|
foto: archiwum własne |
Z pozoru mało skomplikowana historia napisana prostym językiem, bez zbędnych ozdobników. Oto mamy chłopca- Mohammeda, który zakochuje się w dziewczynie z sąsiedztwa- Minie. Dawniej bawili się razem, świetnie rozumieli, teraz młoda kobieta nie chce słyszeć o chłopaku, nie odwzajemnia jego fascynacji. Mohammed niewiele myśląc udaje się do starej wróżbiarki, która po otrzymaniu kilku włosów Miny rzuca zaklęcie. “Nie ma nic złego w świecie, gdzie można dostać miłość za kilka włosów.”I tu rodzi się pytanie czy sztucznie wygenerowane uczucie jest w stanie przetrwać próbę czasu, a także niechęć otoczenia (rodzice obojga nie akceptują związku)? Początkowo Mina i Mohammed spędzają ze sobą coraz więcej czasu, oczywiście dochodzi między nimi do zbliżenia, chłopak obiecuje dziewczynie ślub. Jednak ślepe przywiązanie Miny, miłość, która wylewa się z niej wszystkimi porami skóry, zaczyna Mohammedowi ciążyć. Czyżby jego fascynacja była tylko chwilowa? Dopiero groźba spędzenia wielu lat w więzieniu przekonuje go do wizyty u urzędnika. Po ślubie Mina, z pomocą swojej matki odkrywa, że padła ofiarą zaklęcia, że to, co czuje to czary, a nie miłość. I zaczynają się problemy...wzajemnie animozje, które raz słabną raz przybierają na sile. Nie chcę tu zdradzać treści. Przewrotne jest to, że gdybyśmy nie wiedzieli nic o zaklęciu to mielibyśmy wrażenie, że czytamy o parze wyjątkowo niedobranych ludzi, którzy po tym, jak wyczerpała się więź fizyczna odkryli, że nic ich jednak nie łączy. Uczucia zmieniają się, przygasają, jeśli nie towarzyszy im przyjaźń, wspólna pasja, czy zrozumienie dla potrzeb drugiej osoby związek nie ma racji bytu. Czy trzeba zaklęcia, żeby to zrozumieć? Wydaje się, że taka jest po prostu kolej rzeczy. Z miłością nie należy igrać, nikogo nie można do niej zmusić, a za każdy czyn ponosi się srogie konsekwencje, o czym przekonał się Mohammed. Po burzliwym rozstaniu Mina postanawia zabić męża i prawie jej się to udaje. Chłopak przez cały okres małżeństwa, a także po nim pozostaje jednocześnie w homoseksualnym związku ze swoim patronem- Panem Davidem, Anglikiem, właścicielem hotelu. Układ ten stanowi jego główne źródło utrzymania. Na okładce książki czytamy, że jest to opowieść między innymi o zderzeniu kultury marokańskiej z zachodnim stylem życia. Ja bym zaryzykowała stwierdzenie, że zderzenie to zbyt mocne określenie, raczej wzajemne przenikanie się, fascynacja, przynajmniej w tym pierwszym utworze. W książce, oprócz tytułowego opowiadania, możemy odnaleźć przepiękne ilustracje, będące dziełem samego autora i trzy inne, krótkie utwory: “El Fellah”, “Święty przez przypadek”, “Sajjad”. Ciekawe jest to, że Mohammed Mrabet sam nie spisał swych opowiadań, przekazał je ustnie swojemu przyjacielowi Paulowi Bowlesowi, który przetłumaczył je na angielski i wydał. Polecam ja i Henry Miller, który powiedział: “Mrabet rozumie siłę prostoty”.