foto: archiwum własne |
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego amerykańskiego pisarza i kompozytora. O osobie autora usłyszałam za sprawą Mohammeda Mrabeta, Paul Bowles był przyjacielem marokańskiego bajarza, spisywał jego opowieści i wydawał je w języku angielskim. Kiedy tylko przeczytałam “Miłość za kilka włosów” Mrabeta postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o osobie Bowlesa. Powieść “Ponad światem” napisał w 1966 roku. Jest to historia małżeństwa, które wybiera się w wakacyjną podróż po Ameryce Środkowej. Kraju, który opisuje autor książki nie mogłam zidentyfikować. Jako nazwy miejscowości Bowles podaje na przykład skrzyżowania ulic w meksykańskim Puebla albo nieistniejące porty, wioski i miasteczka , a opisywana fauna i flora charakterystyczna jest w zasadzie dla obu Ameryk. Małżeństwo- emerytowany doktor Slade i jego piękna młoda żona- Day spotykają podczas swej eskapady tajemniczego, przystojnego Grove'a Soto, który udziela im gościny. Kim jest mężczyzna? Jaki ma interes w tym, aby przyjmować pod swój dach dwoje nieznajomych, obcych mu ludzi? Tu nic nie jest oczywiste. Powieść od początku trzyma w napięciu i wywołuje irracjonalny niepokój, podświadomie szukałam jakichś znaków, bo wiedziałam, że wydarzy się coś złego. W budowaniu lęku duży udział miała “dźwięczność” tej lektury, ani przez chwilę nie mamy tu ciszy. Tyka zegar, cykają świerszcze, rechoczą żaby, łopoczą skrzydła urubu i nietoperzy, o chodnik i szyby bębni rzęsisty deszcz. Oprócz odgłosów autor opisuje duchotę dżungli, ogromną wilgotność, a przy scenie z pająkami na ranczo miałam ze strachu gęsią skórkę. Nie jest to wyłącznie dreszczowiec, autor wydaje się również tworzyć pewien rodzaj ostrzeżenia. W obcym kraju, kiedy nieznana jest nam kultura i obyczaje tubylców należy stosować zasadę ograniczonego zaufania względem mieszkańców, kwestionować rzeczywistość, zachować czujność. W twórczości Paula Bowlesa widać wyraźne wpływy Edgara Allana Poe, nawet posłowie autorstwa Ange Mlinko wskazuje na związek powieści z opowiadaniem “Serce oskarżycielem”. I rzeczywiście odniesienia da się dostrzec, choć mamy do czynienia z innym zakończeniem. Cieszę się, że Paul Bowles nie zarzucił całkowicie literackiej kariery (na początku był poetą, później kompozytorem, a następnie prozaikiem), gdy usłyszał od Gertrudy Stein, że “jest miernotą i żaden z niego poeta”. Do jego twórczości z pewnością wrócę. Polecam, choć należy się przygotować na senne koszmary po lekturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz