„Zarówno Irlandczycy, jak i Brytyjczycy piją herbatę tym chętniej, im bardziej czują się skrępowani.”
„Belfast. 99 ścian pokoju” Aleksandra Łojek
foto: archiwum własne |
„Belfast. 99 ścian pokoju” Aleksandry Łojek to opowieść o pięknym, północnoirlandzkim mieście, którego mieszkańcy do dziś zmagają się z historyczną traumą. „Kłopoty” (The Troubles) wprawdzie zakończyły się w 1998 roku, po wprowadzeniu porozumienia wielkopiątkowego, ale uraz, zadra, wzajemne animozje występujące po obu stronach uczestników konfliktu nie dają o nich zapomnieć do dziś.
Konflikt cywilny, który toczył się w latach 1968- 1998 pochłonął ponad trzy tysiące ludzkich istnień. Katoliccy Irlandczycy pragnęli przyłączenia Irlandii Północnej do Republiki Irlandii, protestanccy Brytyjczycy chcieli, aby unia z Wielką Brytanią została zachowana. Choć nie był to konflikt religijny, tylko terytorialny, wyznanie dodatkowo zaostrzało ten spór. O tym wszystkim przez pryzmat ludzkich, często tragicznych historii możemy przeczytać w omawianym reportażu.
Belfast podzielony jest murami i ścianami pokoju, jest to spuścizna po „Kłopotach”. Protestanci i katolicy raczej unikają wzajemnych kontaktów. Nie należy się temu dziwić, na mocy amnestii po porozumieniach wielkopiątkowych do 2000 roku wypuszczono z więzień ponad 400 osób walczących po obu stronach konfliktu. Gdyby nie mury i bariery w postaci okresowo zamykanych bram, a także inne symptomy terytorialnego podziału (np. puby tylko dla katolików albo tylko dla protestantów, podobnie taksówki) mogłoby dojść do sytuacji, w której kat spotyka rodzinę swojej ofiary, a to byłoby co najmniej niezręczne. Brytyjczycy i Irlandczycy żyją więc w tym mieście teoretycznie obok siebie, a jednak wciąż podzieleni, bez wzajemnego zaufania.
Aleksandra Łojek opowiada o byłych członkach IRA, ale nie zapomina także dla pełnego obrazu przedstawić sylwetek członków UDA i UVF. Najbardziej wstrząsające są opisy zbrodni psychopatycznego gangu Rzeźników z Shankill. Bandyci stosowali wyrafinowane tortury, ofiary umierały długo, w męczarniach, jeszcze żywym odcinano głowę, aż do kręgosłupa, dołem wyciągano język. W książce znajdziemy też sporo informacji o sąsiedzkich samosądach dokonywanych przez byłych paramilitarnych. W niektórych dzielnicach policja nie jest mile widziana, a spory rozstrzyga się we własnym zakresie. Ci, którzy wielokrotnie upominani dalej naginają niepisane reguły sąsiedzkiego współżycia, kończą z przestrzelonymi kolanami, czasem również łokciami.
Autorka pięknie pisze o miłości, o nadziei, która tli się w mieszkańcach miasta, porusza także temat depresji, alkoholizmu, samobójstw. Aleksandra Łojek operuje lekkim, klarownym stylem, przez co trudno się oderwać, nawet od tych najmroczniejszych fragmentów reportażu. Jeszcze zanim zaczęłam czytać tę książkę wiedziałam, że będzie interesująca. Przedsmak tego, co mnie czeka mogłam bowiem poczuć za sprawą reportażu Ewy Winnickiej „Angole”. Tam Ola, lat 41, we fragmencie „W mieście Titanica” opowiada o życiu w Belfaście. Właśnie w ten sposób czytelnik może poznać autorkę książki „Belfast. 99 ścian pokoju”. Lekturę obu tych reportaży gorąco polecam.
Konflikt cywilny, który toczył się w latach 1968- 1998 pochłonął ponad trzy tysiące ludzkich istnień. Katoliccy Irlandczycy pragnęli przyłączenia Irlandii Północnej do Republiki Irlandii, protestanccy Brytyjczycy chcieli, aby unia z Wielką Brytanią została zachowana. Choć nie był to konflikt religijny, tylko terytorialny, wyznanie dodatkowo zaostrzało ten spór. O tym wszystkim przez pryzmat ludzkich, często tragicznych historii możemy przeczytać w omawianym reportażu.
Belfast podzielony jest murami i ścianami pokoju, jest to spuścizna po „Kłopotach”. Protestanci i katolicy raczej unikają wzajemnych kontaktów. Nie należy się temu dziwić, na mocy amnestii po porozumieniach wielkopiątkowych do 2000 roku wypuszczono z więzień ponad 400 osób walczących po obu stronach konfliktu. Gdyby nie mury i bariery w postaci okresowo zamykanych bram, a także inne symptomy terytorialnego podziału (np. puby tylko dla katolików albo tylko dla protestantów, podobnie taksówki) mogłoby dojść do sytuacji, w której kat spotyka rodzinę swojej ofiary, a to byłoby co najmniej niezręczne. Brytyjczycy i Irlandczycy żyją więc w tym mieście teoretycznie obok siebie, a jednak wciąż podzieleni, bez wzajemnego zaufania.
Aleksandra Łojek opowiada o byłych członkach IRA, ale nie zapomina także dla pełnego obrazu przedstawić sylwetek członków UDA i UVF. Najbardziej wstrząsające są opisy zbrodni psychopatycznego gangu Rzeźników z Shankill. Bandyci stosowali wyrafinowane tortury, ofiary umierały długo, w męczarniach, jeszcze żywym odcinano głowę, aż do kręgosłupa, dołem wyciągano język. W książce znajdziemy też sporo informacji o sąsiedzkich samosądach dokonywanych przez byłych paramilitarnych. W niektórych dzielnicach policja nie jest mile widziana, a spory rozstrzyga się we własnym zakresie. Ci, którzy wielokrotnie upominani dalej naginają niepisane reguły sąsiedzkiego współżycia, kończą z przestrzelonymi kolanami, czasem również łokciami.
Autorka pięknie pisze o miłości, o nadziei, która tli się w mieszkańcach miasta, porusza także temat depresji, alkoholizmu, samobójstw. Aleksandra Łojek operuje lekkim, klarownym stylem, przez co trudno się oderwać, nawet od tych najmroczniejszych fragmentów reportażu. Jeszcze zanim zaczęłam czytać tę książkę wiedziałam, że będzie interesująca. Przedsmak tego, co mnie czeka mogłam bowiem poczuć za sprawą reportażu Ewy Winnickiej „Angole”. Tam Ola, lat 41, we fragmencie „W mieście Titanica” opowiada o życiu w Belfaście. Właśnie w ten sposób czytelnik może poznać autorkę książki „Belfast. 99 ścian pokoju”. Lekturę obu tych reportaży gorąco polecam.
foto: archiwum własne |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz