foto: archiwum własne |
Kolejny subiektywny i silnie nacechowany emocjonalnie manifest słynnej włoskiej dziennikarki. Przyznam, że tym razem czytało mi się ciężko. Może dlatego, że Oriana Fallaci sama wpada we własną pułapkę. Zarzuca dziennikarzom jednostronność, granie na emocjach, to, że swoimi tekstami, karykaturami "piorą mózgi" czytelników. Autorka postępuje podobnie. Każdą informację, fakt musiałam dla spokoju własnego umysłu sprawdzać i weryfikować. Kiedy już przebrnęłam przez szwajcarski Kodeks Karny i sławny artykuł 261 bis, który wbrew temu, co pisze Fallaci nie służy wyłącznie do ochrony wyznawców Proroka, tylko odnosi się do wszystkich wspólnot wyznaniowych, jedynie nadinterpretowany i wypaczony może bronić islamistów, zrozumiałam, że przebrnąć przez tę lekturę będzie trudno. Kiedy czytałam na przykład o wojnie Jom Kippur znalazłam informację, że o wiele więcej osób zginęło po stronie Syrii i Egiptu, Oriana podaje tylko liczbę zabitych Izraelitów, inne kwestie pomija milczeniem. Na pewno zgadzam się z autorką w kwestii potępiania traktowania kobiet przez islamistów. Pewnie, że na własnym podwórku też możemy zaobserwować przykłady jak to jakiś Iksiński zaraz po mszy, wraca do domu i okłada pięściami żonę, ale nikt mi nie powie, że to ksiądz z ambony nakazał mu ukaranie nieposłusznej małżonki. Natomiast imam Mohammed Kamal Mustafa popełnił nawet vedemecum o sposobach bicia żony. Należy uderzając omijać twarz, bo widać na niej krwiaki, blizny i siniaki, trzeba też mieć na uwadze, aby ciosy wywoływały nie tylko ból fizyczny, ale również psychiczny (!). Kolejna kwestia, którą potępia Fallaci to ubój rytualny i to zarówno halal, jak i szechita. I tu również zgadzam się z autorką, okrucieństwo wobec zwierząt nie mieści mi się w głowie. W manifeście dziennikarka wylicza zbrodnie, zamachy, “honorowe” morderstwa dokonywane przez wyznawców Proroka. Bogactwo treści zawartych w tej lekturze jest tak ogromne, że nie jestem w stanie przytoczyć w tym krótkim tekście wszystkich poruszanych tematów. Tak jak w poprzedniej książce nie podobało mi się natomiast nadmierne genaralizowanie, tu dochodzi jeszcze brak konsekwencji. W pierwszych akapitach autorka potępia Inkwizycję, identyfikuje się ze spalonym na stosie za przekonania Mistrzem Cecco, dalej pisze, że gdyby nie krucjaty, przymusowe konwersje i zbrodnie hiszpańskiej korony Europa nie obroniłaby się przed Islamem. Zresztą w książce krytyce poddawani są nie tylko inkwizytorzy, ale także imamowie, mułłowie, islamscy bojownicy, biskupi, politycy i z prawa, i z lewa, zwykli księża, dyktatorzy, projektanci mody (na przykład Karl Lagerfeld za przeprosiny skierowane do muzułmanów po słynnej aferze z kolekcją domu mody Chanel nazwanej przez dziennikarzy 'Satanic Breasts' dress), dostaje się nawet słynnym aktorom- Denzelowi Washingtonowi za rolę Malcolma X, Antonio Banderasowi za udział w filmie “Trzynasty Wojownik”. Krytyka wszystkich i wszystkiego. Niestety takie podejście powoduje, że niezbyt wnikliwy czytelnik odczytuje cały manifest jako wezwanie do nienawiści na tle religijnym, rasistowski bełkot podstarzałej Włoszki, która miała za dużo czasu na pisanie. Tymczasem autorka pisze, że tam gdzie jest rozum, rozsądek, tam jest i wybór, gdzie jest wybór, jest także wolność. Owocem rozumu i wolności jest zaś dobro. Ta książka wbrew pozorom nie jest skierowana przeciwko konkretnej grupie osób, jest wezwaniem do podejmowania samodzielnych rozważań, do kwestionowania rzeczywistości, samodzielnego wyciągania wniosków, do włączenia myślenia. Myślenie ma bowiem kolosalną przyszłość. Polecam tę książkę zainteresowanym, czyta się ciężko, wiele faktów trzeba weryfikować samemu, ale o to w tym właśnie chodzi, aby wyciągnąć wnioski i czytać między wierszami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz