foto: archiwum własne |
Po całkiem niezłej debiutanckiej “Wiedeńskiej grze” i nieco gorszej “Szmaragdowej tablicy” sięgnęłam po trzecią, wydaną niedawno, powieść Carli Montero. Zachęciła mnie do tego piękna okładka, miejsce akcji- Wiedeń i okres dziejów z jakim mamy do czynienia w powieści- początek dwudziestego wieku. Secesja. Przed oczami miałam piękne obrazy Alfonsa Muchy, Gustava Klimta i naszych polskich twórców- Józefa Mehoffera (“Dziwny ogród” to obraz, w który godzinami mogłabym się wpatrywać w Muzeum Narodowym), Stanisława Wyspiańskiego. Co więcej, deklaracja zamieszczona na okładce wyraźnie sugerowała, że o Klimcie będzie w książce sporo “I choć Montero nie wymienia nazwiska konkretnego malarza, jego charakter i usposobienie wskazują na postać Gustava Klimta”. Nie jestem w stanie dociec, co autor tego opisu miał na myśli, ale postać malarza wymieniona jest z nazwiska w powieści dokładnie trzy razy- na stronie 37, 43 i 46. Nie ma on żadnego związku z artystą- Aldousem Lupu, który zresztą nie jest najważniejszym bohaterem tej książki. Dalszą lekturę uprzyjemniałam więc sobie nucąc pod nosem pewną piosenkę zespołu Fleetwood Mac. Głównymi postaciami powieści są detektyw Karl Sehlackman, jego przyjaciel Hugo von Ebenthal i tajemnicza modelka- Ines. Mamy tu całkiem sprawnie napisany kryminał, trup ściele się gęsto, wypatroszone ciała pięknych kobiet zalegają na brukowanych uliczkach Wiednia i w rynsztokach, a czasu na rozwiązanie zagadki jest coraz mniej. Śledczemu brakuje poza tym nieco błyskotliwości. Mnie również dedukcja sprowadziła na manowce i nie potrafiłam odgadnąć mordercy prawie do samego końca. Może zresztą spowodował to natłok wydarzeń. Mamy tu bowiem między innymi romans, który mógłby zakończyć się mezaliansem, seanse spirytystyczne, chińskie lampiony, taniec brzucha, psychoanalizę, wystawę malarstwa i fotografii, no i oczywiście krwawe, brutalne zbrodnie dokonywane ma modelkach. Wydaje mi się, że autorka sama zagubiła się w bogactwie treści, a może to wina tłumaczenia, ale w tej książce nawet kot zamienia się w pewnym momencie w psa, co wywołało u mnie niczym nieskrępowany atak śmiechu. I tylko secesji jest tu jak na lekarstwo. Carla Montero oprócz Klimta wymienia również Frances MacDonald (“Ogród w księżycowej poświacie”), Edouarda Maneta (“Śniadanie na trawie”), Victorine Meurent (pozowała jako modelka Manetowi, później stała się niezależną artystką), pojawia się nawet Pablo Picasso (w jego twórczości w tym czasie kończy się okres błękitny, a zaczyna różowy). Z wielkich ludzi epoki spotykamy ponadto na kartach powieści Gustawa Mahlera (pisząc ten tekst słuchałam jego Symfonii nr 4 G- dur) i Zygmunta Freuda, którego cały wkład we współczesną medycynę sprowadza się według autorki do stworzenia pojęcia kompleks Edypa i niemego potakiwania utyskiwaniom pacjenta spoczywającego na kozetce. Przypomnijmy, że Freud był nominowany dwunastokrotnie do Nagrody Nobla z dziedziny medycyny. Moją sympatię wzbudziła postać Ines, wydała mi się podobna do Sugar z powieści Michela Fabera “Szkarłatny płatek i biały”. Przez moment baronowa Kornelia von Zeska kojarzyła mi się z hrabiną Ellen Olenską z “Wieku niewinności” Edith Wharton, natomiast fizjonomia jej towarzysza, Alexandra de Behra (vel Sandro) przypominała mi do złudzenia Johna Galliano. Ponadto dowiedziałam się, że las pachnie miętą oraz, że można kogoś “pogładzić spojrzeniem”. Książkę czyta się szybko, intryga kryminalna nie jest zła, może nieco wtórna (vide historia Kuby Rozpruwacza), tylko Wiedeń, secesja, Klimt- za dużo sobie obiecywałam po tej kombinacji. Można przeczytać w chłodny listopadowy wieczór, ale arcydzieło to nie jest, a mogło być tak pięknie. Zresztą oceńcie sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz