środa, 20 sierpnia 2014

“Hańba” J.M. Coetzee

Z noblistami i zdobywcami wszelakich nagród typu Booker, Nike mam zawsze iście gombrowiczowski problem – jeśli coś trzeba czytać, bo ktoś “wielkim pisarzem był/jest” to mnie automatycznie odrzuca. Z tego powodu dopiero teraz (Nobel 2003) sięgnęłam po Coetzee, dla przykładu Mo Yan jeszcze leży i“dojrzewa” na półce. “Hańba” jest lekturą niezywkle ciężką, zwłaszcza dla kobiety. Czytając czułam się jakbym zapadała na dwubiegunową chorobę afektywną, na początku nie lubiłam głównego bohatera, później przełamałam się i zaczęłam go lubić tylko po to, żeby kilkadziesiąt stron później zacząć go nienawidzić a za chwilę mu współczuć. David Lurie, profesor kapsztadzkiego uniwersytetu jest po prostu człowiekiem, który nie potrafi wzbudzić sympatii w czytelniku- to zblazowany, znudzony życiem, podstarzały playboy i egoista. W ostatnim porywie żądzy (albo nie jest wykluczone, że z nudów) nawiązuje romans z jedną ze swoich studentek. Nie trwa to długo, ale wystarcza, żeby zniszczyło mu karierę. Dziewczyna na niego donosi, komisja dyscyplinarna usuwa go z uczelni, Lurie podkula ogon i ucieka na wieś do córki. Relacja między nim a Lucy jest delikatnie mówiąc napięta. I niestety do końca powieści lepiej nie będzie. Na farmę napadają autochtoni, okradają ją i dokonują gwałtu na córce profesora. I tu następuje coś, czego nie rozumiem i nie mogłam znieść tego w książce, w usta kobiety włożone jest tak absurdalne wytłumaczenie tej sytuacji, że długo przecierałam oczy, żeby zobaczyć, że Coetzee naprawdę to napisał. To wydarzenie pokazuje, że David Lurie ma jednak jakieś uczucia, może odczuwać lęk, współczucie, niepokój o córkę, bezsilność- w chwili największej próby zawiódł jako ojciec. Próbuje zaopiekować się Lucy, szuka sprawiedliwości. Tymczasem okazuje się, że w Afryce możliwa jest sytuacja, w której sprawców nie spotka kara, co więcej córka profesora będzie musiała żyć niemalże pod jednym dachem z jednym z oprawców. Książka ukazuje przemianę jaka zachodzi powoli w głównym bohaterze, ukazuje też nieuchronność przemijającego czasu (Lurie ma ogromny kłopot z zaakceptowaniem tego, że najlepsze lata ma już za sobą). Profesor tylko przez krótką chwilę pokazuje nam naprawdę ludzkie oblicze- podczas usypiania zwierząt w klinice i kiedy towarzyszy im w ostatniej drodze do krematorium...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz