foto: archiwum własne |
Powieść dosyć kontrowersyjnego francuskiego pisarza, eseisty, reżysera, autora piosenek, poety opowiadająca losy artysty- Jeda Martina. Twórca ten rozpoczął oszałamiającą karierę fotografując mapy Michelina, a jego wysoką pozycję w świecie sztuki ugruntował stworzony następnie cykl obrazów przedstawiających "proste zawody". Tematyka książki nie ogranicza się jedynie do opisu biografii artysty, Houellebecq pisze o sztuce fotografii, malarstwie, architekturze, literaturze, a także upadku cywilizacji. Podkreśla nietrwały charakter wszelkich wytworów stworzonych ręką człowieka, przepowiada unicestwienie gatunku ludzkiego, przewiduje "totalny triumf świata roślinnego". Autor czyni siebie samego jednym z bohaterów powieści, Jed Martin zwraca się do niego z prośbą o napisanie wstępu do katalogu jego wystawy indywidualnej. Jest to niewątpliwie okazja dla czytelnika by bliżej poznać Houellebecqa. I, o dziwo, można go nawet polubić, pomimo całej jego introwertyczności, aury samotnika, zdegenerowanego alkoholika, rasisty i islamofoba, cech zresztą niesłusznie mu przypisywanych. Z książki wyłania się obraz mężczyzny wrażliwego, przejętego upadkiem wartości, niepotrafiącego stworzyć relacji z drugim człowiekiem, osamotnionego. Jed Martin również posiada część tych cech, dlatego między nim a pisarzem zawiązuje się delikatna nić przyjaźni. W powieści jako bohater pojawia się także Frédéric Beigbeder. O tym, że Panowie się przyjaźnią i niezwykle pochlebnie wyrażają o sobie nawzajem w swoich książkach pisałam już przy okazji omawiania "Pierwszego bilansu po apokalipsie". Prawdą jest, że Beigbeder jest obecnie jednym z najbardziej obleganych paryskich celebrytów i rzeczywiście ma w sobie coś, co budzi ciepłe uczucia- może to jowialność, afirmacja życia, zadziorny błysk w oku, a na pewno nonszalanckie podejście do literatury. Rozpłynęłam się całkowicie przy wzmiance o André Le Nôtre, francuskim architekcie krajobrazu, sama pisałam o nim w jednym z moich autorskich opowiadań ("Czytająca dziewczyna"), nie ma to jak XVII wieczny snobizm ogrodniczy. Uśmiechnęłam się, gdy okazało się, że Olga, dziewczyna Jeda namiętnie słucha Joe Dassina. Do tej pory zdarza mi się zanucić pod nosem "Et si tu n'existais pas". W trzeciej części Houellebecq opisuje swoją własną śmierć, policjanci kilka lat usiłują rozwiązać związaną z morderstwem zagadkę, odkryć kto i dlaczego zamordował pisarza, w śledztwie pomaga im nie kto inny jak Jed Martin. W epilogu pojawia się jeszcze jeden ciekawy francuski pisarz- Thierry Jonquet, autor między innymi "Tarantuli", o której pisałam na blogu w styczniu. Oczywiście wydanie "Mapy i terytorium" nie mogło się obejść bez kontrowersji, jak to u Houllebecqa, okazało się, że autorowi zdarzyło się w paru miejscach zacytować Wikipedię, niestety bez podania źródła, stąd dodane później podziękowania, w których przyznaje się do korzystania z Wolnej encyklopedii. Wreszcie, nie sięgnęłabym po tę książkę gdyby nie rekomendacja znakomitej tłumaczki- Beaty Geppert, za co jestem jej niezwykle wdzięczna. Teraz czekam z niecierpliwością na przekład "Uległości" jej autorstwa. Książkę oczywiście polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz