|
foto: Wydawnictwo WAB |
Istny rarytas. Co ciekawe mimo, że już na pierwszych stronach książki dowiedziałam się kto zabił i kto został zamordowany nie przeszkadzało mi to w gorączkowym dalszym czytaniu. Tak jak przydzielony z urzędu obrońca, notabene mający związki osobiste z ofiarą (klasyczny konflikt interesów), chciałam się dowiedzieć jaki był motyw zbrodni. Sprawa, która wydaje się być z góry przegrana nagle po odkryciu wszystkich wątków nabiera rumieńców i przestaje być tak jednoznaczna. Historia sięga II Wojny Światowej i hitlerowskich zbrodni. Powiecie, że temat oklepany i wczorajszy, ale nie w tym ujęciu. Duży nacisk jest tu kładziony na wadliwe ustawodawstwo niemieckie (ale czy to była wada czy efekt zamierzony?), a w szczególności na tzw. Ustawę Drehera, która pozwoliła uniknąć odpowiedzialności za nazistowskie zbrodnie tysiącom morderców, spowodowała uniewinnienie wielu katów, a także masową amnestię już skazanych. Wprowadzono ją szybko, dokładna data to: 1 października 1968 roku, przepchnięto, wydawała się z pozoru nieszkodliwa, dopiero prasa ujawniła skandal jakiego się w ten sposób dopuszczono. Zmiana kwalifikacji czynu z mordercy na pomocnika w zbrodni plus zmiana czasu przedawnienia sprawiły, że czyny teraz zabójców, już nie morderców uległy przedawnieniu. Jak wiadomo, kiedy czyn karalny ulega przedawnieniu nie da się tego cofnąć. Prawo nie działa bowiem wstecz. Podsumowując: Niemcy Eduardowi Dreherowi, który za czasów III Rzeszy był pierwszym prokuratorem przy Sądzie Specjalnym w Innsbrucku, a po kapitulacji pracował w RFN jako adwokat, a następnie jako wysoki urzędnik w Federalnym Ministerstwie Sprawiedliwości, “zawdzięczają” polityczny skandal i ośmieszenie się na arenie światowej, a także uzasadnioną dezaprobatę światowej opinii publicznej. Kolejna ciekawostka dotyczy samego autora, jest on wnukiem nazistowskiego zbrodniarza, wielokrotnie w wywiadach podkreślał niechęć i obrzydzenie dla hitlerowskich zbrodni, piętnował czyny swojego dziadka. Słowa, które na końcu książki wypowiada Johanna (wnuczka ofiary, a jak się później okazało również wojennego zbrodniarza) mogą być równie dobrze słowami samego Ferdinanda von Schiracha: “ Czy i ja taka jestem?” W książce, poza interesującą treścią, zachwyciło mnie bogactwo detali, niezbyt skomplikowany język prawniczy i klimat- trochę jak w filmie “Bezmiar sprawiedliwości”. Szczerze polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz