piątek, 9 stycznia 2015

„Tarantula” Thierry Jonquet

foto: archiwum własne
Znakomita, trzymająca w napięciu powieść, raczej dla ludzi o mocnych nerwach i do jednokrotnego przeczytania. Książka robi wrażenie przy pierwszym czytaniu właśnie ze względu na zaskakującą fabułę. Kiedy już znamy wydarzenia i znika element zaskoczenia powrót do tej lektury nie robi piorunującego wrażenia, przetestowałam to wczoraj. Lekarz, odnoszący sukcesy chirurg plastyczny- Richard Lafargue przetrzymuje w zamkniętym pokoju swojej willi tajemniczą Ewę. Czy to jego słaba psychicznie małżonka, którą odizolował dla jej dobra od reszty społeczeństwa? Czy może ma obsesję zazdrości, gdyż kobieta jest wyjątkowo piękna? A może jest to jeden z jego eksperymentów medycznych? Prawda leży zupełnie gdzie indziej i jest przerażająca. Mamy tu do czynienia z brutalną zbrodnią, której następstwem są wydarzenia opisane w powieści, zło rodzi kolejne zło. Równolegle do historii Ewy i Richarda prowadzony jest wątek Alexa Barny'ego, bandyty, który napadł na bank. Losy tych trojga łączą się, jak i dlaczego- nie mogę powiedzieć. Autor stawia przed czytelnikami szereg pytań, ale chyba najważniejsze dotyczy zemsty. Czy brutalna, perfidna, wyrafinowana zbrodnia stanowi właściwą „zapłatę” za podobny akt? Jak łatwo ofiara może zamienić się miejscami z katem? Czy kiedy chronimy godność ofiary mamy prawo by jednocześnie pozbawić podstawowych praw przestępcę? Nie bez powodu Konfucjusz mawiał: „Zanim wyruszysz na zemstę, wykop dwa groby”. Jeden z nich przeznaczony jest dla mściciela, który musi odrzucić moralność, znane nam wartości, a nawet człowieczeństwo by dokonać vendetty, a po dokonaniu zbrodni przestaje być tym, kim był. Jad tytułowej tarantuli zatruwa serce zarówno kata, jak i ofiary. Na podstawie powieści powstał film „Skóra, w której żyję”. Pedro Almodóvar, którego obrazy uwielbiam, tym razem mnie rozczarował. Pierwszy raz sięgnął po materiał literacki, moim zdaniem był to błąd. Film nie jest wierną książce ekranizacją, reżyser dodał mnóstwo własnych wątków (w tym charakterystyczny obraz matki, który przewija się w prawie każdym jego dziele), zmienił imiona postaci, nagiął fabułę, dodał nowych bohaterów (oprócz matki, między innymi postać prezydenta Instytutu Biotechnologii). Na kanwie powieści powstał nowy obraz, inna wizja, czy lepsza? Niestety nie. Przyznam, że nie rozumiem fenomenu popularności tego filmu. Broni się jedynie gra aktorska Antonio Banderasa i Eleny Anayi, którzy odtwarzają role głównych bohaterów. Lekturę zdecydowanie polecam, film warto obejrzeć z ciekawości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz