa Szymona Słomczyńskiego, zawiera również aneks, w którym czytelnik znajdzie liczne artykuły dotyczące epidemii ospy prawdziwej zaczerpnięte z „Przeglądu Epidemiologicznego”. 

„Zaraza” Jerzy Ambroziewicz 
data wydania: 30 marca 2016 
ISBN: 9788394311841 
liczba stron: 256

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz