poniedziałek, 29 grudnia 2014

“Pochwała macochy” Mario Vargas Llosa

foto: archiwum własne

Pierwszy raz trzymałam tę książkę w rękach jakieś dziesięć, może dwanaście lat temu, przekartkowałam, odłożyłam na półkę z myślą, lubię Llosę, ale proza erotyczna to nie dla mnie. Jednak gdy otrzymałam ten egzemplarz, piękne wydanie z 2010 roku z ilustracjami, wreszcie zasiadłam do lektury. I tu zaskoczenie, coś co miało być “zbyt rozpasane, perwersyjne i wyuzdane” wcale takie nie jest. W dobie wszechobecnej nagości, która atakuje nas za pośrednictwem telewizyjnego ekranu, różnych od(cieni) szarości, komputera, na bilbordach czy kogoś jeszcze może zaszokować teoretyzowanie na temat aktu płciowego? Poza tym pozostaje też kwestia wieku i doświadczenia. Pewne książki zaczynają do nas przemawiać, kiedy osiągniemy już odpowiedni poziom dojrzałości. Autor opowiada tu historię nietypowego trójkąta- don Rigoberta, jego syna z pierwszego małżeństwa- Fonsita oraz jego obecnej żony- Lukrecji. Do czego naprawdę doszło między macochą a pasierbem, ile jest prawdy a ile imaginacji w wyznaniach młodego Alfonsita? Pewną odpowiedź może nam dać fragment cytatu wstępnego autorstwa Cesara Moro: „Piękno jest cudowną ułomnością formy”. Możemy się tylko domyślać, że skoro pasierb Lukrecji przedstawiony jest jako piękny chłopiec, wyglądem przypominający anioła, coś musi być nie tak z jego wnętrzem, charakterem, być może chodzi o skłonność do konfabulacji albo po prostu o zemstę, chęć ukarania ojca, za to, że ten wszedł w nowy związek. W książce Llosa dokonuje ciekawej interpretacji wybranych, mniej znanych dzieł sztuki, pojawia się między innymi postać dosyć hojnie obdarzonej przez naturę małżonki króla Lidii, Kandaulesa (obraz Jacoba Jordanesa), Diana- bogini łowów zażywająca kąpieli w strumieniu (obraz Françoisa Bouchera) czy Wenus (obraz Tiziano Vecelio). W rozdziale zatytułowanym „Wizerunek człowieczy” pojawia się wzmianka o leku przeciwbólowym, zażywanym przez kobiety w ciąży, który powodował deformacje płodu, autor prawdopodobnie odwołuje się do afery związanej z talidomidem ilustrując swe słowa obrazem Francisa Bacona. Ostatni rozdział powieści przeczy wcześniejszemu rozpasaniu, jest pochwałą skromności i umiarkowania, prostoty, autor opowiada w nim o Zwiastowaniu (obraz Fra Angelico). Llosa kilkakrotnie podkreśla, nawet opisując erotyczne uniesienia bohaterów, że istotą miłości nie są wyłącznie doznania fizyczne, liczy się zespolenie dusz, do którego dążeniem ma być akt seksualny. Przypomniała mi się komedia autorstwa Alfreda de Musseta zatytułowana „Nie igra się z miłością”, a konkretnie akt II, scena V, czytamy tamże: "wszyscy mężczyźni są kłamcy, zmiennicy, fałszywi, paple, obłudnicy, pyszałki lub tchórze, nędzni i zmysłowi; wszystkie kobiety są przewrotne, wyrachowane, próżne, ciekawe i zepsute; świat jest jedną kałużą bez dna, gdzie pełzają najpotworniejsze foki, przewalając się na górach błota; ale jest na świecie jedna rzecz święta i wzniosła, a mianowicie zespolenie tych dwojga istot tak niedoskonałych i ohydnych. Kto kocha, często jest zawiedziony, często obolały i często nieszczęśliwy; ale kocha i, kiedy znajdzie się na krawędzi grobu, obraca się, aby spojrzeć wstecz, i powiada sobie: często cierpiałem, myliłem się niekiedy, ale kochałem. To ja żyłem, a nie jakaś sztuczna istota wylęgła z mojej pychy i nudy." Z cytatem tym spotkałam się po raz pierwszy w znakomitej tragifarsie, “Tektonice uczuć” Erica Emmanuela Schmitta. Jest jedna rzecz, która spowodowała, że prawie odłożyłabym “Pochwałę macochy” na kolejnych kilka lat- szczegółowy opis rytuału defekacji don Rigoberta, naprawdę nie mam pojęcia czemu miało to służyć, moim skromnym zdaniem jest to element zbędny. Przed oczami mam jeszcze jeden obraz, który według mnie idealnie pasowałby do treści tej powieści, a przedstawia zgubną siłę instynktów i aż kipi erotyzmem- “Szał” Władysława Podkowińskiego.
foto: Wikipedia, obraz "Szał" Władysława Podkowińskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz